Wpis z mikrobloga

Kochani nie uwierzycie co mnie ostatnio spotkało. Wchodzę sobie na groupona, żeby znaleść jakiś kupon na tańszego kebsa, a tu na samej górze wielki napis: "Wycieczka do Chin – TANIO!!! Zwiedź Państwo Środka – od środka". Cena była podejrzanie niska (150 zł + ceny biletów za tydzień), ale komentarze były pozytywne, więc zaryzykowałem. Mieliśmy jechać autokarem przez ogarniętą wojną Ukrainę, w tym obwód doniecki, potem południowe tereny Rosji, Kazachstan by w końcu dotrzeć do upragnionych Chin. Wrzuciłem na swoją mp3 piosenkę opa gangnam stajl, żeby liznąć trochę języka po drodze . Punktulanie o 5.40 stawiłem się pod hotelem "Nostalgia" skąd wyruszyć miał autobus. Na parkingu czekało kilkadziesiąt osób z czego jedna trzecia to byli Chińczycy wracający do domu na urlop czy #!$%@? wico. Od razu podszedł do mnie kierownik wycieczki, pieprznął teczką w tył głowy, powiedział, że przecież wyraźnie było napisane, że tylko bagaż podręczny jest dozwolony i wyszarpał mi moją walizkę na kółkach. Nie zdążyłem wyjąć nawet ręczników ani swojego ulubionego niebieskiego grzebienia. Potem wpuszczał wszystkich zgodnie z listą i przydzielał siedzenia, a Chińczykom otworzył luk bagażowy, do którego posłusznie wpełźli. Ja dostałem miejsce 16B, byłem nawet zadowolony bo mój współpasażer był zadbanym panem w średnim wieku, miał na sobie dobrze skrojoną marynarkę, zegarek wart więcej niż autobus którym jechaliśmy i oprawki do okularów warte tyle co życie Chińczyków z luku. Jak tylko ruszyliśmy wyjął swojego smartfona (Xiaomi Red Rice) i zaczął grać w Angry Birds. Niby jakoś levelował, ale wszytkie levele tylko na jedną gwiazdkę, bo tak bez sensu rozwalał te ptaki dookoła zamiast jebnąć prosto w świnie.
- Chyba Pan nie rozumie tej gry. - Powiedziałem – Po co pan tak to ptactwo rozwala wszędzie dookoła?
- Dokonuję projekcji siły, synu. - Odpowiedział miękkim głosem. - Świńskie mocarstwo hearthlandowe zawsze będzie dążyło do poszerzania swojego limes, dlatego ja, w ramach niu grand stratedżi buduję wokół niego tzw. sznur pereł.
- No to pozdro, nigdy Pan nie wyląduje na highscore z takim podejściem – zaśmiałem się i odpaliłem sobie gangnam stajl.
- Polecam poczytać Mackindera – prychnął mój towarzysz podróży. Nagle na tylnim siedzeniu ktoś zagulgotał, zaharczał, zająknął się, w końcu wykrztusił:
- Ajsem tibiti ooo, dzień dobry, czy mnie wzrok nie myli toż to sam pan mecenas Jacek Bartosiak! Widziałem wszystkie pana nagrania, subskrybuję pański kanał na youtube. Janusz Korwin Mikke, do usług.
- Ale ja nie mam kanału na jutjub. - burknął pan Jacek, po chwili zreflektował się jednak. - Dziękuję jednak za miłe słowa o moich wykładach.
Korwin jednak zdążył już zasnąć i chrapał splótłszy ręce na brzuchu. Mnie też wkrótce zmorzył sen. Obudziło mnie mlaskanie i szelest folii aluminiowej. Nie mogłem uwierzyć – pan Jacek otworzył mój plecak i bez żenady pożerał kanapki, które przygotowałem na całą podróż.
- Życie jest grą o sumie zerowej młody człowieku – powiedział oblizując palce.
- To znaczy?
- Nie rozumiesz meandrów geopolityki, więc odpowiem Ci jak Kubuś Puchatek. Przygotowałeś dla nas sześć kanapek. Ja już swoje pięć zjadłem. Rimlanduj z tym. - i odwrócił się do mnie plecami.
- Ajsem. - przywitał się Korwin wciskając głowę między siedzenia, odbeknął i powiedział – ja mam takie paróweczki jakby ktoś był głodny.
Nie było jednak czasu na dalsze rozmowy o jedzeniu, bo podszedł kierownik wycieczki i zaczął rozdawać kamizelki i hełmy z napisem "Press". Zbliżaliśmy się do Doniecka. Resztę drogi spędziłem skulony na podłodzę wśród świstu kul, widziałem jak pan Jacek czołga się od plecaka do plecaka i wyjada innym zapasy. W Rosji wycieczkę opuścił Korwin, pojechał na północ spotkać się "z jego ekscelencją panem Putinem". W Kazachstanie, w okolicy miejscowości Czerkyl kierownik wycieczki zarządził spotkanie organizacyjne.
- Dziś mija siódmy dzień wycieczki, ostatni przez Was wykupiony. Od teraz radzicie sobie sami. - powiedział i wrócił do busa. Z tylnej kieszeni spodni wystawał mu mój niebieski grzebień. #!$%@?.
- Ej fajfusie. - podszedł do mnie pan Jacek. - jak chcesz przeżyć to trzymaj się mnie. Mam trochę zapasów z busa, razem jakoś przebijemy się do Chin.
I wyruszyliśmy. Pan Jacek miał plan. Mielismy bardzo mało pieniędzy, nie starczyłoby nam na transport powrotny. Plan był więc taki, żeby zamówić w Chinach cały kontener ubrań, zegarków i elektroniki i samemu do tego kontenera wsiąść i dać się odesłać do domu. Pan Bartosiak to ma łeb. Nie wiedziałem tylko do czego ja jestem potrzebny.
- Cieżko się samemu zasuwa taką klapę kontenera od środka. - wyjaśnił pan Jacek. - Dobra młody, zbliżamy się do chińskiej granicy, zagadaj strażników a ja ich ogłuszę.
Podszedłem do budki wartowniczej i powiedziałem: "ono igajagi jodżia". Strażnicy zaśmiali się i odpowiedzieli "op, seksi lejdi", jednak ich śmiech trwał krótko, padli od szybkich ciosów Bartosiaka.
- Małe żółte kukiełki. - splunął pan Jacek. Zacząłem protestować, że jak to, że przecież to wielkie mocarstwo, które może być nowym hegemonem światowym, że mają zdolności rozpoznawcze i w ogóle widzą lotniskowce w czasie rzeczywistym i pan to wszystko mówi na wykładach...
- Te wykłady to ściema. - żachnął się Bartosiak. - Mi chodzi o prezentację marki. - Podciągnął rękaw marynarki. - Zegarki. - Stuknął palcem w okulary. - Oprawki. - Złapał się za klapy marynarki. - Ubrania. - Stuknął obcasem. - Buty. Wykład jest dla mnie jak wybieg, rozumiesz, gnojku, będę sprzedawał ciuchy z aliexpress, złoty biznes. A teraz ładuj się do kontenera.

Kochani, działo się to wszystko trzy miesiące temu. Wczoraj wyszedłem z kontenera...
#pasta #bartosiak #heheszki #korwin #witamsie
  • 10