Wpis z mikrobloga

Zapowiadali u mnie w mieście niedawno otwarcie restauracji pod taką angielską nazwą - w szkole uczyli mnie rosyjskeigo, więc nie bardzo wiem jak to napisać - ale brzmiało to jak trak natryczyn, czy jakoś tak. Moja matka jest lekarzem chirurgiem w prywatnej klinice i w ramach "podziękowania" za sprawną operację plastyczną dostała jakieś bilety, czy c--j wie co, właśnie do tej restauracji, na to wielkie otwarcie inb4 parasola… No i postanowiła że naszą rodzinę tam zabierze. Ojciec się jakoś wykpił, że on uczulony na niedomowe żarcie i że miał zamiar naprawić zmywarkę (c---a naprawił, a wystarczyło tylko filtr wymienić, niezły łamaga xD). Tak naprawdę poszedł na p--o z kumplami. Siostra się akurat wyprowadziła w zeszłym tygodniu i na mnie spadł obowiązek pójścia z mamuśką, no bo

hurr durr, jak to tak sama, nie pójdę przecież bez nikogo

Więc w niedzelę o 18.30 ubrałem się w garnitur, matka w jakąś sukienkę wieczorową i ojciec nas podrzucił pod tą restaurację.
Oczywiście pod budynkiem, który w sumie nie wyglądał jakoś nadzwyczajnie, mnóstwo pasatów i golfów razem z właścicielami: januszami z wąsami po uszy i łysymi sebkami, który głowa wyrasta z ramion xD
No nic, wchodzimy do środka, a tam w przedsionku zdjęcia jakichś półnagich, umięśnionych facetów w slipach wymazianych na brązowo w jakichś dziwnych pozach, szczerzą się do nas jak jakieś p----y, a moja matka się zaczerwieniła, bo podobno do niej na operację same janusze i grażynki przychodzą, dawno takiego "ładnego ciała" nie widziała.
Dochodzimy do recepcji a tam taka góra mięsni stoi w szarym dresie i bluzie z jakąś taką siódemką na klacie - to chyba było logo tej restauracji. Przywitał matkę, całując ją w rękę i zaczął kokietować, że jak tam pani doktor, że akurat ma przerwę od treningów i tak dalej. Ja lekko znudzony się rozglądam, to mi podał grabę, ścisnął łapę tak, że chyba mi zmiażdżył wszystkie kości i puścił oczko. Zaprowadził nas na miejsce, tu się trochę zdziwiłem, bo nie było w sumie w ogóle ludzi. Nie dostaliśmy kart ani nic, tylko ten koleś - nie wiedziałem jak się wtedy nazywał - powiedział że zaraz wróci. Pytam się matkę co to za gość, a ona że spoko, jej klient, któremu klatkę operowała, jakiś botoks czy coś mu w c---i wciskała, bo podobno jakieś problemy ma. Tak chwilkę porozmawialiśmy, gdy nagle wraca nasz gospodarz stękając i niosąc wielki gar xD. Położył na stole, pobiegł znowu do drzwi i wrócił z talerzami. Lekko zaciekawiony co tam w tym garze jest, chciałem zajrzeć do środka, ale gdy tylko podniosłem ręke to ten koksu trzasnął mnie po łapie. Spojrzałem na niego zaskoczony, a on tylko zaczął coś mruczeć pod nosem, jakieś modlitwy chyba, chociaż bardziej to wyglądało jakby coś liczył. W końcu skończył, podniósł pokrywę gara i buchnęła para. Włożył łyżkę do środka i nałozył nam wszystkim po porcji tej potrawy… Potrawa to dużo powiedziane xD. To była poprostu kasza, zaśmiałem się lekko pod nosem, a on jak nie ryknie

KASZA JAGLANA TO KRÓLOWA KASZ

i zaczął tą kaszę w--------ć jak jakaś świnia, nawet sztućców nie używał. Matka zdzwiona też zaczyna jeść i ja żeby wstydy nie robić też. Ciszę przerywał tylko stukot widelców o talerze i odgłosy przeżuwania właściciela. Wszyscy skończyli, to on znowu sięgnał po łyżkę i dołożył sobie, spojrzał na matkę, ta pokiwała głową to mi dołożył.

MAKROSY SIĘ MUSZĄ ZGADZAĆ

Mysłałem że się zrzygam. Lubię kaszę, ale k---a z dodatkami, a nie na sucho, bez niczego. Nawet wody k---a nie dał. Jakoś skończyłem porcję, ale on znowu dołożył. Powiedziałem że nie dam rady, spojrzał na mnie groźnie, więc jakoś wcisnąłem w siebie jeszcze trochę kaszy. Jak s------l zobaczył że skończyłem, to znowu dołożył kaszy. To już była przesada, powiedziałem, że "nie dziękuję", a on wstał tylko, podszedł do mnie i ryknał

STO PROCENT ALBO NIC

puścił oczko i jedną reką rozwarł mi szczęki, a drugą zaczął wsypywać kaszę. Moja matka zaczeła protestować "panie Michale, co pan robi?", a on w tym swoim amoku tylko "KASZA", "KASZA JAGLANA", "MAKROSY", "J----Y NATURAL" i jakieś inne okrzyki, których nie pamiętam. Próbowałem się wyrwać, no ale nie dało rady. To ostatnie co pamiętam. Obudziłem się rano, z sińcami wszędzie i z posmakiem kaszy jaglanej w mordzie. Matka akurat siedziała przy moim łózku, dala mi stówe i powiedzała żebym nie mówił ojcu. Stówa piechotą nie chodzi, to mu nie powiedziałem, ale od tamtej pory mam obrzydzenie do kaszy jaglanej.

#karmowski #kaszajaglana #silownia #mirkokoksy #100%albonic
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach