Wpis z mikrobloga

Mirki, mój dziadek zmarł zanim zacząłem ogarniać, no i niestety za dużo opowieści wojennych to nie pamiętam. Niedawno się dowiedziałem jednak od ojca o historii, która dała mi sporo do myślenia.
Pewnej nocy jak stacjonowali gdzieś w lesie, dowódca wytypował trzech żołnierzy (w tym mojego dziadka), coby poszli do najbliższej wioski i ogarnęli jakieś jedzenie od ludzi. Jak już się szykowali do wyjścia inny żołnierz podleciał do dowódcy i pyta czy nie mógłby za Mariana (mojego dziadka) pójść, bo ma dziewczynę w tej wiosce i chciałby przy okazji ją odwiedzić. Dowódca się zgodził i... żaden z tych 3 nie wrócił.
Dziwne uczucie wiedzieć, że żyję dzięki czyjejś wybrance. Ciekawe czy chociaż zdążył ją zobaczyć...

#iiwojnaswiatowa #historiazolnierza #feels
  • 20
@Hayabussa:
Moja - świętej pamięci już - babcia jest z Wizny. Linia frontu była w Wiźnie, więc i dużo Niemców było.
Babcia (niska blondynka) spodobała się jakiemuś Niemcowi z czaszką na czapce (SS), więc przychodził i zarywał do niej. Dzieciakom przynosił czekoladę i jakieś tam rzeczy do jedzenia lepsze. Rodzina nie miała źle podczas okupacji, bo Niemiec myślał, że babcia sama jest. Nie wiedział że, babcia urodzona w 1920, a już
@Hayabussa: Ja za to słyszałem opowieść, że po pradziadka i jego rodzinę przyjechał Niemiec żeby ich zabrać bodajże do obozu za pomoc partyzantom ale wstawiła się za nimi folksdojczka i wyprosiła, żeby zostawił prababcie z dziećmi. Niemiec się zgodził, zabrał pradziadka i już ślad po nim zaginął. Też dziwne uczucie dla mnie, że żyje dzięki tej folksdojczce i litości Niemca
@MiedzyInnymi: @mlody_q:w temacie wywózek itp., to mojej babci siostra rodzona, która jeszcze żyje, ale niezbyt ogarnia już, była wywieziona do bauera gdzieś w okolice drezna. Stary niemiec był bezlitosny, bił, darł się itp, ale jego żona była bardzo miła. Kiedy nadeszła wigilia po prawie roku u nich i grali na fortepianie cicha noc, śpiewając siostra babci się popłakała, że aż tamta żona ją pocieszała. Po świętach w ukryciu dała jej
@Hayabussa: wielu Niemców żyjących w Polsce pomagało AK i innym frakcjom partyzanckim. Moja rodzina została wypuszczona z więzienia dzięki wstawiennictwu lokalnych przemysłowców niemieckich i pana Vogla który podjął się tłumaczenia w Gestapo (mimo, że moja babcia znała niemiecki postanowiła skorzystać z tłumaczenia człowieka przychylnie nastawionego). Dla wszystkich kara śmierci za przechowywanie osób poszukiwanych (wojskowi, lekarze, nauczyciele, żydzi) i działalność w partyzantce. Najdłużej siedział brat babci - 1 miesiąc w celi śmierci.