Wpis z mikrobloga

Jak tam Wam biegowo rok minął drogie Mirki? Jeżeli chodzi o mnie:

Zrobiłem 916km. Gdybym biegł w linii prostej - dobiegłbym spod domu na Plac św. Marka w Wenecji. Mierząc "po ulicach" dobiegłbym do Hochheim nad Menem.

Podbiegłem pod górę 3132 m - to tyle ile wynosi wysokość Pointe de Literole w Pirenejach. Nigdy tam nie byłem, ale brzmi imponująco.

Spaliłem 68973kcal. Czyli równowartość 226 cheeseburgerów z McD, które kosztowałyby mnie 791 złotych. Zakładając że "spalenie" 1 kg tłuszczu odpowiada 7000kcal - jest mnie 9 kilo 853 gramy mniej. Albo to tak jakbym nie jadł przez 34 dni, zakładając dzienne spożycie kalorii na poziomie 2000kcal.

Wyszedłem z domu 104 razy. Daje mi to średni dystans 8,8km na trening. To dokładnie tyle ile mam ze swojej piwnicy na najbliższą stację benzynową i z powrotem, gdyby na imprezie zabrakło alkoholu.

Biegałem przez 3 dni 14 godzin 12 miunt i 32 sekundy: czyli codziennie poświęcałem 14 minut i 10 sekund na tuptanie, czyli minutę i 10 sekund dłużej niż trwa statystyczny stosunek Polaka... Co nie znaczy że on ciupcia codzienie.

Wystartowałem oficjalnie w 2 półmaratonach i 3 dyszkach. W porównaniu z zeszłoroczną dychą poprawiłem swoją życiówkę o 5 minut 20 sekund. Zabrakło tylko maratonu... Ale wtedy nie miałbym postanowień na ten rok. Zatem: do dzieła!

#bieganie #podsumowanie2015