Wpis z mikrobloga

Historia o kapciach pod choinkę @OstrzeKtoreZabijaLewakow okazała się fejkiem, ale i tak nigdy nie zaszkodzi chwilę się zatrzymać nad problemem. W końcu podobne historie się zdarzają - sam to przeżyłem ładnych 10 lat temu, gdy od ojczyma (będącego wtedy mężem mojej mamy już tylko formalnie) dostałem trochę owoców, a dwójka mojego młodszego rodzeństwa (jego dzieci) wypasione zestawy zabawek. Dla mnie, jako dzieciaka, był to spory cios (dorosły to sobie jakoś poukłada, ale nastolatek czuje się jak dziecko drugiej kategorii i piąte koło u wozu w rodzinie) który rozwiał ostatecznie z trudem utrzymywaną iluzję posiadania kompletu rodziców. Takie w sumie #oswiadczenie i #truestory bo nie rozpowiadam o tym w prawdziwym życiu.

Tak czy inaczej, problem jest szerszy i dotyczy szczególnie często zjawiska, w którym mimo bycia o wiele bardziej zaangażowanym w pomoc rodzicom/dziadkom, oni i tak będą bardziej cenili te niewdzięczne, zaszyte na drugim końcu świata dzieci/wnuki. Ta niewdzięczność wynika z psychologii - to, co mamy na co dzień nas przyzwyczaja, podczas gdy rzeczy których nie mamy (a zwłaszcza które straciliśmy) budzą w nas chęć posiadania i wytłumiają krytyczne myślenie o nich. Cholera, przecież cały problem z #friendzone oscyluje wokół tego: kobieta tęskni za byłym lub za facetem, którego nie może mieć, idealizuje go (nie dopuszcza do siebie krytyki na jego temat, nie obraża się za olewczy stosunek względem niej), podczas gdy kręcący się koło niej pomocny niedźwiadek, zawsze do dyspozycji i zawsze z ramieniem gotowym na pochłonięcie łez, nie ma szans zdobyć od niej uwagi jako potencjalny partner. Z drugiej strony, gdy niedźwiadek się w końcu przełamie i zerwie taki patologiczny układ, kobieta często "nagle przegląda na oczy" i dostrzega, co utraciła.

Z pomaganiem rodzicom, szczególnie gdy są starsi i schorowani, jest często bardzo, bardzo podobnie. Obecność pomagającego syna nie tylko ich przyzwyczaja i z czasem wygasza wszelką wdzięczność, ale również budzi poczucie, że sam fakt bycia rodzicem/dziadkiem sprawia, że IM SIĘ PRZECIEŻ NALEŻY. Jednocześnie o nieodzywających się innych dzieciach nie myślą w kategorii "ten gnój nawet nie zadzwoni" tylko "och, ale by było wspaniale, gdyby Maciuś się w końcu odezwał... zapiszę mu mieszkanie, to może chociaż po mojej śmierci będzie o mnie dobrze myślał". Taka sytuacja potrafi być wykańczająca psychicznie dla pomagającego dziecka/wnuka - każdy, kto opiekował się kiedyś starszą osobą zadrapaną "pazurem starczego zgorzknienia" wie, o czym mówię. To podobna kategoria relacji, co toksyczne #zwiazki - nie dość, że strona "toksyczna" jest pozbawiona poczucia wdzięczności względem dwojącego się i trojącego w staraniach partnera, to jeszcze ów "zatruwany" partner nie potrafi wzbudzić w sobie bycia krytycznym wobec zachowań toksycznego, za to obficie dokarmia własne poczucie winy i obowiązku. To, jak nasz mózg potrafi racjonalizować nieopłacalne dla niego działania jest czasami przerażające (z drugiej strony, nie robi tego bez przyczyny i owa opłacalność też jest tematem na inną rozmowę).

Życzę tym, którzy tkwią w takiej relacji (czy to friendzonując zakochanej w swoim byłym, czy to pomagając zniedołężniałej babci, czy to mając psychikę niszczoną przez żonę z borderlinem, czy to przyjmując ciosy od on-taki-nie-jest-na-pewno-się-zmieni męża) sił i przede wszystkim impulsu do uwolnienia się, a pozostałym, by doceniali wdzięczność ze strony innych i sami również zauważali dobro czynione w ich kierunku :) Wesołych Świąt!
@j3sion: @Michau89: @ruszka: @wiktorek_pl: @brak: wołam Was, bo podjęliście merytoryczną dyskusję pod wpisem o kapciach.
  • 15
@puncek: to samo można powiedzieć też o innych przytoczonych przeze mnie zaburzeniach. Np. jeżeli niewdzięczny rodzic zdaje sobie sprawę ze swojej niewdzięczności i zaczyna chcieć wynagradzać synowi jego trudy, to problem wielkimi krokami idzie w stronę rozwiązania.
Jeżeli jednak osoba z borderlinem nie jest świadoma swojego zaburzenia (lub wie o nim, ale nie poczuwa się do zmiany), to potrafi skutecznie zamienić czyjeś życie w piekło swoim nieświadomym manipulowaniem, a "ofiara" nawet
@aderonraven: ciekawy wpis. Pod oryginalnym pisalem ze moze to byc bait jednak nie ma to w sumie znaczenia. Wiele osob majacych rodzenstwo przezywa takie sytuacje w mniejszym lub wiekszym stopniu. Osobiscie znam to z relacji moja mama-jej schorowana mama (moja babcia). Natomiast nie wiem co w glowie maja osoby, ktore pisaly OP-owi ze ma ból dupy o siekiere. Takiego #!$%@? umyslowego nie spodziewalem sie po mirkach.
@OstrzeKtoreZabijaLewakow: @wiktorek_pl: te osoby miały jasno wytłumaczone, o co chodzi, a i tak pozostawały przy swoim zdaniu, więc prawie każdy z nich celowo pisał te komentarze złośliwie. Tu nie może być mowy o różnicy w poglądach, tylko o oczywistym niezrozumieniu problemu, więc jest aż zbyt oczywiste, że jedynie wykorzystali okazję, by wbić komuś szpilkę bez żadnych konsekwencji, podbudowując sobie przy tym ego.

Co do pozostałych (czyli rzeczywiście nie widzących problemu
A co do tego, że historia o kapciach była fejkiem, to już dawno przyjąłem postawę nieprzejmowania się tym, czy jakaś "pasta" jest prawdziwa, czy nie (oczywiście do pewnego stopnia - co innego fejkowa historia o zdradzającej dziewczynie, gdy wiem, że takich sytuacji jest całe mnóstwo, a co innego gdy ktoś zakłamuje fakty naukowe lub historyczne) - gdzieś na świecie bliźniaczo podobna (w "duchu", nie w szczegółach technicznych) historia na pewno miała miejsce,
@Magnificency: z logicznego punktu widzenia jest to najlepsze rozwiązanie, ale niestety ludzie nie są racjonalni i nasz umysł trzyma się kurczowo wartości i zasobów, które są dla niego szkodliwe w dłuższej perspektywie. Książkowym przykładem jest tutaj żona bita przez męża. Racjonalnym byłoby odejście od niego. Z jej punktu widzenia jednak wiąże się to z wieloma problemami. Co by powierzchownie i wybiórczo je przedstawić:
1. Ofiara wytwarza pewną wariację syndromu sztokholmskiego, który
@aderonraven: Byłam w związku, który opierał się właśnie na "kotwicach emocjonalnych" i "ale przecież on jest dobry". Gdyby nie osoby trzecie pewnie tkwiłabym w tym gównie do dzisiaj, a tak szczęśliwa i rześka żyję sobie miło. "Jakby chciała toby odeszła" to nie jest takie proste....