Wpis z mikrobloga

Młyn w Trudnej zorganizował prawacki spęd i z jakiegoś powodu zostałem nań zaproszony. Było strasznie miło. Piliśmy wódkę, nie współczuliśmy Francuzom i oglądaliśmy "Maczeta Kontratakuje" na TV Puls. Miejsce jest niesamowicie urokliwe, a to sprzyjało kontemplacji.
Niestety wóda nie sprzyjała.
Dlatego wracałem z pewnym poczuciem niedosytu. Chciałem zrobić "coś" w ten weekend. Wcześniej, grupowo uznaliśmy, że w drodze powrotnej będziemy się pojedynkować na piwa, więc często odwiedzałem pociągową toaletę.
Toaleta jaka była, każdy widział - śmierdząca, ciemna, zimna i brudna jak sumienie posła PSL. Przy drzwiach podróżnych witała naklejka z tekstem w kilku językach: "Zostaw to pomieszczenie w takim stanie, w jakim chciałbyś je zastać".
"Ciężko będzie, bo i jak tu wstawić bidet?" - pomyślałem.
Jak Hitler i Stalin zrobiłem co swoje i już miałem wychodzić, ale coś mnie tknęło.
-"Nie dam się tej naklejce, ja jej pokaże gdzie pieprz rośnie! Urządzę tu takie termy, że Ewa Kopacz się będzie w nich fotografować!" - krzyknąłem i pobiegłem do przedziału. Szybko namówiłem współpasażerów, żeby zaimprowizowali mi wywieszkę "toaleta uszkodzona". Pociąg ledwo wyjechał z Poznania, więc miałem sporo ponad dwie godziny na zrealizowanie mojego planu.
Następną stacją był Kościan. Zadzwoniłem do Grześka - kolegi z wojska - i opowiedziałem mu, że mam misję, że PKP trzeba ratować, że naklejka bezczelna i że "co jeżeli Polska to ta oszczana deska?". Od razu podchwycił i w dwadzieścia minut przywiózł mi to co Kościan ma najlepsze - kefir "Kościan".
Pociąg szarnpnął, podziękowałem mu serdecznie i popijając pyszny Kefir myślałem o dalszych krokach.
Pędziliśmy w stronę Leszna, które ma to do siebie, że jest strasznie brzydkie i nic w nim nie ma. Pewnie dlatego, po szybkiej kwerendzie po kontaktach w telefonie, okazało się, że nie znam tam nikogo.
Już na miejscu bezskutecznie próbowałem namówić do pomocy gościa siedzącego na peronie. Tłumaczyłem mu, że ta naklejka mnie tak natchnęła, że PKP w ruinie i że Polskę razem ratować. Pan pozostał nieczuły i żuł sobie bułkę ze serem.
Uznałem, że nic nie wskóram i jedyne co mi pozostało do zrobienia, to dać upust swojej niechęci do Leszna jako idei i zaśpiewać im przez okno "Fiesta, fiesta amerikana! Polonia Leszno w dupe #!$%@?!".
Odśpiewałem to ku uciesze kilku chłopców stojących w korytarzu. Tymczasem lokomotywa zawyła i ospale ruszyła do Żmigrodu.
Wesoła kibicowska przyśpiewka trochę podniosła mnie na duchu. Dała mi siłę rozplanowanie reszty trasy i zmobilizowanie kolegi ze Szkoły - Mariusza.
Zadzwoniłem, wytłumaczyłem, że Polska, że naklejka, że deska. On podchwycił i mówi, że będzie na stacji. Zapytałem, czy mógłby przywieźć ze sobą jakiś bidet. Niestety odkąd się ostatnio widzieliśmy w jego życiu wiele się zmieniło. Z armatury przeszedł do antyków.
-"Szezlong w stylu Ludwika XVI, tylko to mam na teraz odnowione" - powiedział po krótkim remanencie.
-"#!$%@? niech będzie, tylko przytnij tak, żeby nie był dłuższy niż 40cm" - rzuciłem i rozłączyłem się, żeby zwizualizować sobie koncept z szezlongiem.
Wszystko nabierało barw. Mariusz przyjechał punktualnie z elegancko przyciętym szezlongiem, a ja sobie przypomniałem, że w następnej wsi - Obornikach Śląskich - miałem kiedyś koleżankę, której ojciec robił najlepsze glazury na Dolnym Śląsku.
Przedzwoniłem, przypomniałem się, że ja to ten Adam co miał długie włosy i za duże swetry. Poprosiłem ojca do telefonu i mu przewinąłem naklejka-PKP-deska-Polska. Powiedział, że będzie ze sprzętem na stacji.
Razem z Mariuszem pomogliśmy panu Krzysiowi zapakować zaprawę, kafelki i sprzęt do wylewki. Nie tracąc czasu zabraliśmy się do roboty. Pan Krzysiu rozstawiał sprzęt, Mariusz szukał na internetach czy gobeliny się zawilgocą jak się je powiesi w toalecie, a ja starałem się zamotać nową baterię do zlewu.
Przy tej robocie ani się obejrzeliśmy, a już staliśmy na stacji Wrocław Główny. Pociąg miał jechać aż do Katowic.
-"Ja za Wrocławiem biorę 50% extra." - ostrzegł mnie pan Krzyś.
Mariusz ośmielony defetyzmem glazurnika zaczął się dopytywać, kto mu za ten szezlong zapłaci.
Byli gotowi wysiąść razem z ludźmi i mnie zostawić z tym całym ambarasem. Całe szczęście zebrałem resztkę sił i wrzasnąłem - "Chwila, mam pomysł!". Wyskoczyłem na peron złapałem konduktora i mu mówię, że deska oszczana, Polskę ratować przed naklejką i że PKP.
-"Prowadź Pan" - powiedział wyraźnie zaciekawiony.
Podeszliśmy do mojego wagonu. Wprowadzam pana Konduktora. Ten grzecznie wita się z Mariuszem i panem Krzysiem. Zagląda do środka, chwali wylewkę i glazurę, z ciekawością ogląda szezlong i mówi:
- "No to słuszna incjatywa jest, ale za to będzie nadbagaż spory dla panów. Sama wylewka przeca ze sto kilo waży. A te szezlong? To przeca Ludwik XIV, cieżkie drzewo."
- "Dobra Panie, to jest drobiazg, płacę z góry" - powiedziałem wyciągając zwitek dziesięciozłotówek.
Konduktor popukał w podręczny komputerek i mówi:
- "Panie, z góry za przyszły rok wyszło trzy tysiące dziewięćset złotych, chyba że masz pan legitymacje, to zmieścisz się pan pod dwa."
- "Jak #!$%@? >>Z góry za przyszły rok!?<<"
- "No pan sobie wysiądziesz, a glazurka, beton, mebel - to wszystko będzie jeździć, koszta robić" - powiedział z fachową miną.
Na takie dictum pan Krzysiu dorzucił, że on dalej chce 50% extra, a Mariusz zaczął się głośno zastanawiać, kto mu czterdziestocentymetrowy szezlong kupi.
W tym momencie stało się jasne, że przegrałem.
Dałem Mariuszowi ile miałem przy sobie, panu Krzysiowi obiecałem, że mu jeszcze tego tego samego dnia przeleje, a konduktora poprosiłem, żeby pociąg nie odjeżdżał jeszcze przez minutę.
Chyba zrobiło im się mnie szkoda, bo zgodzili się i każdy poszedł w swoją stronę.
Ja postanowiłem spojrzeć ostatni raz na tę naklejkę.
"Zostaw to pomieszczenie w takim stanie, w jakim chciałbyś je zastać."
-"Esz ty suko." - syknąłem do niej przez zaciśnięte zęby.
-"Adam, uwierz w siebie i zostaw to pomieszczenie w takim stanie, w jakim chciałbyś je zastać" - powiedziała naklejka.
Wyciągnąłem z kieszeni scyzoryk i na szarej gładkiej ścianie wyryłem wielkimi literami "TUSK TO RUDY #!$%@?".
-"Dziękuję" - westchnęła wyraźnie wzruszona naklejka.
-"Nie no, nie ma za co" - rzuciłem nonszalancko i poszedłem do domu.
#pasta