Wpis z mikrobloga

#coolstory #truestory
Rzuciłem studia, bo wszystkie śmieszki wyśmiewały się ze mnie nadając mi dodatkowo fekalne przezwisko. Próbowałem się jakoś z tego wybić, ale cały czas przegrywałem. Teraz pracuję jako kelner i umówiłem się z koleżanką z pracy. Poszliśmy do jakiejś knajpy, usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Właściwie to próbowaliśmy, bo kelner, który miał nas obsłużyć okazał się moim dawnym znajomym z licbazy. Jedyna osoba, która miała bardziej #!$%@? niż ja, Janusa dręczył każdy pewnie jakbym nie był tak #!$%@? to sam bym to robiłNa mój widok po prostu wyszedł z lokalu i musieliśmy czekać dziesięć minut, aż jakiś kelner się nami zainteresuje. Po złożeniu zamówienia dopiero udało nam się rozpocząć konwersację. Po pięciu minutach przyznała się, że jest w ciąży z jakimś czarnuchem, ale uważa, że jestem idealnym kandydatem na ojca jej dziecka "bo jestem taki spokojny, ciepły i delikatny"
Pewnie w swoim #!$%@? bym się zgodził, ale zanim zdążyłem dokończyć zdanie, drzwi do knajpy otworzyły się z dzikim łoskotem i do restauracji wpadł Maciej Nowak z pianą na ustach. Od progu zaczął się drzeć "DAJCIE MI ŻREĆ, #!$%@?! CHYBA NIE CHCECIE, ŻEBY WASZA KNAJPA MIAŁA OPINIĘ NAJGORSZEGO LOKALU W POLSCE" Obsługa mimo początkowego szoku od razu wiedziała co robić, zaczęli łapać jedzenie z talerzy klientów i wpychać do przepastnej gęby znanego krytyka kulinarnego. Nowak wpadł w berserk, jego grube kły mieliły mięso i owoce morza na jednolitą papkę, którą dopełniał łapanymi grubymi dłońmi kłębami makaronu z tłustym sosem. Okrutnie głośne mlaskanie zaczynało drążyć mi dziurę w sercu. Kiedy pan Maciej opróżnił talerze wszystkich klientów wpadł w szał. Z głośnym kwikiem wpadł do kuchni i wepchnął swoją nalaną twarz do sagana pełnego wciąż wrzącego krupniku. Jego rzadkie włosy, przypominające robaki wyrastające z boku głowy szybko nasiąknęły zupą, więc kiedy Nowak opróżnił już garnek, to nie zważając na poparzoną twarz wyrwał je sobie z głowy i począł wyżymać prosto do ust. Następnie z furią rzucił się na szafkę. To co tam ujrzałem pozostanie w moim mózgu na zawsze. Przegnite mięso, oblazłe białymi larwami, przypominające raczej chory koszmar wariata niż realny przedmiot. Pan Maciej zagulgotał z ukontentowaniem, jednym kęsem pochłonął zgniliznę, a następnie zaczął wyciskać napęczniałe larwy do ust. Tego było mi za wiele, wybiegłem z restauracji. To jednak nie koniec tej historii. Kiedy wróciłem do domu, okazało się, że mamełe postanowiła mnie wyswatać z córką swojej znajomej (Ania, brzydka jak noc) i nie wiedziałem jak się z tego wywinąć. Postanowiłem zakończyć swoje cierpienia i bohatyrnąć. Przygotowałem więc sobie kubek ciepłej herbaty i rozbiłem do niej termometr, aby zatruć się rtęcią. Niestety zapomniałem o niej i zasnąłem przed komputerem. Na następny dzień okazało się, że tę herbatę wypiła babełe i spadła z rowerka. Na szczęście jest zima, więc wszelkie te złe emocje mogę zabić spacerem po grubej warstwie lodu na jeziorze :3