#odezwadonarodu Ludzie, mam dość patologizacji rzeczy trywialnych. Przykład - odwieczny problem jak przekazać dziecku, skąd się biorą dzieci. Wciskanie bajeczek o bocianku, kapuście itp. to wg mnie przejaw szerzenia ignorancji. Nie rozumiem, co też w tym jest takiego "wstydliwego" lub krępującego? Kwestia "skąd się wziąłem/wzięłam", to bardzo ważny aspekt wiedzy dziecka na temat tożsamości samego siebie. Może nie wszyscy wiedzą, że dziecko uznaje dorosłych, a szczególnie bliskich dorosłych za kopalnię wszelakiej wiedzy tajemnej. Jesteście autorytetami dla swoich dzieci. Dlatego też mały człowiek zadaje pytania i jest to prosta analogia: ty wiesz tak dużo, to ja ciebie zapytam, bo ja też chcę wiedzieć. Za tym stoi jedna potężna siła napędowa. Jest nią ciekawość. Wbrew utartemu stereotypowi - ciekawość wcale nie jest żadnym stopniem do piekła - jest pierwszym i najbardziej pierwotnym popędem jednostki ku wiedzy. A chyba lepiej wiedzieć, jak nie wiedzieć, prawda? Warto też dodać, że ciekawość jest emocją. Podstawową. Czyli taką, która (jeśli wierzyć koncepcji Paula Ekmana) jest uniwersalna dla wszystkich ludzi na całym świecie. Jest zatem czymś nieodzownym w naszym życiu i można zaryzykować stwierdzenie, że przyczynia się w bardzo dużym stopniu do umysłowego rozwoju jednostki. Podsumowując - nie uciekajcie od pytań. Lepiej, żeby dziecko otrzymało porcję rzetelnej wiedzy od rodzica, niż nasłuchało się jakichś bredni od kolegów, czy przeczytało jakieś bzdury w internecie (stety/niestety sporo dzieciaków ma dostęp do intertnetu...). W ten sposób rodzic zachowuje przed dzieckiem obraz osoby kompetentnej i rzetelnej. Miejcie odwagę rozmawiać o biologii ze swoimi dziećmi.
@puncek: u mnie wyszło dość naturalnie. Starsza córka miała 5 i pół roku, gdy różowy był w ciąży. Była z nami z 2-3 razy na wizycie u ginekologa. Widziała siostrę na usg, słyszała jak bije serce. Widziała jak rośnie itd. Oczywiście pytała skąd się tam wzięło i jak wyszło. Z wyjściem wie wszystko. Z wejściem wystarczyła gadka o miłości i tuleniu. Ale nie pytała o więcej.
Ludzie, mam dość patologizacji rzeczy trywialnych.
Przykład - odwieczny problem jak przekazać dziecku, skąd się biorą dzieci. Wciskanie bajeczek o bocianku, kapuście itp. to wg mnie przejaw szerzenia ignorancji. Nie rozumiem, co też w tym jest takiego "wstydliwego" lub krępującego?
Kwestia "skąd się wziąłem/wzięłam", to bardzo ważny aspekt wiedzy dziecka na temat tożsamości samego siebie.
Może nie wszyscy wiedzą, że dziecko uznaje dorosłych, a szczególnie bliskich dorosłych za kopalnię wszelakiej wiedzy tajemnej. Jesteście autorytetami dla swoich dzieci. Dlatego też mały człowiek zadaje pytania i jest to prosta analogia: ty wiesz tak dużo, to ja ciebie zapytam, bo ja też chcę wiedzieć. Za tym stoi jedna potężna siła napędowa. Jest nią ciekawość. Wbrew utartemu stereotypowi - ciekawość wcale nie jest żadnym stopniem do piekła - jest pierwszym i najbardziej pierwotnym popędem jednostki ku wiedzy. A chyba lepiej wiedzieć, jak nie wiedzieć, prawda?
Warto też dodać, że ciekawość jest emocją. Podstawową. Czyli taką, która (jeśli wierzyć koncepcji Paula Ekmana) jest uniwersalna dla wszystkich ludzi na całym świecie. Jest zatem czymś nieodzownym w naszym życiu i można zaryzykować stwierdzenie, że przyczynia się w bardzo dużym stopniu do umysłowego rozwoju jednostki.
Podsumowując - nie uciekajcie od pytań. Lepiej, żeby dziecko otrzymało porcję rzetelnej wiedzy od rodzica, niż nasłuchało się jakichś bredni od kolegów, czy przeczytało jakieś bzdury w internecie (stety/niestety sporo dzieciaków ma dostęp do intertnetu...). W ten sposób rodzic zachowuje przed dzieckiem obraz osoby kompetentnej i rzetelnej.
Miejcie odwagę rozmawiać o biologii ze swoimi dziećmi.
#rodzice #dzieci #edukacja i chyba trochę #s--s #psychologia