Wpis z mikrobloga

#creepystory #creepypasta #horror #pasta

Pochodzę z małej miejscowości, więc kiedy poszedłem na studia w większym mieście, wynająłem z kumplem dwupokojowe mieszkanie. Średnio co dwa tygodnie, w weekendy wracam do rodziców by uzupełnić zapasy pieniędzy i słoików wypełnionych domowymi pysznościami. W pewien niedzielny wieczór wróciłem po takiej wizycie do wynajętego mieszkania. Zapukałem do pokoju współlokatora, który został w mieście. Nikt nie odpowiadał, więc stwierdziłem że wyszedł na jakąś imprezę albo inną randkę. Mnie w każdym razie nie chciało się już nigdzie ruszać, więc rozsiadłem się wygodnie przed komputerem, trochę pobuszowałem po Internecie, potem przy piwku obejrzałem jeszcze coś w telewizji i około północy poszedłem spać. Obudziły mnie hałasy dochodzące z kuchni. Spojrzałem na zegarek, było kilka minut po trzeciej . Mój kumpel często miał w zwyczaju wracać o takich godzinach i urządzać sobie późne kolacje, co niezmiernie mnie irytowało. Wiele razu już z nim o tym gadałem, ale wszystko to jak grochem o ścianę. Kompletnie wytrącony ze snu, wkurzałem się coraz bardziej, gdyż hałasy nie ustawały. W końcu, wyprowadzony z równowagi wyszedłem z pokoju. Zobaczyłem że w kuchni pali się światło. Krzyknąłem przez korytarz żeby się wreszcie zamknął, bo jest trzecia nad ranem po czym wróciłem do pokoju wymownie trzaskając drzwiami. Hałasy wreszcie ustały a ja mogłem wrócić do przerwanego snu.
Gdy na drugi dzień wróciłem z zajęć, chciałem porządnie opieprzyć współlokatora, ale jeszcze nie wrócił do domu. Gdy usłyszałem że wchodzi, wyszedłem z pokoju by go „przywitać”. Już chciałem mu wygarnąć gdy nagle spostrzegłem że obładowany jest torbami. Okazało się że wypadła mu pilna sprawa do załatwienia i musiał wrócić na weekend do rodzinnej miejscowości. Wrócił dopiero dzisiaj…
  • 5