Wpis z mikrobloga

Mirki...co się #!$%@?ło, to ja nawet nie wiem, do tej pory się trzęsę, więc jakby co z góry sorry za literówki...

Nawet nie wiem od czego zacząć, więc chyba zacznę od początku. Poznałem dziewczynę.

Do dzisiaj myślałem, że jest idealna. Naprawdę, po prostu doskonała. Gdybyście wczoraj spytali się mnie, czy dałbym się za nią pokroić, to nawet bym się nie zastanawiał nad odpowiedzią.

Pierwsze randki, spacery, wspólne wieczory. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy, nie spodziewałem się, że kobieta może dać mi tyle radości. Nie wierzyłem, że kiedyś naprawdę się zakocham, byłem pewien, że miłość to wymysł poetów i literatów, nagły skok hormonów, zaślepienie przez własny organizm. Ona sprawiła, że uwierzyłem. Po dwóch miesiącach nie wyobrażałem sobie życia z inną kobietą niż ona. Nie wyobrażałem sobie dnia bez niej.

Zdziwiło mnie tylko, że tak łatwo udało mi się ją poderwać - a to ważne. Czemu? Dowiecie się potem. Nie, nie jestem brzydki, nie jestem stuleją, nie mam problemów z socjalizowaniem się. Podrywałem kobiety w miarę regularnie, raz z lepszym skutkiem, raz z gorszym, ale było ok. Z nią poszło...natychmiast. Ekspresowo. Nie chodzi o to, że od razu 'dała', ale czułem jakbym hm...podbił jej serce od razu, pierwszym wypowiedzianym zdaniem, pierwszym spojrzeniem.

W trzecim miesiącu związku wprowadziła się do mnie, zaczęliśmy planować wspólną przyszłość. Na początku raczej w ramach żartów, ale z czasem przerodziło się to w poważne dyskusje i ostatnio dotarło do mnie...na co ja w sumie czekam? Nie spotkam lepszej kobiety. Z tą jest mi idealnie. Rozumie mnie, ma to samo poczucie humoru, nie ma żadnych odpałów. Postanowiłem się oświadczyć, miałem to zrobić dzisiaj. Obiad, świece, prywatnie, w domu. Bo to nasz związek, osobisty, nie musimy się nim chwalić przed resztą świata. Nie chciałem żenującej akcji z oświadczaniem się w restauracji itd. Miałem być ja, miała być ona. Nasz moment, rozpoczynający wspólne życie. Którego, niestety, nie będzie.

Nie pasowała mi w niej od początku jedna rzecz...no nie tyle nie pasowała, co była dość dziwna, zastanawiająca.

W czym rzecz? Otóż dziwnie było z nią w łóżku. Ruszała się ok, ale jakoś niekomfortowo się czułem, gdy byłem 'w niej'. Tak jak zazwyczaj kobiety są dość ciepłe, w jej wnętrzu panował lekki chłód. Nie, że zimno, po prostu nie była tak rozgrzana, nawet lekko 'twardsza' niż powinna. Było to dla mnie dziwne, ale wytłumaczyła mi, że jej organizm po prostu taki jest, że chodziła z tym po lekarzach. Coś z krążeniem krwi, tak jak wiele kobiet ma zimne stopy, tak ona...no właśnie.

Trudno, po jakimś czasie przestałem na to zwracać uwagę. Nie, że zapomniałem, ale przyzwyczaiłem się. Zresztą seks jest ważny, ale raz że to nie przeszkadzało, a dwa że w ważniejszych kwestia nadrabiała za tę 'wadę' po stokroć.

Żeby już nie męczyć, bo pewnie część z was już zanudziłem, trochę przyspieszę.

Dzisiaj, niedziela. Obiad przyszykowany, wino otwarte, przelane do karafki by się napowietrzyło. Niczego nieświadoma różowa wraca od koleżanki, zaskoczenie pełne. Z koleżanką miałem 'układ', dała mi znać kiedy moja wyszła żebym idealnie na czas wyrobiłem się ze wszystkim.

Oświadczyny, przyjęte, łezki na policzkach. Moich, o dziwo, też. Różowa przeszczęśliwa, po zjedzeniu i chwilach czułości postanowiła posprzątać.

Niosła rzeczy ze stołu, potknęła się i pechowo nadziała się na nóż. Nie zdążyłem jej złapać...

Czemu o tym piszę, zamiast być z nią teraz w szpitalu? Bo nic się jej nie stało.

Rana okazała się powierzchowna, a pod nią zobaczyłem...lśniący złowrogim zimnem metal.

Okazało się, że moja kobieta jest pieprzonym androidem przysłanym z przyszłości. Za 2 lata ma mnie ochronić przed próbą zamachu. Nie znam jeszcze szczegółów, ale podobno jestem ostatnią nadzieją tego kraju, by ochronić go przed imigrantami.

Nie martwcie się mirki.
Nie zawiodę was.

#tfwnogf #tfwnobf #rozowepaski #logikarozowychpaskow

  • 112