Wpis z mikrobloga

Kapitan Polska - Prolog

Taka mnie ostatnio naszła refleksja, odnośnie tzw. Złotego Pociągu oraz innych afer, że dopóki nasz jedyny, prawdziwy bohater wreszcie się nie przebudzi, to nic się w naszym pięknym kraju nie zmieni.

Rok 2015 r., środek Europy. Naród Polski ostatecznie pogrąża się w ogólnonarodowym zwątpieniu i otępieniu. Ludzie o nic już nie walczą – nie widzą żadnej nadziei. Klasa rządząca podporządkowuje sobie cały kraj, likwidując wszelkie środki oporu.
Ten stan trwa wiele miesięcy. I tylko siedmioletni Andrzejek, widząc jak ciężko pracują jego rodzice (na umowę zlecenie za 700 zł brutto miesięcznie) i w jakich warunkach muszą żyć, każdego wieczoru siada przy oknie i wpatruje się w szarą betonową dżunglę, szepcząc, łkającym głosikiem: „Kapitanie Polsko, potrzebujemy Cię”.
Matka wielokrotnie napomina go, żeby skończył z tymi bredniami. Mówi, że nie ma żadnego Kapitana Polski. Ale Andrzejek cały czas powtarza swą cichą modlitwę. W niedługim czasie inne dzieci, także zaczynają czynić podobnie. O dziwo, w ślad za nimi idą także ich rodzice. Po jakimś czasie cały naród, wystarczająco już uciśniony, woła jednogłośnie: „Kapitanie Polsko, wzywamy Cię!”.
Gdzieś w Polsce, w jednym z socjalnych mieszkań o naprawdę niskim standardzie, jakiś brzuchaty Janusz z krótkim wąsem, siedzący przed telewizorem w uplamionym i dziurawym podkoszulku konkubenta z piwskiem w ręku, zbudził się gwałtownie z głębokiego snu. Zarzucił łbem, nastroszył pazury i żłopnął kolejny łyk piwa z oszronionej puszki. „Wzywamy…”. Mocno podchmielony jegomość wzdrygnął się. Co to za głosy w mej głowie? – pomyślał. „Kapitanie… potrzebujemy…”. Trwający aż do tej chwili w TV program został nagle przerwany. I tylko biały szum zaczął wypełniać malutki pokoik, który już dawno należałoby przewietrzyć. Lewa dłoń Janusza, trzymającego złoty trunek zaczęła nerwowo drgać. „Co do ch…” - pomyślał zdezorientowany Janusz. Głosy w jego głowie zaczęły się wzmagać, przybierać na sile. I po krótkiej chwili dotarło do niego!
Zacisnął lewą dłoń w pięść, zgniatając puszkę i rozlewając dookoła resztę piwa. Wstał majestatycznie, podbiegł do telewizora, złapał go w swe mocarne teraz dłonie i z impetem wyrzucił przez okno. Zamknięte. Dysząc nerwowo, stojąc w rozkroku spojrzał w stronę szafy. Podszedł i otwarł szeroko jej drzwi. Światło dyndającej miarowo pojedynczej żarówki zawieszonej na środku sufitu rzucało długi cień na zawartość szafy. Janusz sięgnął dłonią do najniższej z szuflad…
Zeznania miejscowych Sebixów i Karyn siedzących na ławce przed feralnym blokiem okazały się wysoce niespójne. Mimo to, stwierdzili zgodnie, jak jeden mąż, że z ich dysputy na temat mechaniki kwantowej wyrwał ich telewizor, który grzmotnął o ziemię dobre 3 metry od nich. Owe towarzystwo spojrzało natychmiast w górę, skąd sądzili wypadł ten sprzęt i ujrzeli jak z jednego z lokali, z prędkością rakiety wyleciało… COŚ. Kilku świadków stwierdziło przy okazji, że w tym czasie dało się czuć wyraźny zapach… pokrojonej cebuli.
Właśnie wybiła godzina 12:00, gdy w to poniedziałkowe popołudnie na tle słońca pojawił się malutki, niewyraźny obiekt. Ludzie nerwowo zadzierali głowy i z przerażeniem spoglądali na ten obiekt. Dopiero po kilku minutach usłyszeli głos. Donośny i potężny: „Wzywaliście mnie! Z waszych połączonych głosów powstałem ja – Kapitan Polska. Zaprowadzę porządek”. I odleciał w nieznanym kierunku. Około godziny 12:23 w mediach zaczęły pojawiać się niepokojące informacje o nieznanym sprawcy, który wtargnął do przybytku władzy na ulicy Wiejskiej w Mieście Stołecznym. Z doniesień wynikało, że osobnik ten wtargnął do Sali Plenarnej w trakcie jednej z żarliwych zresztą debat. Niestety, wszelkie kamery, jakie znajdowały się na miejscu zostały zniszczone a zapisów taśm nie udało się odzyskać… Służby ratunkowe, które później pojawiły się na miejscu stwierdziły, że to, co zastali było nie do opisania… tylko czerwień, wszędzie czerwień.
Około godziny 12:45 tego samego dnia. Ten sam nieznany sprawca. Udał się w stronę Wałbrzycha, znikając następnie pod powierzchnią ziemi – teraz wiemy, że był to jeden z tuneli kolejowych ciągnących się pod miastem.
Kapitan Polska, posługując się promieniami rentgenowskimi zlokalizował położenie Złotego Pociągu. Wleciał do jednego z tuneli kolejowych, zgrabnie wymijając znajdujących się na miejscu liczny tłum – gapiów, mieszkańców, turystów, prywatnych poszukiwaczy skarbów, wojskowych oraz niedźwiedzia. Wylądował łagodnie przed lokomotywą i znajdującym się zań bezkresnym ciągiem wagonów. „Zawżdy, to się nie godzi” – rzucił złowieszczo. Posługując się swymi zdolnościami wytworzył wyrwę w stropie a następnie „porwał” cały skład, hen wysoko w górę.
O godzinie 12:54 na terytorium całej Polski zaczęły spadać z nieba złote dukaty, medaliony, zegarki i złote zęby. Srebrna zastawa oraz wiele innych skarbów i klejnotów. Złoty deszcze trwał równo jedną minutę…
Jak doniosły nieco później brukselskie i krajowe media, kara (w pełni zasłużona) nie ominęła również zdradzieckiego pierwszego emigranta.
W ciągu kilku następnych dni obywatele państwa polskiego otrząsnęli się wreszcie ze swego letargu i na ich twarzach ponownie zagościł uśmiech a w sercach zagościła nadzieja.
Mama małego Andrzejka już nie mówi mu, że Kapitan Polska to bzdura.

Teraz, każdego wieczoru, Kapitan Polska na samym szczycie iglicy Pałacu Kultury i Nauki spogląda swym orlim wzrokiem na rozciągającą się pod nim krainę i rzecze spokojnie w swych myślach:

„To jest mój kraj… będę go bronił…”

#kapitanpolska #polishavenger #polska #sprawiedliwosc #nadzieja #zlotypociag #polityka #heheszki #truestory #truelolcontent
S.....k - Kapitan Polska - Prolog

Taka mnie ostatnio naszła refleksja, odnośnie tz...

źródło: comment_rEieSILI0GLlVRByv31NKOw8Vv596NWU.jpg

Pobierz
  • 2
  • Odpowiedz