Wpis z mikrobloga

#toksycznieks

Wracamy, moi mili, do tagu, który ostatnio trochę zardzewiał. Historia jak zwykle z gatunku #truestory, jeśli ktoś nie wierzy, to jego sprawa, wyjdźcie od czasu z piwnicy, to za rok, dwa, będziecie mieli swoich 5 razy więcej ode mnie. Przy tym niektórzy mogą ją uznać za kontrowersyjną (polecam przycisk z kłódką), spodziewam się też pojawiających się każdorazowo podsumowań "żeńska stulejka" oraz "szmata/puszczalska/wstaw ulubiony synonim" (dopóki nie zaczęłam używać wykopu, nie miałam pojęcia, że można być jednym i drugim jednocześnie. No cóż, codziennie uczymy się czegoś nowego).

tl;dr


W ramach krótkiego wstępu - ogólnie raczej odradzam chodzenie do łóżka na pierwszej randce. Nie chodzi tu nawet o zasady, których zresztą (w tej sferze) nie posiadam i bardzo dobrze mi się z tym żyje, co o instynkt samozachowawczy. Nie trzeba do seksu koniecznie być szaleńczo zakochanym, ale dobrze jest przynajmniej trochę się znać, żeby mniej więcej wiedzieć, czego druga strona oczekuje, co lubi, żeby czuć się z drugą osobą komfortowo i uniknąć nadmiernego onieśmielenia, żeby w razie czego nie czuć zażenowania, jeśli coś nie wyjdzie idealnie itp. Niestety, co bardziej cwani podrywacze mają swoje sposoby, żeby uśpić czujność różowych pasków i trzeba się przy nich naprawdę bardzo pilnować, bo jak nie, to ot, chwila nieuwagi i jesteś w łóżku. Szczególnie łatwym celem są niedoświadczone dziewczyny (ale ogólnie zaliczania ich też nie polecam, dla niebieskiego paska zaliczenie to chwila przyjemności, a dziewczynie może to zwichrować psychikę na całe życie).

W każdym razie - wydawało się, że dosyć trudno mnie podejść i że nigdy nikt nie namówi mnie na seks na pierwszej randce. Byłam jednak w błędzie...

Zaczęło się na pewnym wernisażu. Wiadomo jak to wernisaż, niby obrazy, to tamto, ale w praktyce liczy się głównie szampan, wino i nawiązywanie kontaktów towarzyskich. Tym bardziej, że galeria niewielka, a na wystawie w zasadzie jeden obraz, o którym można zamienić więcej niż dwa zdania (ja ogólnie sztukę współczesną lubię, no ale jeśli już się rezygnuje z tradycyjnych wartości estetycznych, to przydałoby się zawrzeć w dziele jakieś idee, zaszokować odbiorcę, przyciągnąć jego uwagę, zrobić coś nowatorskiego, mieć bardzo oryginalny styl, cokolwiek. Tego akurat wtedy zabrakło).

Muszę też wspomnieć o tym, że na wernisaż zaprosił mnie mój eks-chłopak, taki z którym utrzymujemy wyjątkowo dobre kontakty (celowo nie użyłam tu słowa "stosunki", żeby uniknąć spekulacji ;). W DODATKU ten łachudra przylazł z jakąś laską. Ja oczywiście, jak na różowy pasek przystało, dostałam niewielkiego focha (niewielkiego, bo niby nic nas nie łączy, ale po co mnie zaprasza, skoro przychodzi z inną dziewczyną???). I pewnie poszłabym sobie, gdyby nie to, że okazało się, że to nie była jakaś zwykła koleżanka. O nie. To była bardzo wyjątkowo koleżanka. Wygadana, rzucająca sarkazmami na lewo i prawo, potrafiąca ustawić sobie każdego faceta (a pewnie i dziewczynę, gdyby zaszła potrzeba) jednym zdaniem. Zawsze imponują mi takie dziewczyny, pewnie dlatego, że sama jestem nieśmiała, grzeczna i niestety niezbyt asertywna i w żaden sposób nie potrafię tych cech zwalczyć. A tu pojawia się taka dziewczyna, ładna, choć krótko obcięta i ubrana raczej po męsku, która raz łypnie okiem i już facet wie, że ma nie podchodzić. Sami rozumiecie, że musiałam zostać, żeby poobserwować to niezwykłe zjawisko.

Zresztą potem było coraz ciekawiej. Mój eks zniknął gdzieś flirtować z kelnerkami, nas dwie z kolei zaczepiali coraz to inni faceci (po prawdzie to głównie mnie, bo jej wyraźnie się bali). Ja głównie żeby zrobić na złość mojemu eks odwzajemniałam do pewnego stopnia zaloty, na tyle skutecznie, że kiedy postanowiliśmy we trójkę iść coś zjeść (ja, mój eks i jego koleżanka), dwóch z moich adoratorów bez zaproszenia polazło za nami. Jak na sznurku.

Cała ta sytuacja, tocząca się między nami gra była doprawdy urocza. Nadmienię tutaj, że dopóki jeszcze byłam z moim eks, uwielbialiśmy się droczyć i przekomarzać. (Niestety, rzadko zdarzają się niebieskie paski, które mają na tyle poczucia humoru i dystansu, żeby się nie obrazić/wkurzyć/rozpłakać, kiedy się ich podpuszcza. Dajmy na to, na mój tekst "fajny ten twój kolega" on odpowiedziałby "też go bardzo lubię, to może trójkącik?" "tak, opowiedz ze szczegółami co będziemy robić", względnie "przystojny, ale rzadko się myje, a skarpetki zmienia chyba raz na miesiąc" "ohoho, widzę, że jednak jesteś zazdrosny, to muszę go poznać bliżej" itp. Taka rozmowa to nieraz zastępuje świetnie grę wstępną.)

Wracając do tematu - moi absztyfikanci to nie byli wprawdzie jacyś troglodyci, ale też widocznie żaden nie zorientował się, że pełni tego wieczora w zasadzie rolę zabawki i pionka. Błyskawicznie zorientowała się natomiast ona, łypiąc tymi swoimi bystrymi oczami. Sama zresztą rzuciła mi na ucho parę celnych sarkazmów, typu "patrz na niego, jakby raz na ciebie wlazł, to nie zlazłby przez tydzień". Podejrzewałam wtedy, że te komentarze mogą mieć one drugie dno, ale jednocześnie wydawało mi się to absurdalne.

Parę tygodni potem, koleżanka do mnie zadzwoniła. Jak się domyślacie, dostała numer od mojego eksfaceta, razem z paroma informacjami na mój temat. Na przykład taką, że wróciłam wtedy do Polski po ogarnianiu trasy koncertowej po Europie (pracowałam jako coś pomiędzy tłumaczem a roadie, nic specjalnego w sumie). I ona koniecznie, koniecznie chciała posłuchać jak to jest. Umówiłyśmy się na wino i oliwki. Nie żebym nie miała żadnych podejrzeń, ale właściwie do tej pory sytuacja nie różniła się za bardzo od spotkania ze zwykłą koleżanką. Różnica pierwsza była taka, że czułam się z jakiegoś powodu nieswojo, na dodatek ona też wydawała się onieśmielona (nie sądziłam, że to w ogóle możliwe przy takiej silnej osobowości). Mimo moich protestów zapłaciła za wino (fakt, jest starsza ode mnie o 10 lat, ale bez przesady), więc w ramach rewanżu zaprosiłam ją do klubu na drinka. Wino drogie, więc drinków też musiało być dużo. Zaczepiali mnie co i rusz jacyś faceci, co ona zawsze kąśliwie komentowała (hint: z zadrości), więc ostatecznie zgodziłam się wpaść do jej mieszkania i tam pogadać na spokojnie.

Jak się domyślacie, na rozmawianiu się nie skończyło. Prawie od razu zaczęłyśmy się całować. Ja trochę z ciekawości, trochę po prostu przez nadmiar alkoholu nie starałam się protestować, chociaż kompletnie nie wiedziałam jak się zachować i w ogóle co się robi w takiej sytuacji, więc byłam raczej bierna w czasie seksu oralnego i potem też (podobno nazywa się to trybadyzm). W międzyczasie z rozmowy wyszło, że mój eks-chłopak, łajdak, zapewne dla rozrywki, naopowiadał jej, że mam za sobą jakieś doświadczenia z dziewczynami (prawda jest taka, że raz wcześniej zdarzyło mi się całować z laską i jakoś dało radę, ale musiał to naprawdę mocno, mocno podkolorować). Ogólnie co do moich odczuć - doszłam do wniosku, że strasznie wkurzające jest jak dziewczyna jęczy w czasie seksu i orgazmu i postanowiłam, że sama już nigdy tego nie zrobię, współczując przy tym moim byłym partnerom. Poza tym niestety nie czułam nic specjalnego. W samym seksie z laską nie było nic obrzydliwego, jak sobie kiedyś wyobrażałam, ale też nic przyjemnego. Poziom ekscytacji równy wypełnianiu tabelek w Excelu. Jeśli miałam jakiekolwiek wątpliwości co do swojej orientacji seksualnej, to w tym momencie się one ostatecznie rozwiały. A jeszcze po fakcie usłyszałam, że mam sobie nie wyobrażać, że to co między nami zaszło cokolwiek znaczy i że to wszystko było jednorazowe. Dziewczynie udało się to, co nigdy wcześniej żadnemu facetowi - zaliczyła mnie na pierwszej randce i od razu rzuciła. Sama była oczywiście całkowicie zaspokojona.

Do głowy by mi nie przyszło, że dziewczyny robią takie rzeczy, zawsze myślałam, że takie akcje to domena mężczyzn.

Ale jak widać, niekoniecznie. ;)

#tfwnogf chyba? #przegryw czy #wygryw ?
Podpowiedzcie jakieś tagi, bo #niewiemjaktootagowac
  • 34
tl;dr

O tym, jak (jedyny raz w życiu) poszłam do łóżka na pierwszej randce i zostałam zaraz potem rzucona


@janeeyrie: I tyle mi wystarczy, nie wiem po co miałbym czytać ścianę tekstu :)
Nie osądzam i wszytko mi jedno na której randce się bzykasz.
I Ty chcesz mi wmówić, że jestes nieśmiała?( ͡° ͜ʖ ͡°)


@OSH1980: Jestem nieśmiała, od zawsze bardzo dużo nad tym pracuję, ale z niewielką skutecznością.
Ratunkiem dla mnie jest fakt, że lubię wyzwania i czasem angażuję się towarzysko właśnie dlatego, że jest to dla mnie trudne i niekomfortowe. I potem jestem z siebie dumna, że udało mi się przekroczyć własne ograniczenia.
Gdyby nie to, to serio