Wpis z mikrobloga

A się wkurzyłem, Mirki. Wyjazd z jednej posesji, widoczność zerowa (płot porośnięty liściakami), wyjazd tyłem na półsprzęgle na pustą drogę (boczną na mocnych przedmieściach). Słyszę nagle:

Jak jeździsz ty mule! Ty idioto!

Co jest, walnąłem w kogoś? Nie poczułem uderzenia, nie słychać trzasku, na samochodzie nic (potem sprawdziłem). Jedzie jakiś Janusz na rowerze, wyprzedza mnie lekko chwiejną jazdą i staje przede mną i... zacięła mu się płyta. W kółko "muł, idiota".
Patrzę czy coś mu się stało - nic. Rower - nic. Nie dziwi mnie to, bo go po prostu nie walnąłem. Nie odzywam się słowem przez całe zajście. Stres jak cholera, nogi miękkie, bo nic mu nie zrobiłem, wyjazd "przed rower" tłumaczę sobie, zgodnie z prawdą, zerową widocznością.
Ruszam mocno energicznie z miejsca i omijam gościa. Mieszanka stresu + nie mam ochoty słuchać wyzwisk Janusza, któremu nic nie zrobiłem + nie chcę się wdawać w kłótnię.

Janusz wyciąga telefon, pewnie z zamiarem zadzwonienia na policję i... tu pytanie:
Na ile to pewne, że się policja do mnie doczepi? Świadkowie są na to, że nic mu się nie stało, ja wyjeżdżałem spokojnie i powoli, widoczność kijowa, a z jego ust padały właściwie tylko wyzwiska.

#samochody #policja #janusze #jakzyc #truestory #niecoolstory #niewiemczydobrzetaguje
  • 6