Wpis z mikrobloga

Miraski, co ten mój ojciec to ja nawet nie...

Padre jest wielkim fanem Coli. Nie byle jakiej coli, tylko Coca Coli - takiej prawdziwej, najlepiej w szklanej butelce, ale od biedy "zniża się do poziomu szarych wyjadaczy chleba" i z kwaśną miną pija z plastiku. Coca Cola wiśniowa, zero, light? PROFANACJA!

Pepsi jest przez niego wylewana do zlewu, nawet jeśli pita jest od czasu do czasu przez innego domownika. Gardzi innymi tworami colopodobnymi nawet w większym stopniu niż Pepsi - raz popełniłam błąd kupując Hop Colę... pół dnia poza domem i po powrocie butelka #!$%@? do śmieci, mimo wcześniejszego zachomikowania jej za kanapą ( ͡° ʖ̯ ͡°)

Do rzeczy. Dzisiaj potrzebowałam pomocy ojca przy ogarnięciu projektu do #studbaza. Pierwszym etapem powstawania konstrukcji zaliczeniowej było przemalowanie czterech sporych desek drewnianych na kolor biały. Sama bez problemu bym się tym zajęła, ale niestety od tygodnia niedomagam i zależało mi na szybkim skończeniu malowania. No i padre się uparł, że pomoże - normalnie rugany jest przez matkę za każdą akcję majsterkowicza (bo krzywo, bo brzydko, bo na ślepo), ale że sama trochę nie kontaktuję i jakość aż tak bardzo mnie nie boli, to wykorzystał okazję by dowieść swojej męskości.

Zaczynamy pracę. Idzie niemrawo, bo trzeba było najpierw wyszlifować, a jako że nam trochę nie po drodze z profesjonalną robotą, to nie ma co się dziwić (tak, tak, niby kierunek techniczny, ale za drewnem nie przepadam). Postanowiłam zmotywować ojca wizją specjalnie dla niego kupionej Coli dwulitrówki, która czeka na niego w lodówce - schłodzona, pyszna, napój bogów.

Zapada cisza. Papier ścierny opada na ziemię. Ojciec obraca głowę w moim kierunku i mówi:


Wzdycha. Kręci głową. Wyraźnie wzburzony kontynuuje.


Z mojej strony #smutnazaba (i trochę hehehe pod nosem), bo naprawdę chciałam go jakoś uszczęśliwić, a nie jeszcze wywołać drzemiącego w nim wędkarza ( ͡° ʖ̯ ͡°) Dalej ojciec praktycznie tylko mi odburkiwał, opieprzał że farba krzywo kładziona i wałki za małe, że tu się lepi i że w ogóle syf, kiła i mogiła. Przy czym temat coli wracał głównie w formie wersowych oświadczeń z gościnnym występem kurtyzan. Po skończonej robocie ulotniłam się do domu, padre trochę ogarnął liście przed domem (nadal wpieniony). Gdy już siedziałam przed kompem przewinął się gdzieś w tle mówiąc, że chyba jednak zobaczy, co z tej coli wyszło, może nie do końca stracona, a w razie czego to dzieciaki wypijo...takie obrzydlistwo... ale wypijo, co sie ma marnować...

Otwiera lodówkę. Skrzypienie drzwiczek. Burczy światło.
Nanosekunda ciszy rozciąga się w nieskończoność.



Trzask drzwi.

Kurtyna.

A ja boję się iść do kuchni.

PS. Dałabym sobie rękę uciąć, że miała czerwoną etykietę...no i teraz to bym, no...

#polpasta #pasta #ojciec #cocacola
  • 4