Wpis z mikrobloga

#postmanstories

Wszedłem przez furtkę. Minąłem żywopłot, z jeszcze kwitnących mirabelek, i udałem się na tył domu, gdzie znajdowało się wejście. Aby dostać się do drzwi, trzeba pokonać kilka betonowych schodków i piękną drewnianą werandę, na której zawsze stoi stolik i trzy krzesła. Pani G. lubi gości i gdy pogoda jest przychylna, tam właśnie ich przyjmuje. Nie raz spotykałem ją właśnie w tym miejscu, gdy wraz z koleżankami raczyły się popołudniową kawą i ciastkiem. Obrazek jak z amerykańskiego filmu w klimacie lat '50. Trzy starsze kobiety, kawa, popielniczka i śmiech słyszalny już od furtki.

Z racji tego, że pogoda dzisiaj sprzyjała, a ja miałem list do wnuczka pani G., pewnym krokiem powędrowałem w stronę werandy. Zamiast trzech starszych dam zastałem panią G, jej męża i mężczyznę, który przy przedstawieniu okazał się jej siostrzeńcem.

- Dzień dobry pani G. mam list do wnuczka - powiedziałem z uśmiechem i sięgnąłem do torby po rzeczoną przesyłkę.
- O to świetnie. Ucieszy się, że nie będzie musiał iść na pocztę - uśmiechnęła się i zaczęła podpisywać.

Miała ona zwyczaj podpisywać się pełnym imieniem i nazwiskiem, a że z racji wieku robiła to dość długo, więc miałem okazję spojrzeć na to, co znajduje się na stoliku. Moją uwagę przykuły trzy, małe, zielone książeczki, na których widniało jej nazwisko, ale imię było inne.

- Czyżby, ktoś z pani rodziny wydał książkę? - zapytałem zaciekawiony i wskazałem wzrokiem na tomiki.
Pani G. spojrzała na mnie zaciekawiona, a następnie spojrzała na stolik. Uśmiechnęła się.
- Nie mój drogi. To moje.
- Ale przecież listy przychodzą na inne imię.
- To prawda. Bo ja mam naprawdę na imię, tak jak jest tu napisane. Posługuję się tylko innym.

Uśmiechnąłem się ze zrozumieniem, gdyż nie raz już spotkałem się z taką praktyką. Schowałem kartę od listów poleconych i się pożegnałem. Gdy zszedłem po schodach, usłyszałem głos pani G.

- Czy mógłby pan chwilkę poczekać? - zapytała pani G., a ja się odwróciłem.
- W czymś mogę jeszcze pomóc?
- Proszę, to dla pana - i sięgnęła po jeden z tomików - Niech pan to potraktuje jako prezent. Tomik moich wierszy. Pan zawsze przychodzi z uśmiechem i jest taki miły. Może nie są to najlepsze wiersze, ale będzie mi miło, jak pan to przyjmie.
Spojrzałem na nią ze wzruszeniem.
- Dziękuję bardzo. Nie wiem co powiedzieć. To bardzo miłe, ale pozwoli pani, że zapłacę. Wiem ile pracy, to kosztuje.
- No co pan sobie wyobraża, przecież to prezent - powiedziała z delikatnym wzburzeniem pani G., a ja poczułem, że mogłem ją trochę obrazić. Po chwili pojawił się na jej twarzy szelmowski uśmiech. Taki charakterystyczny dla psotników.
- Za tomik nie wezmę od pana pieniędzy - uśmiech nie zniknął z jej twarzy - ale skoro chce pan zapłacić, to za dedykację biorę dziesięć złotych.

Uśmiechnęła się szeroko niczym brzdąc, który właśnie spłatał komuś psikusa.
- Pani G. cóż to za niegodziwa propozycja - tym razem ja miałem szelmowski uśmieszek - Nie godzę się na taką kwotę. Zapłacę dwadzieścia złotych i jest to kwota niepodlegająca dyskusji.

Spojrzała na mnie z mieszaniną zaskoczenia i wzruszenia w oczach.

- Skoro tak pan stawia sprawę, to niech będzie. Co mam napisać?
- Listonoszowy.
- Listonoszowy? Ale listonoszowy co?
- Proszę napisać tylko listonoszowy a ja w myślach dopowiem sobie to, co będzie mi pasowało w danym momencie.

Spojrzała na mnie zaskoczona. Wyczułem swego rodzaju zrozumienie, aczkolwiek mogło mi się wydawać.

Po krótkiej chwili pani G. podała mi swój tomik wierszy, a ja położyłem umówioną kwotę na stoliku. Wymieniliśmy się uśmiechami i pożegnalnymi serdecznościami. Całej tej scenie, z zaciekawieniem przyglądał się mąż i siostrzeniec pani G. Gdy oznajmiłem, że na mnie już pora, małżonek pani G. zaproponował mi, że odprowadzi mnie do furtki. Droga nie była daleka. Gdy dotarliśmy do wyjścia, pożegnałem się z panem G.
- Dziękuję za to, co pan zrobił. Nawet pan nie wie, ile to dla niej znaczy. To było bardzo miłe - powiedział i skinął delikatnie głową na pożegnanie. Odwzajemniłem gest i nie powiedziałem nic, gdyż nic nie trzeba było mówić. Z uśmiechem na twarzy odwróciłem się i poszedłem w swoją stronę.

-----------------------------------

PS. To już drugi raz w mojej karierze listonosza kiedy otrzymałem tomik z wierszami. Okazuje się, że w moim Rejonie jest wiele niezwykłych osób a ja ciągle ich odkrywam. Bardzo miłe uczucie.

#coolstory
Pobierz Old_Postman - #postmanstories

Wszedłem przez furtkę. Minąłem żywopłot, z jeszcze k...
źródło: comment_HUDUCNNhAcLJNGZhKMczdyUzqTdWfR0r.jpg
  • 19
@WadeWinstonWilson: Bo ciężko się czyta idąc i rozdając listy :) Dodatkowo niektórzy mają obowiązki domowe. No chyba, że wspaniałomyślnie informowałeś mnie, że nie przeczytałeś historii, więc wtedy... trudno.

@winnux: Bo... tak jak napisałem w historii, mogę sobie teraz dopowiadać co chcę. Jakiś taki głupawy pomysł miałem :)

@veryberry: Żywopłoty z ałyczy (zwanej też mirabelką) były i są bardzo popularne :)