Wpis z mikrobloga

#stokopert i #postmanstories

Mireczki z Poznania śmieszkowały, że mam Ci wysłać dywan - bo jest duży, nieporęczny, ciężki ale nie będziesz musiał wkładać go do skrzynki tylko ją nim zastawisz. ;) Ciekawi mnie, na ile to z czym stykasz się w robocie jeszcze Cię dziwi, a na ile już tylko beznamiętnie dokonujesz obserwacji na temat otocznia.


Ostatnią rzeczą jaka mnie naprawdę zadziwiła jest historia udokumentowana na zdjęciu.
Było to kilka lat wstecz. Dzień jak każdy inny. Dużo poczty, dużo kilometrów do przejścia. Bardzo rzadko doręczałem pocztę do pana R. Kilka listów na kwartał, nie więcej. Pan R. ma dosyć duży dom przy którym stoi sporych rozmiarów garaż, mogący pomieścić dwa ciągniki których był on zresztą posiadaczem. Nigdy nie zdarzyło się abym zastał go w domu. Jego biurem, jak to zwykł mówić, jest warsztat. Aby dostać się do środka trzeba przejść przez duże, ciężkie, dwuskrzydłowe drzwi. Po pokonaniu drzwi trzeba jeszcze przedostać się przez ciężką kotarę, która zimą ma za zadanie powstrzymywać przeciąg przed dostaniem się do wnętrza. Warsztat, a raczej wspomniany garaż, jak to miejsce gdzie naprawia się różne rzeczy czystością nie grzeszy. Plamy oleju, zapach ropy, papiery, popiół z pieca porozsypywany po podłodze. Nieopodal wejścia znajduje się imponujących rozmiarów stół roboczy z niezliczoną ilością kluczy, śrubokrętów i innych narzędzi, których jako laik i ignorant w temacie mechaniki nie jestem w stanie nazwać. W jednym z kątów pomieszczenia stoi stół, cztery krzesła i radio. Nie raz gdy doręczałem pocztę panu R. zastałem go przy tym stole, gdy wraz z kolegami dyskutowali czy połówce polskiej, czystej czy daną część warto naprawiać czy może lepiej od razu na złom z nią.

Po dojściu do garażu zastukałem mocno w drzwi aby uprzedzić właściciela. Pokonałem wrota do biura, przedarłem się przez kotarę i w moje nozdrza uderzył dobrze znany, dziwny zapach. Ostatni raz czułem go będąc dzieckiem, u babci na wsi. Podniosłem głowę z nad torby z listami. Przede mną, pod sufitem wisiała wypatroszona świnia. W powietrzu unosił się jeszcze zapach krwi. W misce stojącej nieopodal leżały i parowały wnętrzności. Podłoga, choć umyta, nadal upaprana była we krwi.
- Co do kur... - urwałem w pół słowa i spojrzałem na stół przy którym siedział pan R. razem z dwoma kolegami.
- Wiosna mój drogi, wiosna - powiedział jeden z kolegów. Pozostali biesiadnicy zarechotali a ja zastanawiałem się jak to się ma do świni i tego co widzę.
Podszedłem do R., podałem listy.
- A mogę zrobić zdjęcie? - zapytałem - bo inaczej nikt mi nie uwierzy.
Zapadła cisza. Panowie popatrzyli na mnie trochę zaskoczeni z wyrazem zaniepokojenia na twarzy.
- Dobra - powiedział pan R. wstając od stołu z dużym rzeźnickim nożem i robiąc dwa kroki w moim kierunku - tylko nie chwal się gdzie to widziałeś.
- Panie R. - spokojnie, z pobłażliwością w głosie powiedziałem - ale z nożem? Na listonosza? Przecież to nie wypada.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, zmierzył wzrokiem jakby sprawdzając moje nerwy, po czym wybuchnął śmiechem - a razem z nim jego kompani.
- Nic się nie martw. Droczę się tylko. Ale proszę abyś nie mówił u kogo to. Świnia, że tak powiem, to kontrabanda mała jest.
- Nie zarejestrowana znaczy się?
- A ty skąd wiesz o takich rzeczach - zapytał zaskoczony.
- Nie mogę powiedzieć. Tajemnica. - odparłem z szelmowskim uśmiechem.

Po tym nasza rozmowa zeszła na sposoby przyrządzania wędlin i dzielenia mięsa. Dowiedziałem się również jak sprawić aby jak najmniej krwi się zmarnowało, choć patrząc na podłogę muszę stwierdzić, że panowie nie byli mistrzami w tym fachu.

Nigdy bym się nie spodziewał, że coś takiego spotka mnie w pracy. Naprawdę byłem zaskoczony całą tą sytuacją. Jeśli chodzi o pytanie to niestety muszę odpowiedzieć twierdząco. Tak, patrzę na to co mnie otacza beznamiętnie. Ale nie w złym tego wyrażenia znaczeniu. Staram się nie oceniać i nie uprzedzać do tego co mi się przytrafia bądź do osób, kótre spotykam. Na wszystko staram się spojrzeć z odpowiednią dozą empatii i dystansu. Dopóty swoich wrażeń nie przemyślę, nie poukładam, dopóty nie wyrobię sobie zdania.

Moi znajomi śmieją się czasem ze mnie i przy okazji dyskusji na kontrowersyjne tematy pada stwierdzenie: ,,Wyrozumiały jak Old Postman,,. Staram się na wszystko patrzeć w wielu płaszczyznach. To, że coś rozumiem nie znaczy, że muszę to akceptować ale pozwala mi w miarę obiektywnie się do tego odnieść.

W mojej pracy nie dziwi mnie już zbyt wiele co jest związane z samą pracą. Nie dziwię się skargom i głupocie ludzkiej, zawiści i złośliwości. Zaskakują mnie jednak ludzie z Rejonu. Niektórych znam odkąd pracuję a nadal dowiaduję się o nich czegoś nowego. Ludzie chyba nie przestaną mnie zadziwiać.

Mirku, jeśli to czytasz to mam nadzieję, że jesteś usatysfakcjonowany odpowiedzią.

#coolstory #truestory
Old_Postman - #stokopert i #postmanstories

 Mireczki z Poznania śmieszkowały, że ma...

źródło: comment_U9LxET8JnIsEkulC57iRHRCjRHm3XEgW.jpg

Pobierz
  • 9
Staram się nie oceniać i nie uprzedzać do tego co mi się przytrafia bądź do osób, kótre spotykam. Na wszystko staram się spojrzeć z odpowiednią dozą empatii i dystansu.


@Old_Postman: tak tylko powiem, że jest to jedna z zasad, czy może bardziej form SV, którą cenię jak żadną inną.