Wpis z mikrobloga

Miałem kiedyś kolegę o imieniu Szczepan. Szczepan był najbardziej radosnym i pogodnym człowiekiem jaki kiedykolwiek chodził po tym świecie. Ciągle wymyślał jakieś kawały, opowiadał głupie historie, robił innym żarty i ich nabierał.

To lekkoduszne podejście do życia nieraz wpędzało go jednak w kłopoty. Choć Szczepan był ode mnie dwa lata starszy, to w gimnazjum chodziliśmy razem do klasy. Jak łatwo można obliczyć sposobem matematycznym, Szczepan gdzieś po drodze, wbrew wybitnej poetce Wisławie Szymborskiej, musiał repetować dwa lata. Pierwszy raz w trzeciej klasie podstawówki, nasrał nauczyciele na krzesło, ona w to usiadła i stwierdziła, że gnojkowi nie odpuści i będzie kiblował.

Znam tę historię z opowiadań Szczepana. Ponoć kobieta była tak wściekła, że przez pierwszą minutę nie mogła złapać tchu, przez kolejną się zapowietrzała, dopiero potem złapała normalny oddech i wydarła się na całe gardło:

Co to jest!?


Szczepan odpowiedział zgodnie z prawdą, że gówno, nauczycielka nie doceniła jednak jego szczerości i znowu nabawiła się problemów oddechowych, po czym z płaczem wybiegła z sali zasłaniając pupę kawałkiem szmaty.

Uczniowie widząc nauczycielkę czerwoną jak uszy Jerzego Urbana siedzieli przerażeni w milczeniu, jednak kiedy tylko opuściła salę, rozpętało się istne pandemonium, gorzej niż na meczach piłkarskich w Etiopii, gdy publika myli żółtą kartkę z sucharkiem. Wszyscy rzucili się na Szczepana, ściskali go, wrzeszczeli, całowali po rękach i skandowali jego imię. Ponoć nawet jedna z dziewcząt odsłoniła specjalnie dla niego zalążki pojawiających się dopiero piersi. Jednym ruchem zwieracza Szczepan stał się dla swojej klasy bohaterem, bogiem, istny Azor Ahai ponownie narodzony.

To uwielbienie dla jego osoby nie wyszło mu jednak na dobre. Gdy po kilkunastu minutach do sali wróciła nauczycielka w towarzystwie dyrektora (i w czystej sukience) koledzy akurat podrzucali Szczepana na krześle jak na żydowskim weselu. To naprowadziło dyrka na pewien trop w poszukiwaniach autora balasa, w którego zanurzyła się niemal po same pachy pani wychowawczyni.

Szczepan nie miał już szans zdać w tym roku, bo nauczycielka poprzysięgła mu zemstę. Dyrektor wziął go do gabinetu na poważną rozmowę i spytał co on sobie w ogóle wyobraża. Szczepan zamiast spuścić głowę, zapłakać i przeprosić stwierdził, że on zawsze marzył o tym, by zostać kupnym bandytą. W odpowiedzi na taką bezczelność dyrektor poradził mu zmienić szkołę i groził, że póki on tu rządzi, gówniarz nigdy nie wyrwie się z trzeciej klasy. Kiedy jednak zamknęli go za posiadanie dziecięcej pornografii sprawa nieco ucichła, Szczepan bez problemów skończył podstawówkę. Była to dla niego cenna lekcja, bowiem od tej pory jego żarty stały się bardziej wysublimowane.

Drugi raz Szczepan musiał powtarzać klasę w pierwszej gimnazjum. Udało mu się osiągnąć niesamowity wynik, przy stuprocentowej frekwencji nie dostał żadnej oceny innej niż 1. Przez cały rok Szczepan zamiast tematem lekcji czy pisaniem sprawdzianu zajmował się planowaniem wspaniałego żartu na koniec roku. Nie będę wchodził w szczegóły, ale był on na tyle udany, że kolejny rok szkolny dla własnego bezpieczeństwa zaczął już w innej szkole, konkretniej w mojej.

Szybko zbliżyliśmy się do siebie i zostaliśmy kumplami. Pasowaliśmy do siebie idealnie, on robił żarty, a ja idealnie nadawałem się na ich obiekt. Mimo to był fajnym gościem, ale nigdy nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Kiedy w trzeciej klasie zmarł nasz nauczyciel od biologii, przez całą uroczystość pogrzebową Szczepan był czerwony od śmiechu. Kiedy pytałem o co chodzi, odpowiadał tylko, że coś mu się przypomniało. Później rzucił najgorszym sucharem jaki kiedykolwiek słyszałem. Gdy wyszliśmy z kościoła spytał mnie, czy wiem, co odbywa się po śmiesznym pogrzebie.

Mnie było trochę szkoda pana Skowrońskiego, bo zawsze opowiadał jakieś śmieszne anegdotki, a od tej pory mieliśmy mieć zajęcia z głupią panią Jasińską, więc wcale mi się ten pogrzeb śmieszny nie wydawał. Uznałem jednak, że Szczepan mówi o jakiejś hipotetycznej sytuacji, więc odpowiedziałem mu, że nie, nie wiem co się odbywa po śmiesznym pogrzebie. Prawie płacząc, odpowiedział mi:

BEKA STYPA


Ale się śmiał, jak #!$%@?. Często mu się takie rzeczy zdarzały, wymyślał jakieś bzdury i śmiał się z nich, nieraz nawet nie mówiąc o co mu chodzi. Po jakimś czasie przestałem nawet pytać i pogodziłem się z tym, że ten durny uśmiech to po prostu jego naturalny stan.

Jeden tylko raz widziałem go w naprawdę złym humorze. Jechaliśmy sobie autobusem, on oczywiście szczerzył się z nie wiadomo jakiego powodu, gdy na jednym przystanku wsiadł kanar. Uśmiech momentalnie zniknął z twarzy Szczepana, zrobił się blady jak ściana, zaczął się trząść, chyba nawet złapał mnie za rękę z emocji i wyglądał na tak przerażonego, że nawet się z tego nie śmiałem. Wydało mi się to dziwne, bo brak biletu to nie koniec świata, zapłaci się mandat i tyle. Kiedy jednak kanar podszedł do nas, Szczepan wyciągnął bilet i legitymację. Nie miałem wtedy pojęcia o co mu chodziło. Kiedy kontroler wyszedł z pojazdu, na twarz kolegi powrócił uśmiech, znowu rzucił jakimś dowcipem i wydawać by się mogło wszystko wróciło do normy.

Od tamtej pory, choć zachowywał się jak zwykle, od czasu do czasu wspominał coś o kanarach, że znowu byli w autobusie i jakie to było dla niego straszne. Nie rozumiałem tego zupełnie, wiele razy próbowałem podpytać o co w sumie chodzi z kanarami, ale on zawsze szybko zmieniał wtedy temat. Zastanawiałem się nad tym bardzo często, ale tajemnica ta nie wyszła na jaw. Kiedy skończyliśmy gimnazjum Szczepan wyjechał z rodzicami do Stanów i kontakt jakoś się nam urwał, więc pogodziłem się z tym, że nigdy nie poznam tajemnicy strasznego kanara.

Piszę o tym wszystkim, bo kilka dni temu spotkałem go zupełnie przypadkiem na przystanku autobusowym. Byłem w szoku, że jest w Polsce, minęło kilka lat i trochę się zmienił z wyglądu, więc podszedłem do niego i spytałem:

Szczepan?


Kiedy odpowiedział mi:

Nie, tylko sobie stoję


Byłem pewien, że to on. Okazało się, że przyjechał do Polski w interesach, więc postanowił odwiedzić rodzinne strony. Był bardzo zadowolony ze swojego życia w Stanach, mówił, że spełnił swoje marzenia z dzieciństwa i ogólnie jego życie to sielanka. Ja jestem raczej nieudacznikiem, nie mam pracy i dalej mieszkam z rodzicami, więc byłem zadowolony, że rozmawiamy o nim. Kiedy wsiedliśmy do autobusu, Szczepan odwrócił się w moją stronę, westchnął i spytał:

Pamiętasz jak za czasów gimnazjum wyszło na jaw, że panicznie boję się kanarów? Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego?


Nie chciałem wyjść na świra, który by tak ciągle rozmyślał o koledze, więc odpowiedziałem, że myślałem o tym może raz czy dwa. Szczepan chwilę milczał, po czym rzekł:

Kiedy byłem w Stanach postanowiłem zrobić z tym porządek. Chodziłem do psychologa i chyba wiem już dlaczego tak się zachowuję.


Próbowałem nie zdradzać ekscytacji, więc nonszalancko, niby od niechcenia spytałem dlaczego. Szczepan spojrzał na mnie, uśmiechnął się najszerzej w życiu i krzyknął:


#!$%@?, przeszło pół życia planował ten kawał.


P.S.: Mam jeszcze kilka(naście) pomysłów na tego typu bardziej lub mniej śmieszne historyjki. Zauważyłem, że dwie pierwsze (o murzynie, dresie i kryminaliście oraz o budowaniu altanki) cieszyły się dość sporą popularnością (trzecia trochę mniej, he he), nawet parę osób zaczęło mnie obserwować. W związku z tym za sugestią @Raul_Duke od teraz te opowieści wrzucać będę z tagiem #historieroberta - chętnych zapraszam do jego śledzenia. Jak widzicie jestem jeszcze zielony, więc byłbym wdzięczny za rady jak powinienem tagować swoje opowieści, żeby dotrzeć do jak największej ilości zainteresowanych a jednocześnie nie drażnić tych, którym się one nie podobają. Pozdrawiam i z góry dziękuję za sugestie.
  • 22
  • Odpowiedz