Wpis z mikrobloga

Wiem, że lubicie własne treści, więc taka mała histeryjka.

Jak byłam młodsza (11-12 lat) co roku wyjeżdżałam na wakacje do znajomych rodziców na wieś. Sprawa zarąbista, powietrze, jazda na rowerze, koniach, traktorem (!) po lasach, polach, woda ze studni, świeże truskawki, pieczone ziemniaki w polu i w ogóle. Człowiek był szczęśliwy jedząc kaszankę wprost ze sklepu.

Sprawę trochę komplikowała córka znajomych, moja rówieśnica, która... no po prostu była stworzona na mieszkankę wsi, nie żebym coś do mieszkańców wsi miała. Wiecie, budowa, uroda itd. Dziewczyny zwykle witają się przez hej, albo buzi buzi, ona zawsze podawała mi rękę (co dzień), i wykorzystując swoją przewagę ściskała mocno, przez co nie raz i nie piętnaście kucać z bólu musiałam. Poza tym była wpożo i w ogóle fajna kumpela. Tylko to ściskanie.

Tak więc pewnego pięknego dnia wymknęłam się z domu, pokonałam z sandała 8km do najbliższego przystanku PKS i wybrałam do miasta Częstochowy w celu zakupu przyrządu do ćwiczenia mięśni dłoni. Takowy zakupiłam i oczywiście po powrocie haja, bo nie było mnie pół dnia. Na szczęście to jeszcze nie były czasy by matki pytały, kto cię zgwałcił i ile razy. Ale oberwało mi się. Inna sprawa, że jakiś facet próbował mi zjeść frytki z torebki i zapraszał do siebie w celu posłuchania płyt...

Przyrząd ów miał 5 sprężyn, ale zaczynałam z dwoma, czytając np książki w szopie na sianie (mmmm ten zapach). Pierwszego roku niewiele mi to dało, ale już następnego nie musiałam kucać, a nawet mogłam się uśmiechać ;)

Tak mi jakoś zostało i ćwiczyłam od czasu do czasu przez lata późniejsze. Tak się jakoś zdarzyło, że w pierwszej klasie ogólniaka trafiłam na wyjątkowego zwyrola. Nie dość że wielki jak szafa (a ja filigranowa raczej), to jeszcze natręt jakich mało. Siedział za mną w ławce (bardzo się o to starał, a inni chłopcy jakoś mu nie stawiali oporu), i zwykł mi dokuczać, szarpiąc za bluzkę, czasem włosy, wiecie sami, bo pewnie sami tak robiliście :P

Pewnego dnia szlag mnie trafił i na przerwie podeszłam do niego, jego mała świta fanów się speszyła.

- Hej - powiedziałam niewinnie - Chyba powinniśmy się oficjalnie poznać - zakpiłam

- No hej

- Ania jestem - I podałam mu rękę,

Zgodnie z moimi oczekiwaniami chciał się wykazać, tyle, że marnie mu szło - specjalnie ćwiczyłam przed tym spotkaniem - wyobraźcie sobie 180cm kingkonga o wadze, ja wiem, 90 kg który kuca przed malutką drobniutką dziewczyną, która się na dodatek jeszcze szczerzy. Oj miało się łapki jak imadełka :P

Od tej pory nikt mnie nigdy w liceum nie zaczepiał a Motyl, bo tak na niego mówili zawsze mi mówił cześć pierwszy :P I przy okazji schodził z drogi.Trzeba tu dodać, że chłopcy się go bali. Takie tam wspomnienia, jak ktoś lubi ;)

#takahistoria #wspomnienia #heheszki #histeryjka
  • 4
powietrze, jazda na rowerze, koniach, traktorem (!) po lasach, polach


@Xanthia: mnie babcia woziła na krowach, żeby się przejechać musiałem wstać "z kurami" o 5 rano, nakarmić kury, psa, krowy z obory wyprowadzaliśmy, krowy piły i jechałem na pole. Też było zajebiście, nie poznałem nikogo do tej pory kto by jeździł na krowach za dzieciaka.