Wpis z mikrobloga

Dziś skończyło się życie mojej matki w moim sercu. Dziś, jakby umarła i przestała istnieć, nie zasługuje nawet abym o niej wspominał. Wszystkim, którzy wsparli mnie mądrymi słowami, ciepłą otuchą i każdego kto udzielił mi jakiegokolwiek wsparcia - Dziękuję z Całego Serca.

Pamiętam, jeszcze w marcu próbowałem otworzyć swoją matkę na moje uczucia i pisałem do niej taki list, nie przyniósł żadnego efektu. Dziś dodatkowo szczując na mnie swoją zdewociałą siostrę przypieczętowała to, w co nie chciałem wierzyć.

Serio, wylewanie tego z siebie bardzo mi pomaga!

Z ogromnym trudem ale muszę to zrobić, nie dam rady dłużej z tym żyć nie wylawszy tego z siebie bez względu na jakiekolwiek konsekwencje. Jeśli za cenę tego mamy zaprzestać utrzymywać kontakty - niech tak będzie, być może jednak otworzy mi to drogę do odzyskania spokoju i szczęścia w życiu, które przez pierwsze co najmniej 25 lat życia było mi systematycznie odbierane i maskowane pod pozorem "mojego dobra".


Pewnie jesteś zaskoczona tym, że się zdecydowałem na taki krok. Tak, to zaskakujące ponieważ wiele lat żyłem zapatrzony w ciebie jak w święty obrazek. Pewnie też nachodzi cię wątpliwość dlaczego piszę tylko do ciebie a nie również do ojca - o tym później, jednak może między wierszami znajdziesz na to odpowiedź.


Cóż, może do rzeczy! Nigdy nie byłem dzieckiem i nigdy nie dano mi do tego prawa. Bycie dzieckiem to nie tylko posiadanie rzeczy materialnych, ale przede wszystkim opieki emocjonalnej i uczuciowej. Systematycznie i w myśl ideałów wiele razy przez ciebie powtarzanych kluczem do sukcesu w życiu była nauka samodzielności, pojmowana w chory sposób.


Trudno mi nawet o tym pisać w sposób pozbawiony emocji i melancholii zyskując coraz większą wewnętrzną świadomość zszargania moich i tak słabych emocji. Poczucia wartości zniszczyć już nie możesz bo w ogóle go nie ma.


Poświęciłem długie tygodnie na studiowanie swoich wspomnień i upewniłem się, że to nie jest mitomania. Upewniłem się w tym, tym lepiej przeglądając stare fotografie z dzieciństwa - wczoraj oglądając je zaczęły trząść mi się ręce. Na nowo zrodziło się we mnie małe dziecko pragnące usłyszeć od rodziców - "kocham cię synku", "jesteś wspaniały" albo "co chcesz zjeść na kolację" - to takie proste przykłady słów wyrażających ciepło i serdeczność, które bywają - choć i tak nie zawsze - budulcem zdrowego domu.


Moje bezpieczne i samodzielne dzieciństwo składało się w głównej mierze z zupełnego braku zaufania do swoich rodziców - które z czegoś musiało wynikać, być może z tego, że swoim dziecięcym "pojmowaniem" dostrzegałem, że nie wiele was obchodzę, zawsze byliście zajęci "swoimi sprawami". Nikogo już na etapie przedszkola nie interesowało dlaczego nikt mnie nie lubił, dlaczego byłem wyrzutkiem i byłem regularnie bity i wyśmiewany. Nikt nie stanął w mojej obronie kiedy "obsrałem się" w przedszkolu Pod Misiami i zostałem przed wszystkimi poniżony - pamiętam do dzisiaj te gumowe rękawice i wyzwiska - to jest jak wrzód którego nie da się wyciąć. Nie potrafię tego zapomnieć. Nie mam z tego okresu żadnych dobrych wspomnień. Od najmłodszych szkolnych lat również nie tylko nie poświęcano mi dostatecznej ilości uwagi i czasu - od razu miałem być samodzielny i odrabiać zajęcia sam. Nikogo nie interesowało, że mam z tym problemy, że nie potrafię albo nie umiem się skupić. Każda prośba o pomoc kończyła się odpowiedzią "potem", "później", "nie teraz". Jest kilka zdjęć gdzie odrabiam zajęcia w domu - wyglądają jakbym miał zaraz dostać po twarzy albo jakbym wyrządził Ci jakąś ogromną krzywdę!

Do dzisiaj czuję się dzieckiem które swoimi problemami krzywdzi swoich rodziców, dzieckiem które powinno być lepsze ale zawiodło swoich rodziców, nie spełnia ich oczekiwań! Nie byłem idealny, ale to, że udało Ci się zbudować we mnie przetrwałe poczucie winy za wszystkie moje i twoje życiowe niepowodzenia druzgoce moją psychikę do dzisiejszego dnia. W nic nie jestem w stanie uwierzyć, nie szanuję siebie ani nikogo w okół siebie, nie kocham i nie pozwalam się nikomu zbliżyć do siebie. Czuję się winny wszystkiego, paranoicznie boję się oceniania mnie lub tego, żeby komuś "coś się nie stało" - bo wszystkiemu czuję się winny.


To własnie Ty jednak usiłowałaś zbudować wizerunek Matki Herosa - Bogini, która dźwiga wszystkie ciężary i jest uciśniona przez wszystkich w około, w ten skrupulatny sposób zbudowałaś ucieleśnienie Świętej - którą należy wręcz wielbić. Tak jednak nie było, kiedy powinienem był bawić się z kolegami nosiłem torby z zakupami, obierałem kartofle albo sprzątałem - bo przecież najważniejsza była samodzielność. Nikt się jednak w tym czasie nie zreflektował dlaczego nie mam kolegów, dlaczego nauczyciele mają we mnie najgorszego z uczniów, dlaczego nagle zacząłem na potęgę wagarować. Wolałem spacerować osiem godzin nad Odrą wiedząc, że to złe, ale nie mogłem zmusić się do pójścia do szkoły - czułem się tam obcy, niechciany, wyśmiewany - do dzisiaj nie wiem dlaczego. Najgorsze jednak jest to, że od tych od których oczekiwałem pomocy i miłości - za swoje problemy zamiast otrzymać pomoc dostawałem karę - fizyczną lub słowną. To pewnie uważasz akurat za stosowne, bo wyznaje tę zasadę nawet twój narzeczony, który raczył moją żonę próbować przekonywać, że jeśli dziecko nie chce czegoś jeść należy je zmusić albo bić - dobry los sprawił, że nie #!$%@?łem go wtedy przez drzwi.


Nigdy jako dziecko i jako młody człowiek nie dostałem od Ciebie dobrego słowa, pochwały ani wyrazu miłości, tak bardzo potrzebnych wzrastającemu dziecku. Nie otrzymałem możliwości ukształtować się na dobrego i zdrowego psychicznie człowieka. Już w wieku nastoletnim byłem wypalonym wrakiem szukającym ciepła tu i ówdzie, a w zasadzie bez skutku.

Dzisiaj winisz mnie za wszystko - że to przeze mnie musiałaś brać kredyty, przeze mnie straciłaś pracę i rozwaliło się twoje życie. Między wierszami przekazujesz mi nawet to, że "tylko dla mnie" żyłaś z Ojcem a ja czuję się nieopisanie winny dramatowi twojego życia, gubiąc gdzieś po drodze poczucie, że powinienem był wtedy brać garściami, a nie dostałem nawet ochłapu rzuconego pod stół jak psu. Zabezpieczenie materialne nie rekompensuje strat psychicznych i umysłowych - nic nie wyrówna tego co straciłem jako dziecko nie mające stabilnej sytuacji emocjonalnej i uczuciowej.


Nikogo też nie interesowało to, dlaczego w szkole w której i tak byłem słaby nagle zacząłem się bardziej opuszczać. Stało się tak w głównej mierze dlatego, że zostałem zgwałcony przez swojego "kolegę" z klasy - Marka Szustkiewicza. Przecież byłem zniewieściały, odstawałem od całej klasy, byłem na uboczu. Nikt mnie nie lubił - byłem ofiarą idealną, wręcz prosiłem się o to i w efekcie do tego doszło. To zrujnowało moją psychikę do cna. Wtedy też nikt się nie zainteresował dlaczego w siódmej klasie więcej mnie w szkole nie było niż tam bywałem. Nikogo! Wyjąc w środku siebie, miotając się jak węgorz nie dostałem od nikogo pomocy i wyrozumienia.


Wtedy już zacząłem to wszystko tłumić, tak samo jak tłumiłem łzy i strach przed ciemnością kiedy zmuszaliście mnie do zasypiania samemu przy zgaszonym świetle i zamkniętych drzwiach - przecież on powinien zasypiać już sam. No tak - ale ja czułem się obcy, niechciany. Moje życie było pasmem smutku - więc czy mogłem czuć się bezpiecznie?


Nie czułem się bezpiecznie, czekałem tylko aż zaśniecie w swoim pokoju, zapalałem lampkę i całą noc przy niej siedziałem bojąc się nawet zamknąć oczy, żeby nie ujrzeć w nich mroku.

Mam już dość obwiniania mnie, kierowania do mnie pretensji i wypominania mi ileś to dla mnie wycierpiała.


Nie zrobiłaś dla mnie nic abym miał szczęśliwe życie, zmusiłaś mnie do emocjonalnej wegetacji nie dając ciepła i stabilności, bezpieczeństwa lub spokojnego rozwoju. Nie interesowały cię nigdy moje problemy ani to z czego one się brały - przez 20 lat nikt nie spróbował ich wyjaśnić i dać mi szansę na normalne życie - ale to przecież w twoim pojęciu tylko moja wina - przecież miałem ADHD i problemy z koncentracją - więc to ja byłem winny. Wystarczające uproszczenie.


Nigdy nie dostałem szczerej troski o mój rozwój intelektualny i naukę a jedynie "test inteligencji" po którym miałem "czuć się wyjątkowy". Nie wiem jaki był jego efekt, nie wiem po co on był. Być może po to, żeby zadowolić Ciebie, bo na pewno nie mnie.

Czy zrobiłaś Coś co naprawiłoby te zaniedbania ?


NIC ! Jednorazowe przeprosiny bez wyjaśnienia to nawet nie próba, to tylko usiłowanie ominięcia odpowiedzialności za swoje życie - rodzicami jesteśmy do ostatniego naszego tchnienia i do tego celem życia nie powinno być nic niż dbanie o własne dzieci. "Wolne" możemy sobie dać tylko wtedy kiedy mamy pewność, że robiąc dla nich jeszcze coś więcej możemy im już bardziej zaszkodzić niż pomóc. Ty się jednak wolałaś odwrócić i budować sobie nowe i szczęśliwe życie z nowym partnerem. Zdaje ci się, że skoro już mnie "tam" nie ma nie ciąży na tobie żadna odpowiedzialność.


Żyjąc w ogromnym bólu próbowałem dać ci szansę naprawy tego przy wnuczce abyś jej okazała miłość i troskę. Przeżyłem jednak drugi ogromny zawód, który zbudził we mnie "małego karolka" którego babcia tylko broniła przed biciem pasem albo wyzwiskami od debili, przygłupów i pasożytów. Nie skorzystałaś jednak z tej szansy niemal zupełnie ją zaprzepaszczając. Jedyne co okazywałaś to usiłowanie zdobycia kontroli i pozorne zainteresowanie małą. Nigdy jednak - przez prawie dwa lata nie doczekaliśmy się od ciebie - wychodzącej tylko od ciebie - chęci spędzenia czasu z nią, chęci przyjazdu. Wszystko to było "namawiane" i na siłę. Wszystko - z wyrzutem i poczuciem winy, że psuję ci plany na życie i zabieram drogocenny czas. Za każdym razem widziałem w tobie ten sam chłód i obojętność jaką darzyłaś mnie. Prawie każdy to widział i zwracał na to uwagę a ja czułem na plecach chłód i wstyd za twoje płytkie postępowanie.


Ciągle "coś" czułem. Nigdy nie byłem wolny i nie czułem się "wspaniały". Nawet przy ostatniej wizycie próbowałem nakierować cię na to, żebyś coś pochwaliła, nie doczekałem się.


Mały Karolek potrzebujący aprobaty znów się nie doczekał....

Aprobaty, ciepła i miłości nie doczekałem się nigdy. Znajdowałem tylko poniżenie i odrzucenie moich problemów, chłód i wymagania wiecznie przerastające moje możliwości.


Ani przez chwilę nie poczułem się KOCHANYM i CHCIANYM.


Teraz znów wysyłając ten list, czuję się złym synem, który komplikuje ci życie i zabiera czas. Czuję się winny, że to ja wszystko psuję. Przecież jestem gnojem, gówniarzem, #!$%@?, złodziejem, śmieciem, katem - to tylko twoje słowa.

Mam już dość. Narodziny mojej córki znów odkryły we mnie małego chłopca głodnego miłości - bo dostrzegłem jak ważne jest jej dawanie i jak bardzo mogę skrzywdzić swoje dziecko nie rozprawiając się ze swoimi demonami przeszłości. Nie mam już siły ich w sobie dusić i udawać, że jestem szczęśliwym człowiekiem - bo jestem bardzo nieszczęśliwy i "pusty, wypalony".


Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, że nie wystarczy powiedzieć zimno "przepraszam" i udawać, że nie ma tematu. Możesz też znów mnie zmieszać z błotem wyzywając od "roszczeniowca i egoisty" - ale ja swojego głodu i bólu dłużej ukrywać nie zamierzam.


Nie wiem czy potrafię ci wybaczyć, wiem jednak, że nawet od niego droga do pogodzenia się z losem i naprawy siebie jest bardzo długa i trudna. Mojego krzyża nikt już za mnie nie poniesie.

Nie udało ci się, przestałem widzieć w tobie "Bożka", przejrzałem na oczy, choć pełne łez to jednak widzę nadzwyczaj wyraźnie.


Życzę ci abyś odnalazła spokój.


#oswiadczenie #rodzina #problemy #psychologia #toksycznamatka
Pobierz
źródło: comment_OSCe6ErIUnhC2GvgUCyG3DgYaHqNik0c.jpg
  • 20
@nomadicgoogler: Matka go nie kochała, nie dała mu ani jednego dżula ciepła przez całe dzieciństwo, przez co ma teraz zrytą psychę, ale wychodzi na prostą i jednym z kroków wyjścia na nią jest zerwanie kontaktu z matką tym pożegnalnym listem.

@xSQr: :((( Smutłem bardzo. Ale trzymam kciuki, żebyś znalazł ciepło wśród swojej kobiety oraz córki, żebyś zawsze znajdował w sobie to ciepło, którym się nikt z Tobą dawniej nie dzielił,
@xSQr: mam nadzieję, że nie oczekujesz, że ten list cokolwiek zmieni w waszej relacji, bo najpewniej tak się nie stanie. ciężkie są takie sytuacje i czasem najlepszym wyjściem jest odciąć się od takiej osoby - nawet, jeśli jest to własna matka, ale jeśli jest to osoba toksyczna i robi Ci krzywdę, to nie ma to znaczenia, kim jest. trzeba czasem o siebie zadbać tak radykalnymi metodami. trzymam kciuki.
@xSQr: polecam książkę "Kobiety, które kochają za bardzo" R. Norwood. I choć w większości jest o toksycznych związkach kobiety z mężczyzną to są też wzmianki o tym jak wpływa to na dziecko. Może przeczytanie jej nie pomoże, ale zawsze można próbować uświadamiać matkę, że coś z jej życiem emocjonalnym jest nie tak. I to zapewne nie z jej winy, a z winy chorego wychowania przez jej rodziców. Niestety, takie #!$%@? jest
@homo_superior: W jakim celu ma ja uswiadamiac? Jak nie potrafi tego pojac to chyba powinno mu to juz wisiec, a nie ze chlopak sie bedzie jeszcze tym zamartwial. Napisal list? Interpretacja matki raczej nie bedzie tu jakas rewolucja, co chyba jest oczywiste bo skoro przez 25 lat sie nie pokapowala ze robi cos nie tak to wytkniecie tego czarno na bialym tez nie przyniesie zadnego skutku.

Co do "dziedziczenia", prosze Cie,
@xSQr: Jejku cumplu. Popłakałam się jak to przeczytałam. Trzymaj mocne długie i ciepłe przytulenie ode mnie. Najważniejsze jest to, że nie poddałeś się, robisz swoje mimo wszystko. Jesteś wspaniałym człowiekiem. Pamiętaj.
@BlackLight: podobnie jak Ty łatwo oceniasz, że szufladkuję ludzi. Wkurza mnie takie pieprzenie. Napisałam, że jest duże prawdopodobieństwo, ze sam po 25 latach prania mózgu zrobi coś podobnego swojej rodzinie, a Ty od razu z jakimś szufladkowaniem wyskakujesz. Czytaj ze zrozumieniem.