Wpis z mikrobloga

tldr : moja bratowa cierpi na przewlekłe #!$%@? mózgowe.

Zaczęło się niewinnie. Przedstawiłyśmy się sobie, spojrzałam przez pryzmat jej oczu wprost na potylice i zrozumiałam - to będzie dobry rok. Myślałam, że jest małomówna i nieśmiała - czasami siadając z nią przy jednym stole modlę się w duchu żeby te czasy wróciły, żeby nigdy więcej nie otwierała buzi niepytana. Zapewne znacie ten typ co dużo mówi, ale w zasadzie nic nie wie i nic z tego nie wynika i zawsze ma racje. Wygląd niepokojący - wydłubane skromne brwi, w zasadzie ich brak, długie i grube paskudne tipsy, syndrom chudej grubej osoby, anemiczna. Ze wsi. Ale nie wsi tylko WSI, bo można mieszkać na wsi i być normalnym, a można być wieśniakiem ze słomą w butach. Nie pracująca, nie gotująca, nie sprzątająca.

Pierwsze wrażenie - siadła na przeciwko mnie, nic nie mówi, patrzy się. Rozumiem, wyglądam dość specyficznie, tatuaże, kolczyki - zerknąć, przyglądać się - normalna sprawa. Ale nie GAPIĆ. Gapić przez bite 3h nie odrywając wzroku i nawet do tej pory nie jestem pewna czy w ogóle mrugała :D Ta sama sytuacja gdy zaprosiłam kolegę o podobnych preferencjach co do wyglądu do moich - nie oderwała wzroku, nie odezwała się, nie mrugała, GAPIŁA SIĘ. Przerażające!

Schody zaczęły się wtedy, gdy moi rodziciele nakazali 'masz ją lubić bo to będzie twoja rodzina'. Dla mnie żaden argument - zwłaszcza gdy w grę wchodzi przyszłość mojego, bądź co bądź, całkiem normalnego brata. Zaparłam się rękami i nogami, nie ma szans na żaden kompromis. Nie potrafię z nią rozmawiać, nie ma o czym, żadnego wykształcenia, pomyślunek kobiety w wieku lat 60 i do tego z wypranym przez TV 'mózgiem'. Nie jestem w stanie zaakceptować w mojej rodzinie tej kobiety. I nie chodzi o to, że próbowałam ją niszczyć, zatruwać życie - zwyczajnie unikałam jak ognia, jak szarańczy nadlatującej z tymi swoimi niemrugającymi oczami, brrr.

Opisując dalej pomyślunek Karyny (imię robocze), bo tu trzeba już przenieść się do momentu planowania ślubu (wciąż nie ma pracy, nie ma pieniędzy na wesele) - zażyczyła sobie imprezę na, uwaga, STO PIĘĆDZIESIĄT OSÓB. Chryste Jezusie Nazarejski, nie nadążałbyś w zamienianiu wody w wino. Ja zawał, rodzice zawał, no ale trzeba dogodzić bo się dziewczyna obrazi (wtf?!). Rodzice moi pieniądz na stół, brat uciułał trochę grosza, jej rodzice łaskawie się dorzucili (w ostatniej chwili chcieli się wycofać żeby moi rodzice zapłacili za całość "oni oddadzą"), nie uzbierali mimo wszystko na tak pokaźną sumę gości. Pominę fochy oficjalne i nieoficjalne, to ta nudna część.

Ślub w planach, sala zaklepana, odwiedziny brata z Karyną. Mama zrobiła jakieś tam jajka z jakimś tam farszem, nieważne, i mówi "Karyna, zrobiłam tego za dużo, oddam Wam, jajka swojskie szkoda żeby się zmarnowały". Odmówiła... DLACZEGO? Bo uwaga "nie mogę przyjąć jajek od przyszłej teściowej bo wesele kury rozdziobią". Nie mówiła tego dla żartów, to nie była ironia, nic co by mogło wskazywać na wzrost IQ powyżej tego wiewiórczego - mówiła CAŁKIEM SERIO. Wesele kury rozdziobią. Zabawa trwa, goście tańczą, przychodzą kury "słyszałyśmy, że tu pani młoda jajka wzięła" i jeb, wydziobały wszystko. XD Boże jak ja skisłam z tego.

Zorganizowałam małą domówkę, zaprosiłam kilkoro znajomych w tym brata i jego najmilszą. Kulturka, siedzimy, popijamy, śmiejemy się, dyskutujemy - wkracza ona. Tzn sunie, kroczy, przeskakuje z kwiatka na kwiatek, PLĄSA do kuchni, patrzy pogardliwie, bierze piwo ze stołu (w puszcze, to jest ważne), odwraca się kładzie piwo na blacie i się siłuje. Mija minuta, dwie, woła mojego brata "Mirek, Miiireeeek", kolejna minuta siłowania "MIREEEEEK". Brat schodzi, patrzy, bierze piwo do ręki "mam Ci otworzyć?", sytuacja napięta, nikt nic nie mówi, patrzymy "a wiesz, bo by mi się paznokieć złamał". BOŻE. Chyba nigdy wcześniej i nigdy później się tak nie śmiałam.

Czas po ślubie. Mniej więcej po 2 latach od rzeczonego dramatu mojej rodziny - czyli zawarciu związku małżeńskiego przez brata Mirka i kuleżankę Karynę, bohaterka tej nudnej jak flaki z olejem opowieści zaczęła szukać pracy. Zapewne brat rozwodem zagroził. Nie uwierzycie! Dokładnie miesiąc po rozniesieniu cv... Zaszła w ciążę :) Przy okazji po chyba 7 próbie zadała prawko - za pieniądze moich rodziców oczywiście.

Czas właściwy - dalej jej unikam, dalej z nią nie rozmawiam. Wciąż rodzice wmawiają mi, że dziewczyna staje się cudowniejsza z dnia na dzień, a jak już zaszła w ciąże to w ogóle pączek w maśle, cudowność. Na pytanie czy ciąża zaleczyła przewlekłe #!$%@? mózgowe niestety nie otrzymałam odpowiedzi. Historii z jej udziałem było miliony, ale niestety jest późno, spać się chce a nie pisać bzdury których zapewne nikt nie przeczyta. Dobrej nocy mireczki! :)

#logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow #karyna #wies #superbratowa #coolstory
  • 155
  • Odpowiedz
@qubeq: zapewne w dupie. Jej.

@imarid: jego pierwsza kobieta. Oświadczył się jej - i prawdopodobnie chciał się wycofać ale moi rodzice są tego typu "jak się zadeklarowałeś to teraz cierp". Trudno. Jak się samemu nie potrafi podejmować decyzji to takie są tego skutki

@dreaper: patrząc przez pryzmat czasu i kiedy wyprowadziłam się jakieś 400km dalej to całkiem coolstory, można sie pośmiać.
  • Odpowiedz
@zle_sny_rabina: niby chuda, ale jak zdejmie ubrania to +20 do wieku. Rozlazła, tłuszcz. Taka typowa Karyna co jej boczki z jeansów wystają :)

@nazwa_uzytkownika:

jego pierwsza kobieta. Oświadczył się jej - i prawdopodobnie chciał się wycofać ale moi rodzice są tego typu "jak się zadeklarowałeś to teraz cierp". Trudno. Jak się samemu nie potrafi podejmować decyzji to takie są tego skutki
  • Odpowiedz
a wiesz, bo by mi się paznokieć złamał


@L_DiCarlo: W sumie mnie to nie śmieszy. Jak miała tipsy i paznokieć by się odłamał to by się oderwał razem z jej prawdziwym to widok byłby tragiczny. Raz widziałam zapłakaną dziewczynę w tipsach której się "złamał" odrywając paznokieć i zostawiając może z 4 mm jej naturalnego paznokcia.

  • Odpowiedz
@blondeblossom: jak się robi szpony jak u orła bielika to

1) nauczyć się z tym funkcjonować

2) nie robić takich szponów

3) poprosić o pomoc kogoś kto stoi/siedzi obok, a nie wołać brata który siedzi piętro wyżej.

@dreaper: też tak myślałam na początku. Inna mentalność, inne wychowanie. Ale po 5 latach można poznać człowieka
  • Odpowiedz