SSTROM - Vinden
Już chyba wspominałem, że muzyka nie cieszy jak dawniej. Mimo że na scenie dzieją się rzeczy ciekawe, a czasem nawet wielkie, to mój entuzjazm do nowości jest coraz mniejszy. Może to starość. Może to zmęczenie materiału - na nowościach skupiam się od kiedy pamiętam, patrząc po RYMie to z 10 lat już będzie.
Całkiem niedawno stwierdziłem, że od czasu do czasu warto rzucić te nowości w kąt i przypomnieć sobie nieco starsze dzieła. A że weekend jest u mnie zazwyczaj technoidalny (RIP Das Lokal), to dzisiaj przypominam, hehe, połówkę SHXCXCHCXSH.
#
Już chyba wspominałem, że muzyka nie cieszy jak dawniej. Mimo że na scenie dzieją się rzeczy ciekawe, a czasem nawet wielkie, to mój entuzjazm do nowości jest coraz mniejszy. Może to starość. Może to zmęczenie materiału - na nowościach skupiam się od kiedy pamiętam, patrząc po RYMie to z 10 lat już będzie.
Całkiem niedawno stwierdziłem, że od czasu do czasu warto rzucić te nowości w kąt i przypomnieć sobie nieco starsze dzieła. A że weekend jest u mnie zazwyczaj technoidalny (RIP Das Lokal), to dzisiaj przypominam, hehe, połówkę SHXCXCHCXSH.
#
We wczesnych latach 00. i nieco później, w czasach licealnych niejako nie załapałem się na fascynację ówczesnym "metalem", wolałem siedzieć w sweterku i z góry patrzeć na otoczenie - dla chłopaka zajaranego Floydami, Zeppelinami czy Black Sabbath było to najzwyczajniej w świecie logiczne. Gdybym wiedział i mógł zmienić czas - odróżniałbym się dalej, ale brzmieniowo przepaść by raczej nie istniała.
Jako że w nowej muzyce widzę coraz mniej dla siebie (czy słusznie, to inna kwestia), to ostatnimi czasami wracam do płyt, które słuchałem ostatni raz kilka lub kilkanaście lat temu. I powyższa myśl nasunęła mi się podczas słuchania Killing Joke.
Ich