#anonimowemirkowyznania
Ciekawi mnie, czy ktoś z Was podziela moją raczej #niepopularnaopinia ws. pracy podczas studiów. Jako osoba, która studia ukończyła parę lat temu, a w ich trakcie próbowała różnych konfiguracji (tylko studia/studia + praca/drugi kierunek), uważam, że to, że od jakiegoś czasu istnieje swojego rodzaju presja na jak najszybsze rozpoczęcie pracy, świadczy głównie o tym, że studia zatraciły swoją ideę, a przy okazji poziom. Wiadomo, że jest kilka wyjątków, jak przede wszystkim #informatyka, bo praca w zawodzie to naturalne dopełnienie studiów na tym kierunku. Można powiedzieć, że swoją ideę zatracają wręcz wtedy, gdy teorii nie podpiera się praktyką. Chodzi mi jednak o inne przypadki. Znam mnóstwo osób, które studiują/-owały całkiem sensowne kierunki (np. medyczne, ścisłe czy techniczne), a jednocześnie ciągnęły różne gównoprace typu gastro, sieciówki odzieżowe, sklepy itp. Bardzo często ich obecność na uczelni ograniczała się wyłącznie do zajęć, na których sprawdzana była obecność tylko po to, zeby móc wyrobić więcej godzin w jakiejś naleśnikarni czy innej cukierni Sowa. Gdzie w tym wszystkim czas na jakieś dokształcanie się we własnym zakresie? Gdzie czas na udział w jakichś wydarzeniach branżowych? A już prawdziwym fenomenem są dla mnie ludzie, którzy z powodu gównoprac potrafili narobić sobie takich zaległości, że musieli powtarzać rok xD Jak dla mnie to żadna pracowitowość i przedsiębiorczość, tylko frajerstwo i pracoholizm. Pieniądze z tego zazwyczaj żadne, doświadczenia w zawodzie nie przynosi, tylko wpędza w poczucie zapracowania i przyczynia się do zaległości na studiach. Czy uważam, ze przez 5 lat nie powinno się robić nic poza studiami? W żadnym wypadku. Zawsze twierdzę jednak, że pracować trzeba przede wszystkim mądrze, niekoniecznie dużo i ciężko. Skoro jest się już na tych studiach i zdobywa się wiedzę specjalistyczną, to po co pchać się w prace, które można wykonywać, nie mając ukończonej podstawówki? Nie lepiej pójść np. w korepetycje czy tłumaczenia - coś, co wymaga już określonego wiedzy, w jakiś sposób rozwija i pozwala zarobić kilka razy tyle, co gównopraca?
#studbaza #pracbaza #logikarozowychpaskow #zalesie
Ciekawi mnie, czy ktoś z Was podziela moją raczej #niepopularnaopinia ws. pracy podczas studiów. Jako osoba, która studia ukończyła parę lat temu, a w ich trakcie próbowała różnych konfiguracji (tylko studia/studia + praca/drugi kierunek), uważam, że to, że od jakiegoś czasu istnieje swojego rodzaju presja na jak najszybsze rozpoczęcie pracy, świadczy głównie o tym, że studia zatraciły swoją ideę, a przy okazji poziom. Wiadomo, że jest kilka wyjątków, jak przede wszystkim #informatyka, bo praca w zawodzie to naturalne dopełnienie studiów na tym kierunku. Można powiedzieć, że swoją ideę zatracają wręcz wtedy, gdy teorii nie podpiera się praktyką. Chodzi mi jednak o inne przypadki. Znam mnóstwo osób, które studiują/-owały całkiem sensowne kierunki (np. medyczne, ścisłe czy techniczne), a jednocześnie ciągnęły różne gównoprace typu gastro, sieciówki odzieżowe, sklepy itp. Bardzo często ich obecność na uczelni ograniczała się wyłącznie do zajęć, na których sprawdzana była obecność tylko po to, zeby móc wyrobić więcej godzin w jakiejś naleśnikarni czy innej cukierni Sowa. Gdzie w tym wszystkim czas na jakieś dokształcanie się we własnym zakresie? Gdzie czas na udział w jakichś wydarzeniach branżowych? A już prawdziwym fenomenem są dla mnie ludzie, którzy z powodu gównoprac potrafili narobić sobie takich zaległości, że musieli powtarzać rok xD Jak dla mnie to żadna pracowitowość i przedsiębiorczość, tylko frajerstwo i pracoholizm. Pieniądze z tego zazwyczaj żadne, doświadczenia w zawodzie nie przynosi, tylko wpędza w poczucie zapracowania i przyczynia się do zaległości na studiach. Czy uważam, ze przez 5 lat nie powinno się robić nic poza studiami? W żadnym wypadku. Zawsze twierdzę jednak, że pracować trzeba przede wszystkim mądrze, niekoniecznie dużo i ciężko. Skoro jest się już na tych studiach i zdobywa się wiedzę specjalistyczną, to po co pchać się w prace, które można wykonywać, nie mając ukończonej podstawówki? Nie lepiej pójść np. w korepetycje czy tłumaczenia - coś, co wymaga już określonego wiedzy, w jakiś sposób rozwija i pozwala zarobić kilka razy tyle, co gównopraca?
#studbaza #pracbaza #logikarozowychpaskow #zalesie
Czy gównoprace podczas studiów dziennych to dobry pomysł?
- Tak 53.9% (62)
- Nie 46.1% (53)
W jaki sposób mam zdobywać to mityczne "doświadczenie" o którym tak dużo się mówiło już podczas studiów? Skończyłem w tym roku licencjat, od kilku miesięcy poszukuję pracy w mieście 200k mieszkańców w nieruchomościach, bankowości, jako przedstawiciel handlowy a nawet lektor angielskiego i nigdzie mnie nie chcą. Większość firm wymaga minimum rocznego doświadczenia w branży, a kiedy miałem je zdobywać skoro do tej pory czas pochłaniały mi zajęcia na uczelni i szkoła... Mam angielski na C1 poparty certyfikatem, pracowałem w każde wakacje przez ostatnie 4 lata nawet za granicą jako doradca klienta, sprzedawca czy hotelarz. Dopada mnie mega frustracja, bo muszę polegać w 100% na pieniądzach rodziców, a sam nie mam się jak rozwijać. Co tu robić?
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #5f947142c53de577b9aaebab
Staże, często trzeba popracować za pół darmo żeby zdobyć doświadczenie żeby potem dostać lepsza pracę. Dużo osób po kierunkach po których się "dużo zarabia" nie chcą iść na staże bo według nich za mało na nich płacą, jednak to jest sposób na zdobycie doświadczenia które później przydaje się do dostania się do normalnej pracy.