Finał baraży miał być świętem futbolu. W tłumie na Stadionie Narodowym mieszały się barwy dwóch rywalizujących społeczności: Polaków i Ukraińców. Od miesięcy między nimi narastało napięcie - polityczne spory, różnice kulturowe, a ostatnio także oskarżenia o prowokacje i napaści. Polacy mieli już od lat dość przybyszów w ich kraju..Mecz był brutalny, pełen fauli i krzyków. Gdy Ukraina strzeliła zwycięskiego gola w ostatnich sekundach, trybuny eksplodowały - jedni w euforii, drudzy w furi.W sektorach zaczęły się przepychanki. Jeden z Ukraińców rzucił race, drugi przewrócił barierki. Służby porządkowe były przygotowane na burdy, ale nie na to, co miało nadejść.Ukraińcy, pewni swojej liczebności w mieście i przeczucia że Polska to już ich kraj przeszli zwartą grupą ulicami centrum. Polacy próbowali ich zablokować. Pierwsze kamienie poleciały w powietrze. Pierwsze krzyki ustąpiły miejsca pierwszym ranom.Noc rozdarł wybuch - podpalono magazyn należący do jednej ze społeczności. W ciągu godzin chaos objął kilka dzielnic. Policja nie nadążała, oddziały były rozrywane na fragmenty. Społeczności zaczęły organizować własne „straże”, które w praktyce stały się bojówkami.Kolejnego dnia miasto obudziło się już nie jako jedno. Granice między dzielnicami zamieniły się w linie frontu. Polacy zabarykadowali ulice ciężarówkami, Ukraińcy zajęli budynki administracji. Pojawiły się pierwsze improwizowane posterunki, pierwsze odwetowe ataki, pierwsze zaginione osoby.Władze ogłosiły stan wyjątkowy, ale było już za późno. Mecz, który miał być tylko sportowym wydarzeniem, stał się iskrą w beczce prochu. Polska, dotychczas spokojna kraina, pogrążyła się w konflikcie, który miał trwać miesiącami.I nikt nie pamiętał już o tym, kto strzelił zwycięskiego gola - pamiętano tylko, kto zapłacił najwyższą cenę.








Komentarze (2)
najlepsze