Jest początek 2017r. a ty właśnie skończyłeś studia. Na koncie masz 200zł, które dostałeś od babci i rodziców „za obronę”. Średnia krajowa to 3050zł netto – tyle nikt nie da świeżakowi. Po 2 miesiącach szukania znalazłeś coś sensownego za 2k netto. Mieszkasz u rodziców i dokładasz się do rachunków oraz sam kupujesz jedzenie i bilet miesięczny. Pierwszą wypłatę wydajesz na nowego laptopa, bo masz już dość PC-ta kupionego za pieniądze z 18tki, kolejne 2-3 wypłaty „przepijasz” bo chcesz pożyć po latach biedowania na studiach. Potem odkładasz 1000zł miesięcznie na samochód.
Jest początek 2018 – kupujesz auto za 10k i wydajesz resztę oszczędności na drobne naprawy. Na ubezpieczenie i tankowanie „pod korek” musiałeś już pożyczyć od rodziców. Dzięki samochodowi zmieniasz pracę – dostajesz średnią krajową, 3200 na rękę. Do końca roku nie odkładasz nic, za to oddajesz kasę rodzicom i jedziesz na wycieczkę, bo nigdy nie byłeś za granicą.
Jest 2019 – awansowałeś i zarabiasz powyżej średniej krajowej – 4k netto. Załóżmy, że zaczynasz poważnie myśleć o kupnie mieszkania. Masz 0zł oszczędności, bo wszystko wydałeś na to co wyżej napisałem oraz gry, ubrania, kebaby, dokładanie się rodzicom do rachunków, ciuchy, buty i pierdoły z aliexpress czy innego allegro – bo tak wygląda życie. Zarabiając 4k i żyjąc jak człowiek odkładasz 2k miesięcznie – 24k rocznie. Czyli na wkład własny uzbierasz… Nigdy, bo mieszkania drożeją od tego czasu o 50-100k rocznie. KONIEC.
Kawaler ostatnio mieszkanie mógł kupić, gdy zaczynał pracę w latach 12-14. Bez pracującej partnerki i pomocy rodziców zakup mieszkania przez ostatnie kilka lat był niemożliwy, chyba że ktoś dość szybko awansował i zarabiał dużo powyżej średniej krajowej mieszkając z rodzicami… Ale większość osób zarabiała poniżej średniej krajowej o ile w ogóle miała pracę, bo lata 17-18 nie były takie kolorowe jak teraz…
Jeśli ktoś jakimś cudem w latach 17, 18 i 19 zarabiał średnią krajową i odkładał 50% wypłaty rocznie, to w 3 lata odłożył 58 000. W styczniu 2020 mógł więc kupić mieszkanie za max. 300 000 – czyli jakieś 50-60m… Bez szału. Rzeczywiście jak miał partnerkę i razem odłożyli 100-120k to już mogli pomyśleć o M4 czy domku, ale…
Jak ktoś mieszkał z partnerką na wynajmie, to odłożenie 20k w rok było wyczynem – chyba, że ktoś dorwał spoko pracę i walił nadgodziny oraz delegacje (np. ja tak miałem) jednak wciąż człowiek był młody i chciał pożyć – a nie pracować 6 dni w tygodniu w różnych miejscach, zarabiać te 4500-5000 netto w 2018 i odkładać z tego 3000-3500 żyjąc jak szczur i odmawiając sobie wszystkiego… Jak ktoś żył jak człowiek, kupił samochód, komputer to gówno odłożył. Odkładać to można od 2-3 roku pracy, jak już się zakupi „podstawowe dobra” i to razem z partnerką – o ile nie planuje się odłożenia na wesele, bo wiele osób właśnie tak kończy, że żyjąc na wynajmie czy u teściów najpierw rok „baluje” potem 2 lata odkłada na wesele i dopiero później myśli o wkładzie własnym (koperty + oszczędności + pomoc rodziców). A ceny mieszkań robią swoje rosnąc „jak na drożdżach” przez co jakiekolwiek oszczędzanie traci sens…
Jeśli ktoś jest rocznik 1990+ to powinien po studiach pojechać zagranico, tam żyć jak szczur, odłożyć w rok na wkład własny z zapasem, wrócić do PL znaleźć pracę w zawodzie i kupić mieszkanie – w takie coś jeszcze uwierzę. Ale w to, że ktoś robił w PL na etacie za około średnią krajową żyjąc u rodziców, nie robiąc nadgodzin i odłożył na coś więcej niż kawalerka w powiatowym już nigdy – bo to kłamstwo. POMIJAM już przypadki osób, które są chore, albo mają chorych rodziców czy dzieci - bo im praca wystarczy dosłownie na jedzenie i leki… A takich ludzi też jest w Polsce sporo.
P.S. to nie z ludźmi jest problem, tylko z cenami mieszkań – gdyby rosły o tyle, co inflacja a inflacja byłaby na poziomie 1,5-2,5% to młoda para dałaby radę odłożyć w te 2-4 lata na wkład a singiel na kawalerkę.
No ale żyjemy w gównokraju, który szaraczków traktuje jak niewolników, więc WIĘKSZOŚĆ ludzi będzie teraz żyła od wypłaty do wypłaty – jeśli mają na głowie kredo, to będą nie tyle głodować co bardzo mocno zaciskać pasa…
Żeby nie było – ja sam mam duże mieszkanie w świetnym stanie, ale dostałem je po babci + wyremontowałem samemu z oszczędności – czyli to, co odłożyłem siedząc w domu podczas pandemii poszło na wymianę okien, kontaktów, żyrandoli i mebli, a w soboty, niedziele, urlopy i święta zrywałem tapety, kładłem szpachlę, malowałem ściany, czyściłem piwnicę i tak dalej. Bez spadku mógłbym sobie za to kupić dziś jakieś średnie, 3-4 letnie auto i tyle byłoby z marzeń o własnym mieszkaniu – siedziałby na pokoju u rodziców aż do śmierci, wpłatę przewalając na bieżąco na jakieś „drobne przyjemności”.
Polska to nie kraj dla singli z biednymi rodzicami – tak było i jest, a będzie to coraz bardziej widoczne w przyszłości…
Komentarze (354)
najlepsze
Młodzi nie płakali bo nie było gdzie - nie było wtedy facebooka i tiktoka
Teraz młody po studiach chce 5 na rękę i pracę z domu w luźnych godzinach.
W sumie z takim podejściem to nawet lepiej dla mnie bo młodzi nie są konkurencją :)
Ja na obronę sobie kupiłem zegarek za £8k. Trzeba planować swoje życie.
Gadacie jak Janusze, a jeszcze nie tak dawno obiecywaliście sobie aby nie być mentalnymi Januszami jak poprzednie pokolenia. Tak, wy mieliście trudniej, robiliście na czarno itp. (w 2016 też część pensji dostawałem pod stołem). Tylko z każdym rokiem sytuacja w kraju się poprawiała. To była taka umowa społeczna - my #!$%@?, budujemy kraj aż w końcu dorobimy się własnego.
I właśnie niedawno ktoś tą umowę #!$%@?ł do kosza.
Wiem, jeżdżę 30letnią tojotą. Co nie zmienia faktu, że wiele jak nie większość ludzi krzywo na mnie patrzy.
Op nie rozważa, że istnieje coś takiego jak komunikacja miejska i nie każdy potrzebuje samochodu na dojazdy do pracy? Szczególnie w dużym mieście.
No
Chyba że wynajmuje pół pokoju.
@pepedros: tylko jakieś 80% ludzi.