Ostatnimi czasy jeden z operatorów telefonii komórkowej, rozpoczął nową erę, co ciekawe - telefonii stacjonarnej. Jak rozwinie się sytuacja na rynku konsumenckim, okaże się po - prognozując - pójściu w jej ślady pozostałych operatorów. Dla nas, jako odbiorców, oznacza to plus - im większa konkurencja tym mniejszy monopol. Lecz kapitalistyczne prawa nie zawsze są tak pozytywne jak na pierwszy rzut oka nam się wydaje.
Jeśli chcesz coś załatwić w związku z twoim telefonem, uzbrój się w cierpliwość. Dzisiejszy rynek wymusił na nas przystosowanie się do automatów wyrzucających słowa z prędkością światła. Nie zawsze jest to maszyna, tam też jest człowiek i naprawdę nie jest winien każdego błędu.
Bodaj każdy posiadacz telefonu przynajmniej raz kontaktował z darmowym numerem operatora, gdzie na wstępie spotkał się z wyliczanką przemiłego głosu. Po pewnym czasie staje się na tyle irytujący, że pobrzmiewa w głowie za każdym razem kiedy chcemy coś załatwić.
Przyjmijmy, że jestem już jednak zmuszony, więc dzwonię. Po kilkuminutowej automatycznej perorze wypowiadanej na tyle powoli, żeby słowa zrozumiał przygłuchawy emeryt, zaczynam się zastanawiać do czego są te cholerne przyciski. Przy opisie klawisza "9" nie pamiętam znaczenia pierwszego i z radością witam głos mówiący o kontakcie z konsultantem. Lecz to nie koniec przebojów z automatem. Tu - jeśli się poszczęści - można odkryć wachlarz konkretnych działów i kryjących się za nimi utrudnień. Zapewne jak większość niecierpliwych użytkowników czekam na kanał ogólny. Jest, wciskam przycisk i... IX Symfonia Beethovena lub jakaś inna wersja midi umila mi okres oczekiwania. Frustracja doprowadzająca do rozpaczy, powoduje, że ze strachem patrzę na wskaźnik baterii, czy uda mi się, dokończyć rozmowę w komfortowej pozycji, już i tak z cholernie piekącym uchem. Słyszę tak ukochany sygnał łączenia się i już w głowie układam jak bardzo mam ochotę nawrzeszczeć na tą osobę po drugiej stronie linii, już nie tylko za te 30 min. czekania, ale również za wszystkie niepowodzenia ostatnich dni. Chwileczkę, on tylko tam pracuje, jest w języku branżowym „końcówką firmy”, działającej na granicy prawa w wyzyskiwaniu pracownika.
Kapitalistyczne firmy – molochy, mają swoje wewnętrzne kodeksy postępowań, jak i wiele absurdalnych praw, które jako pracownik podpisujesz chcąc zarobić na życie. Do pracy konsultanta nie potrzebujesz wyższego wykształcenia, wystarczy, że przeżyjesz swoisty survival. Filozofia stworzona na potrzeby rynku, ma sprawić, że w zwykłej nudnej, męczącej i mało płatnej pracy masz się spełniać zawodowo. Po trzytygodniowym kursie, po którym oczywiście nie może zabraknąć wyjazdu integracyjnego, stajesz się młodszym konsultantem, jesteś na najniższym szczeblu drabiny swojej kariery.
Codzienna praca w wielkich hali wypełnionej po brzegi komputerami w temperaturze 18 stopni Celsjusza, w ciągłym zgiełku rozmów oddzielony jedynie cienką ścianką od reszty świata. Masz swój monitor, klawiaturę i myszkę, ledwo mieścisz się z kolanami i ramionami. twój mały świat na kolejny dzień zmianowej pracy. Wielki Brat patrzy, każdy twój błąd zostanie wychwycony i oceniony. Siadasz, zakładasz słuchawkę z mikrofonem, wciskasz kombinację klawiszy, pracujesz. Już po chwili pojawia się na monitorze liczba osób czekających w kolejce właśnie na ciebie. Na początku zastawiasz się, czy kolejny petent, zacznie wrzeszczeć za całe zło tego świata, na Twoją Firmę, czy będzie wyrozumiały. Zdajesz sobie sprawę z tego, że oferty są ustawione tak, żeby myślał, że udało mu się złapać okazję. Okazję do pierwszego rachunku, bądź też problemu. Nie dość, że umowy, które podpisują klienci, są konstruowane przez najlepszych prawników, Ty musisz z uśmiechem odpowiadać, na każde najbardziej skomplikowane problemy. Powinieneś znać modele i funkcje wszystkich dostępnych w ofercie telefonów. Choć sam swojego nie rozgryzłeś od roku.
Wszystkie umowy, oferty, promocje. „Problem nr 7241, niech Pan się nie denerwuje, już Panu pomagam ”.Masz na rozwiązanie problemu dzwoniącego 3 min. i to w pierwszym podejściu. Ty natomiast myślisz o tym, że z 10 minutowego czasu przeznaczonego na toaletę wykorzystałeś już 7, wczorajsza chińszczyzna ci nie posłużyła, a to dopiero 4 godzina pracy . Niech włączy i wyłączy tel., stary sprawdzony sposób, będzie musiał się rozłączyć, i albo mu się odechce 20 min. czekać na rozmowę albo połączy go z kimś innym. Ty wciskasz „aux” i pędzisz do kibla po drugiej stronie hali.
W biegu patrzysz na tablicę rozwieszoną przy wejściu, znowu w tym miesiącu się nie wykazałeś masz przedostatnie miejsce w rankingu, ważniejsze jest przecież życie poza, a nie w Firmie. Do czasu.
Wracasz tak szybko jak to możliwe, ale od dzisiaj zamiast porannych witamin - węgiel. Kiedy dzwoni problemowy petent, tworzysz mu adekwatną notatkę, która będzie widoczna przy każdym jego kontakcie telefonicznym. Tak bardzo chcesz napisać co o nim myślisz, po upokorzeniach na jakie cię wystawił, lecz niestety ma prawo wglądu w twoje notatki. Już nauczyłeś się, że są tak zwani pieniacze, którzy mając telefon na kartę i doładowują go tylko w ostateczności. Dzwonią w każdej sprawie, żeby tylko dać upust swoim emocjom. Niech się martwią tym „świeżaki”.
Masz chwilę wolną – ok. 3min. rzadko, ale się zdarza, możesz pomyśleć o czymś innym niż o krzykaczach. Masujesz kolana i czujesz pod biurkiem podklejona gumę do żucia, pierwszy raz w tym dniu uśmiechasz się, siedziałeś tu przed miesiącem, a to już szczęście, że przy takiej rotacji miejsc, trafiłeś akurat na „swoje”. Wokół ludzie których znasz z widzenia. Firma nie pozwala, na zbyt bliskie relacje wśród pracowników. Na początku na wyjeździe czułeś, że są ci bliscz, teraz to tylko wskaźniki na tablicy które trzeba prześcignąć.
Wracasz. Tym razem wielki problem, petent chce się łączyć z kierownikiem. Podstawowa zasada: „Nie przyznawaj się do błędu Firmy, rób wszystko, żeby nie zawracać głowy kierownikowi – czytaj - nie łącz z kierownikiem” Kombinujesz, lawirujesz słowami, głaskasz, nic nie skutkuje; łączysz z szefem, ale czujesz jak zalewa cię kolejny w tym dniu wybuch emocji, nie z twojej winy – tym razem twarzą w twarz.
Jesteś już trybem w tej wielkiej machinie, konsultantem po trzech latach w branży i masz aspiracje na funkcje starszego konsultanta. Wchodzisz do Firmy, jak do własnego domu. To już jest Twój dom, straciłeś życie prywatne, bo jak je mieć na trzy zmiany. Już nudzą cię powtarzane konspiracyjne plotki o tym, że firma zrobiła oddział w Łodzi, bo płacą tu konsultantom połowę ceny warszawskiej i grunt jest tani. Oczywiście, że tak jest ale co zrobić takie prawa rynku. Masz już taki ton i pewność wypowiadanych kwestii, że ciężko cię odróżnić od automatu, który jest twoim prologiem, szybko wypowiadasz nazwisko, może nie spytają, a po co mają wiedzieć.
Siedzisz spokojnie na dopołudniowej zmianie, odbierając telefony, myśląc co leci w telewizji. Nagle pojawia się na monitorze, komunikat, że dzisiaj są nadgodziny. Słyszysz głuchy jęk zawodu rozchodzący się po hali, Ty z uśmiechem na ustach myślisz, że i tak nie ma nic ciekawego w TV.
Wszystkie informacje zawarte w artykule zostały uzyskane od obecnych i byłych pracowników Hotline-u jednego z polskiego operatora sieci komórkowej oraz z własnych doświadczeń. Źródło/Autor:
Piotr Sawicz-Kociubiński
Komentarze (2)
najlepsze