Witajcie wykopki, nazywam się Łukasz Terlecki, prowadziłem do niedawna niezawodową rodzinę zastępczą - czytaj: nikt nie płacił za opiekę nad nimi, kasa jaka przychodziła z urzędu to około 2k na tzw utrzymanie i 500+.
Chciałbym przedstawić swoją historię, nie jest jeszcze dokończona, ale zostanie, musi zostać. Sobie już nie pomogę w żaden sposób, dzieciom o których ona jest też już nie pomogę, one zostały już spisane na straty i wrócą za max dwa lata, gdyż przewiduję tu rozwiązanie adopcji. Obym się w tym ostatnim konktekście mylił. Bardzo bym tego chciał.
TLDR:
Dostaję po dupie za to, że zająłem się problemem a nie zepchnąłem go na kogoś innego i chciałem pokazać rodzicom adopcyjnym pełną dokumentację medyczną, żeby mogli podjąć świadomą decyzję, bo od tej decyzji zależy życie nie tylko ich, ale także dzieci, których dotyczy.
Wersja bardzo długa ale i dokładna (obecnie jeszcze nie skończona): https://ojcieczastepczy.pl/ można mi zarzucić, że subiektywna, może trochę tak, piszę to ze swojego punktu widzenia - zwykłego szaraczka.
Wersja długa:
Chciałem pomóc dzieciom w starcie w życie, wzięliśmy w rodzinę zastępczą dwójkę dzieci - dwie dziewczynki. Starsza bezproblemowa, bardzo inteligentna i pomocna, brak problemów w szkole. Młodsza też bardzo inteligentna ale z problemami, o których nie wiedzieliśmy. Zaczęliśmy trzepać dzieci na lewo i prawo, u starszej wyszły drobne problemy hormonalne, ze wzrokiem i rozumieniem niektórych zgłosek - żaden problem. U młodszej wyszły poważne dysocjacje i problemy natury psychicznej i RAD. Zaczęliśmy prywatną psychoterapię jeżdżąc z dzieckiem 100 km 2x w tygodniu do Krakowa, bo bliżej po prostu nie ma nikogo.
Mała była agresywna w stosunku do siebie i innych, niszczyła meble, pisała po ścianach, kradła innym dzieciom rzeczy, kradła w sklepach, jadła pod korek, szła do łazienki, robiła miejsce i jadła dalej... i wiele innych pomniejszych. Poza tym trafiła do nas z przepukliną, z którą chodziła około 2 lat, gdyby ktoś się nią zajął na początku to wystarczył by plaster, ale w momencie gdy jej już jelita w niej więzły, to trzeba było chirurgicznie - no to zrobiliśmy, bo co miałem zrobić? Mniej więcej ogarnęliśmy jak się z nią obchodzić, współpracowaliśmy z psychoterapeutą, ale przedszkole do którego chodziła uważało, że robimy z dziecka wariata i zaczęli pod nami kopać: przedszkolanki trzykrotnie zgłaszały na policję, że wożę dziecko w bagażniku (samochód 7-miejscowy), potem przerzucili się na to, że mała chodzi do przedszkola w za małych ciuchach - na fb i stronie przedszkola jest około 80 zdjęć tej dziewczynki wykonanych przez przedszkolanki w losowych momentach roku, na żadnym nie widzę źle ubranego dziecka. A potem dostały prezent, bo mała poszła z siniakiem na policzku i powiedziała, że to ja, bo kazałem jej posprzątać - znany temat każdemu kto ma problematyczne dziecko.
Spowodowało to mniej więcej tyle, że została wszczęta procedura niebieskiej karty z całym tym cyrkiem w postaci dzielnicowego, gopsu, kuratora i cholera wie kogo jeszcze. W biegu procedury udało nam się wywalczyć w sądzie decyzję o umieszczeniu młodej w ośrodku specjalistyczno-terapeutycznym. I tak przewalali się ci ludzie przez mój dom i wszystko było cacy, dzieci się mnie nie bały ani nic, aż pewnego dnia małej odwaliło i postanowiła robić głowę mojemu synowi. Młody do szpitala z podejrzeniem pęknięcia czaszki, żona do szpitala bo zaczęła krwawić w ciąży a my poprosiliśmy o pomoc w postaci rodziny pomocowej do czasu znalezienia miejsca we wcześniej wspomnianym ośrodku - nigdy ale to nigdy nie proście o pomoc!
Z akt sprawy wyszło nam, że dzieci te były przenoszone średnio co 1,5 miesiąca, czyli mniej więcej wtedy gdy młoda zaczynała wywijać różne dziwne rzeczy, u nas była rok i 2 miesiące. Ośrodek adopcyjny w Tarnowie odradził nam kontaktów z nią, bo "będzie to ze szkodą dla niej".
Tego samego dnia młoda pojechała do rodziny pomocowej 10 km od nas, jej siostra została i była z tego zadowolona, ona zdawała sobie sprawę z tego, że do tej pory ona zawsze obrywała za wywijasy tamtej, ale to bardzo świadome dziecko było i przewidziała trafnie, że i tak ją odbiorą od nas, zniknęła z naszego domu miesiąc później na kłamliwy wniosek pochodzący z PCPR w Tarnowie napisany tak, że odczytuje się go jakoby działali w porozumieniu z nami. Oczywiście starsza momentalnie została zabrana do innej szkoły, ale wcześniej (ostatniego dnia) otrzymaliśmy telefon od jej wychowawczyni, że dziecko płacze i mówi, że boi się wracać tam gdzie teraz mieszka. Nie wiem co się stało dzień później, bo wychowawczyni wyparła się tych słów a po szkole poszła fama, że oddaliśmy dzieci, bo się nimi znudziliśmy, dobre sobie! Zakładam rozmowę umoralniającą i prostującą światopogląd na poziomie przełożony-podwładny.
Starsza związała się z nami bardzo mocno, zarządaliśmy widzeń z nią, o dziwo zostało to spełnione - godzina raz w tygodniu w obecności psychologa - dobre i to. po pierwszym takim spotkaniu wyszło, że młodsza też chce - my jej bronić nie będziemy. Potem się okazało, że znów PCPR skłamał - to nie była prośba małej tylko sądu, nie wiem, może liczyli na to, że odmówimy? Obie dziewczynki bardzo te spotkania lubią, na każdym słyszymy pytanie kiedy zabierzemy je do domu.
W międzyczasie przepychaliśmy się pismami w sądzie ale PCPR zrobił świństwo i nie powołując się na wcześniejszą sprawę złożył kolejny wniosek, tym razem o odebranie opiekuna prawnego, sprawa przeszłą przez maszynę losującą i trafiła do innego sędziego, który nawet nie wiedział, że cokolwiek się w sądzie dzieje w sprawie tych dzieci. Naturalnie wywołało to nasz sprzeciw, ale spraw nie połączono, wtedy nie wiedzieliśmy czemu, teraz już wiemy.
Okazuje się, że można obejść prawo opiekuna prawnego do sprzeciwu wobec adopcji, na którą, jak uważamy, dzieci nie są gotowe za pomocą odpowiednio spreparowanego wniosku z ośrodka adopcyjnego. W skrócie - jako opiekun prawny gówno możesz. Zapowiedzieliśmy wcześniej w OA, że pokażemy pełną dokumentację medyczną, bo podejmować decyzję należy świadomie i mając pełny obraz sytuacji a nie tylko widok ślicznych dziewczynek, które na pierwszy rzut oka są słodziutkie i bezproblemowe. Wg mnie ta adopcja zostanie rozwiązana za max 2 lata, dzieci wtedy trafią do bidula i nie wstaną z traumy uważając się za nic nie warte. Tylko pogratulować! I obym się mylił!
Po drodze jeszcze było badanie w OZSS dzieci i nas - sztuka dla sztuki. Psychologowie sądowi uzurpujący sobie prawo do decydowaniu o zasadności terapii?! Jedno dziecko nas kocha a drugie nienawidzi?! Nie nadajemy się na rodziców, bo zajęliśmy się problemami i to było ze szkodą dla dzieci?! Nie mówiąc już o całkowitych debilizmach w charakterystyce mnie i żony. Z fusów wam wróżyć!
W przyszłym tygodniu jest rozprawa odbierająca nam ostatnią kartę jaką mamy w tej walce - opiekuna prawnego.
Komentarze (162)
najlepsze
Nie znam sytuacji, ale wydaje mi się że czasem przemoc to dobre rozwiązanie.
Oczywiście nie zachęcam cię do tego, tylko byś nasrał sobie bardziej w życiorys ze strony organizacji które teoretycznie powinny cię wspierać.
Najpierw podchodzisz do człowieka po dobroci i na współpracę, jak nic nie działa, to dopiero wtedy wchodzi kapitan przemoc i pokazujesz prymitywowi kto rządzi w stadzie.
Jesteśmy organizmami biologicznymi, myśl że można za pomocą ludzkiej mowy i
biznes to biznes
Z tekstu wynika, że zajmujesz się nimi bardziej niż swoim synem, gdyby nie miał rozwalonej głowy nawet byś pewnie o nim nie wspomniał.
Nie no k&*^@ ojciec roku.
Komentarz usunięty przez moderatora
Komentarz usunięty przez moderatora
@Kozlovicz: Polaka
Zakop informacja nieprawdziwa.