Leroy-Merlin kontratakuje - naszych biją!
Wiele się teraz mówi o mechanizmach manipulacji i praniu mózgów. Najczęściej w kontekście wojny na Ukrainie i rosyjskiej propagandy. Okazuje się, że francuska firma sprzedająca meble i wyposażenie domów w tej konkurencji wcale nie ma czego się wstydzić.
W „Gazecie Wyborczej” 18 marca ukazał się ciekawy artykuł. Nie przytoczę go ze względu na prawa autorskie, ale poniżej link dla zainteresowanych. Polecam wnikliwą lekturę.
https://wyborcza.biz/biznes/7,...
Już tytuł tekstu krzyczy ludzką krzywdą.
Cytat: Bojkot sklepów Leroy Merlin wyszedł poza Internet. "Doszło do szamotaniny". Firma uruchomiła pomoc psychologiczną dla pracowników
Prawda, że brzmi to dramatycznie? Autorka artykułu zaczyna od opowieści o tym jak pracownicy Leroy-Merlin pomagali uchodźcom. Przyjęli do swoich domów ponad 260 osób. Poświęcili swój prywatny czas, jechali na granicę, pomagali jak wielu innych Polaków. Następnie pada w tekście kuriozalne zdanie „wszystko szło dobrze do momentu, aż świat obiegła wiadomość, że Grupa Adeo, do której należą m.in. sklepy sieci Leroy Merlin, nie zamierza opuścić rosyjskiego rynku”. Wtedy na całą sieć i pracowników wylała się fala hejtu. Czytali w Internecie „że mają krew na rękach i wspierają Putina”. Dlatego też autorka artykułu zaznacza, że tożsamość pracowników sieci Leroy-Merlin, którzy się wypowiadają w tekście została ukryta. Uzasadnia to obawą przed przejawami agresji. Nie ma najmniejszego powodu nie wierzyć w fakty o których tutaj mowa. Ani w ten, że pracownicy Leroy przejęli się losem uchodźców i że im pomagali, ani że mogli się poczuć urażeni słowną agresją w Internecie. To co jednak jest ciekawe w tym artykule to fakt, że już do samego końca przedstawia tylko jedną stronę medalu. Wystarczy przytoczyć same nagłówki. To wręcz jak z podręcznika propagandy.
Nagłówek pierwszy:
Pracownicy Leroy Merlin: Oni bojkotują, my pomagamy
Sens tego tytułu jest bardzo czytelny. W Leroy-Merlin pracują ludzie o wielkim sercu, a w Internecie piszą leniwi tchórze, które lubią sobie pohejtować bez powodu. W całym pierwszym akapicie przytoczone są bardzo pozytywne przykłady ludzkich zachowań pracowników sieci Leroy-Merlin. Jest to, co prawda powtórzenie początku artykułu, ale autorka jest wyraźnie wzruszona postawą pracowników. Znowu, nie ma powodu podważać samych faktów.
Nagłówek drugi:
Zapraszam na zakupy, firma stawia
Tu się zaczyna robić ciekawie. Anita, której tożsamości nie znamy (bo się boi agresji) opowiada o tym, że zabrała Ukrainki na zakupy. Tu cytaty: „rachunek opiewał na 4 tysiące. Zapłacił Leroy Merlin. To były początki i wraz z napływem kolejnych uchodźców sieć wprowadziła rozliczane tygodniowo limity na osobę. LM oficjalnie woli nie podawać kwot. Powód jest prozaiczny. Musiałaby przesyłać je na polskie konto bankowe, a część kobiet nie posiada dokumentów niezbędnych do tego, by je założyć. Ustalono zatem, że należne im pieniądze będą wydawane za pośrednictwem opiekunów, którzy i tak towarzyszą uchodźczyniom”.
To chyba wymaga dłuższego komentarza. Kiedy w Polsce zaczęła się szerzyć idea bojkotu francuskiej sieci dowiadujemy się, że Leroy-Merlin Polska pomaga finansowo uchodźcom. Nie znamy dokładnych kwot, pośrednicy dostają gotówkę do ręki. Nie wiem jak wy, ale ja czytając ten fragment spadłem z krzesła. Firma operuje bez żadnego rozliczenia, a to wszystko ze względu na dobro uchodźców, którzy mają nieuregulowaną sytuację prawną. Na szczęście dowiadujemy się o tym jak to Leroy-Merlin jest dobrym wujkiem dzięki anonimowym głosom pracowników. Dlaczego Leroy-Merlin zachowuje się tak dziwnie? Daje swoim pracownikom jakieś pieniądze po kątach, domyślamy się że w gotówce, ryzykując kontrole skarbowe. Pracownicy zaś ryzykując zdrowiem i życiem przekazują te ogromne kwoty (w gotówce) potrzebującym Ukraińcom. Rany boskie, co za ludzie. I do tego są tacy skromni, że jedyna konkretna kwota jaką udało się dziennikarce wydobyć od pracowników to te marne 4 tysiące na ubrania. Nie wiem jak wy, ale ja to czytam w następujący sposób. Pracownicy na własną rękę pomagali uchodźcom, menadżerowie wyjmowali z kasy jakieś pieniądze bez zgody centrali, a teraz kiedy przysłowiowe gówno uderzyło w wentylator, dział PR-u postanowił przekierować zasługi na firmę zgodnie z tytułem akapitu „firma stawia”.
Nagłówek trzeci:
Leroy Merlin ściągnęło 290 osób
No i tu pojawiają się konkrety. Mowa jest o 290 osobach, co jest sprzeczne z pierwszym paragrafem artykułu gdzie pada liczba 260, ale to nie szkodzi. Tym razem już pada wprost stwierdzenie „Leroy Merlin ściągnęło 290 osób”. To jest jawnie sprzeczne z paragrafem pierwszym i drugim artykułu. Tam jest wyraźnie powiedziane, że ludzie, pracownicy i menadżerowie polskiego oddziału kierując się odruchem serca ściągali Ukraińców do Polski i przyjmowali pod swój dach, do swoich domów. Jakim cudem nagle to Leroy-Merlin jako firma stała się bohaterem? Czy to nie jest przypisywanie sobie cudzych zasług? Jeśli nawet centrala francuska zgodziła się dofinansowywać potem tych uchodźców jakimiś kwotami których nie ujawnia, to dlaczego nie chcą oddać zasług swoim pracownikom? Czy to nie byłoby miłe podziękować swoim polskim pracownikom, którzy wykazali się przytomnością umysłu, sercem, szczodrością? A jeśli francuski pracodawca od początku koordynował tę akcję to dlaczego to ukrywa? Z wrodzonej skromności? Teraz kiedy taki hejt się wylewa na całą sieć? Dlaczego rzecznik sieci nie opublikuje maila szefa koncernu, który zwraca się do pracowników np. tak: „nie zostawimy nikogo w potrzebie. Każdy pracownik na Ukrainie zostanie uratowany. Nie będziemy szczędzili sił i środków żeby im pomóc?” Wiecie dlaczego? Bo to zwyczajnie nieprawda. W artykule mowa jest o tym, że dyrektor działu HR na Ukrainie koordynowała pomoc uchodźcom z polskim oddziałem Leroy-Merlin. Nie ma jednak nawet wzmianki o czym innym. Ta sama dyrektor działu HR, Ludmiła Dziuba skarżyła się w ukraińskiej prasie na własną firmę. Okazuje się bowiem, że Leroy-Merlin bez podania przyczyn odciął ją i innych pracowników od poczty korporacyjnej. Pani Dziuba stwierdza, że utrudniło to koordynowanie działań humanitarnych. Jak mówi „obiecali przywrócić działanie poczty 15 marca, ale tego nie zrobili”
Link do artykułu:
https://en.lb.ua/news/2022/03/...
Następnie jest mowa o tym, że sieć „w najbliższym czasie wesprze organizacje pomagające uchodźcom kwotą 4,5 mln zł”. Jaka to jest kwota w kontekście sieci, która ma w Polsce 75 sklepów chyba łatwo sobie wyobrazić. Dla porównania roczny obrót Leroy-Merlin w Rosji to 5 miliardów euro. Leroy zatrudnia u nas w kraju około 13 tysięcy pracowników. Podejrzewam, że gdyby zrobili zbiórkę pewnie swobodnie przebiliby ofertę swojego „szczodrego inaczej” pracodawcy. Autorka artykułu w swoim tekście wielokrotnie przytacza wypowiedzi rzecznika LM, pani Magdaleny Kołodziejczak. Także taki kwiatek:
„Magdalena Kołodziejska, rzecznika LM. - Fala hejtu, która na nas spada, jest tym trudniejsza, że od początku wojny ze wszystkich sił wspieramy Ukrainę, a obrywamy za decyzje, które nie zależą od nas. Leroy Merlin Polska wstrzymał dostawy z Rosji i Białorusi.”
Dziennikarka z jakichś niejasnych przyczyn postanowiła nie skomentować tego zdania. Ja ją wyręczę. Stwierdzenie „obrywamy za decyzję, które nie zależą od nas” jest absolutnie faryzejskie. Nie można reprezentować jako rzecznik wielkiej sieci i nagle odciąć się zupełnie od działalności tej samej sieci, pod tym samym szyldem, w innym kraju. Nazwijmy rzeczy po imieniu. Leroy wyłamał się z zachodniego bojkotu rosyjskiego rynku. Mało tego, reżimowa agencja prasowa jeszcze wskazywała go jako wzór. Pisała o tym, że Leroy-Merlin zajmie lukę na rynku pozostawioną po konkurencji. To wszystko w sytuacji kiedy Rosja bombarduje szpitale położnicze, schrony dla ludności cywilnej i bloki mieszkalne. Z kolei stwierdzenie, że „Leroy Merlin Polska wstrzymał dostawy z Rosji i Białorusi” jest po prostu śmieszne. W sytuacji embarga na Rosję łańcuch dostaw i tak jest przecież zagrożony. Nie wiadomo nawet czy ruch transgraniczny nie zostanie całkowicie zamknięty.
Nagłówek czwarty:
Bojkot wymierzony w pracowników
W tym akapicie czytamy opowieści anonimowych pracowników, którzy słyszą wyzwiska od klientów w sklepach. I przytoczona jest jedna anegdota. Pan Mariusz, anonimowy pracownik sklepu pojechał odebrać z granicy polsko-ukraińskiej kobietę z dziećmi. Przedstawił się jako pracownik Leroy Merlin. Cytat: „Ktoś to usłyszał. Komuś się nie spodobało. Doszło do szamotaniny.” Szczerze mówiąc, nie wiem jak oceniać tę historię. Jeśli to prawda, to rzeczywiście mamy do czynienia z absurdem. Ktoś niemal z narażeniem życia jedzie ratować ludzi i nagle postronna osoba rzuca się na niego z pięściami? Dlaczego ktoś miałby być tak nieracjonalny? Tak czy inaczej buduje to nadal narrację o tym, że Leroy Merlin i jego pracownicy bohatersko pomagają, a spotyka ich czarna niewdzięczność. Pani Kołodziejczak, rzecznik prasowy cytowana kolejne kilka razy mówi o tym, że z powodu hejtu musieli wznowić program pomocy psychologicznej dla pracowników. Podsumowując ten fragment: bojkot firmy uderza w polskich pracowników. Ba, nie tylko uderza, ale jak sugeruje tytuł jest w nich wymierzony. Ani pani rzecznik, ani dziennikarka nie biorą pod uwagę możliwości że zwolennicy bojkotu mogą mieć na celu kogoś innego niż niewinnych pracowników. Na przykład, niech pomyślę…. Zarząd firmy, która wspiera zbrodniczy reżim Putina? Nie, to byłoby zbyt proste. Oburzeni internauci w odróżnieniu od pracowników Leroy Merlin i jej bohaterskiego kierownictwa nie dbają o wyższe wartości, za nic mają cierpienie Ukraińców. Po prostu lubią hejtować, bo tak…
Nagłówek piąty:
Mail, którego nie było
Tu pojawia się dziwna teoria spiskowa. Otóż do mediów przeciekła informacja „jakoby sieć zabroniła pracownikom komentować sprawę.” I od razu pojawia się dementi. I nagłe zaskoczenie, autorka artykułu po raz pierwszy i jedyny cytuje inną nie anonimową osobę niż pani rzecznik. Tym razem chodzi o szefa związku zawodowego Mariusza Szymeczka. Otóż zaprzecza by taka instrukcja istniała, nikt nie widział, ani nie słyszał o takim mailu. Ok. Trudno się odnieść do tej historii, bo nie są podane żadne źródła. Jakich mediów? Kto tak twierdził? W każdym razie pada kolejne zapewnienie o demokratycznych zasadach panujących w firmie Leroy. Idźmy dalej.
Nagłówek szósty:
Jest nam po ludzku przykro
Uff, ostatni akapit. Ten tytuł odpowiada miałkiej treści. Pracownicy czują się skrzywdzeni, „tracą energię i entuzjazm”. To samo co na początku, tylko bardziej płaczliwie. Na koniec artykułu autorka zostawia nas z wypowiedzą anonimowego pracownika, pana Mariusza. „Nas, polskich pracowników, jest 13 tysięcy i nie utożsamiamy się z tym, co robi Rosja.”
Prawda jakie to proste? Oni, pracownicy i zarząd robią wszystko co w ich ludzkiej mocy żeby pomóc, a w zamian spotykają ich tylko szykany. Muszę powiedzieć, że dawno nie czytałem tekstu, który by tak jawnie zaprzeczał wszelkim zasadom warsztatu dziennikarskiego. Składa się prawie wyłącznie z cytatów rzecznika prasowego firmy, która jest właśnie stawiana pod pręgierzem opinii publicznej. Jedyne inne osoby, które się pojawiają pod nazwiskiem to szef związku zawodowego i wspomniana wcześniej szefowa działu HR Leroy-Merlin na Ukrainę. I tu ciekawostka. Przytoczona jest wypowiedź szefa związku Solidarność 80 w Leroy, który jak było pisane wcześniej wypowiada się po linii firmy. Trochę dziwne, że autorka nie skorzystała z wypowiedzi innego związkowca, pana Michała Kukuły, przewodniczące komisji międzyzakładowej w IKEA Industry, IKEA Retail i Leroy Merlin. Dlaczego jest to zaskakujące? Bo cytat pochodzi z innego artykułu tej samej „Gazety Wyborczej”. Link poniżej.
https://wyborcza.biz/biznes/7,...
Cytat zamieszczam go in extenso, bo precyzja jest w tym momencie istotna. „Jako przedstawiciele pracowników w Leroy Merlin opowiadamy się zdecydowanie przeciwko rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Zamierzamy zaapelować w tej sprawie do pracodawcy, aby wycofał się z Rosji – mówi Michał Kukuła, przewodniczący komisji międzyzakładowej w IKEA Industry, IKEA Retail i Leroy Merlin. Związek liczy jednak zaledwie kilka miesięcy, jest więc stosunkowo młodą organizacją, pracodawca zaś jak do tej pory nie podjął z nią rozmów”. Prawda, że brzmi trochę inaczej?
W tym samym artykule padają także inne, ciekawe stwierdzenia. Na przykład przytoczony jest apel Warsaw Enterprise Institute, gospodarczego think-tanku:
„Firmy pozostające w Rosji wykorzystują nieuczciwą przewagę konkurencyjną. Jedyną przewagą jest tu brak skrupułów. Apelujemy o wdrożenie na poziomie UE zapisów, które skłonią oportunistów do przemyślenia swoich działań.”
O kurczę, brak skrupułów, oportunizm, nieuczciwa przewaga konkurencyjna? I to wszystko w kontekście Leroy-Merlin? Tej samej firmy, która przecież ma serce na dłoni i aż płonie chrześcijańskim miłosierdziem? Jak to możliwe, że taki artykuł ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 17 marca? Dokładnie dzień przed tym jak opublikowano omawiany tutaj wykwit sztuki dziennikarskiej?
Na koniec wisienka na torcie. Pani Monika Piątkowska, która wzięła na klatę artykuł z 18 marca jest współautorką artykułu z 17 marca. Czy to przykład schizofrenii? Polemizuje sama ze sobą? A może nastąpiła jakaś umysłowa regresja? W pierwszym artykule różni ludzie pod nazwiskiem przedstawiają różnorodne poglądy na temat problematyki konsumenckiego bojkotu, a w drugim tekście mamy już do czynienia tylko z jedną obowiązującą narracją – naszych biją. Za co? Przecież oni tacy dobrzy.
Nie wiem co bierze pani Monika, ale ja też chcę taką pigułkę szczęścia. Zamiast odcieni szarości człowiek nagle dostrzega tylko jasne barwy. Nie podejrzewam przecież „Gazety Wyborczej” o to, że przestraszyła się presji ze strony potężnego francuskiego koncernu i wycofała się rakiem ze swoich odważnych stwierdzeń. Przecież toczy się wojna, także na polu informacji. Redakcja „Gazety” nie może być tak tchórzliwa, żeby ulegać presji ze strony cichych wspólników Putina.
Na koniec wyznanie. Nie jestem obiektywny w tej sprawie ponieważ współorganizuję bojkot konsumencki sklepów Leroy-Merlin. Od pewnego czasu biłem się z myślami do jakiego stopnia pikiety i demonstracje mogą zaszkodzić pracownikom sklepów, którzy rzeczywiście niczemu nie są winni. I święcie wierzę w to, że przytoczone historie o ich osobistym poświęceniu dla bliźnich są prawdziwe. Za chuja nie wierzę jednak w dobre intencje korporacji, która postanowiła rozszerzyć działalność w Rosji, kiedy inni się zwijają.
Dlatego serdecznie zapraszam do udziału w pikiecie 26 marca przed sklepem Leroy-Merlin Warszawa, Malborska 35 o godz. 14. Dziennikarzy „Gazety Wyborczej” i innych również. Przepraszam, że występuję anonimowo, ale obawiam się hejtu i agresji ze strony zwolenników Putina.
Linki do wydarzenia poniżej:
https://fb.me/e/27xoiZ7IK
https://www.wykop.pl/link/6567...
Komentarze (88)
najlepsze
@pampalini: nie tylko u nich takie akcje...
Jak widać Gazeta Wyborcza walcząca z fake newsami, w swoim zacietrzewieniu zapomina zadbać o rzetelność własnej pracy. Smutna prawda o misji prasy w naszym kraju :-(
Nowe, nie znałem ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Francja na to szcza.
Dzięki kolego za wyczerpujące opracowanie!
@derigen90: A widzisz, Rosja już ma rozwiązanie tego problemu - jak firma wyjdzie z kraju i nie wróci do pierwszego maja to dostanie bana na 10 lat :D
Poza tym - jak już wyjdzie to łatwiej to przedłużyć. Za to powrót robi się coraz trudniejszy z każdym miesiącem. Ale nawet w takim wariancie i "tylko" kilka miesięcy - w małych miasteczkach