Bieszczady: Zostawili koleżankę z astmą i depresją samą na szlaku
Ta historia to przykład tego, jak nie postępować w górach. A jednak wydarzyła się. 6 czerwca ratownicy GOPR szukali w Bieszczadach kobiety. To mogło skończyć si...
fyla z- #
- #
- #
- #
- #
- #
- 217
- Odpowiedz
Komentarze (217)
najlepsze
Nie wiem jak długo tam leżała wcześniej, ale po około 1.5h jak już wracałem z Tarnicy, to nadal kwiczała, że on tu zostaje, dalej nie idzie...
Czasem zastanawiam się po co tacy ludzie idą w teren? Spacerkiem po okolicy blisko domu. Bez leków, sprzętu, telefonu nagłodowano. Ludzie potrafią być bezmyślni.
Ja mam i już nie raz musiałem wyzywać karetkę. Wszystko zależy od dnia, samopoczucia i tego kiedy nastąpi atak duszności. Czasem problem przejść kilka metrów.
A czasem tak jak nasz jeden z pacjentów przyjeżdża do apteki na rowerze, a potem, że mu duszno... czasem przetłumaczyć, że lepiej spacerkiem mu będzie przyjść - to nic nie daje.
Dlatego nie mam problemu, że
@grik1: Sam mam astme i alergie tak że nie trafiłeś xD Z chodzeniem po biesach czy innych niskich górkach nie mam żadnego problemu. Skoro "koledzy" namówili ją na wyjście to powinni sie upewnić że ma leki i być za nią odpowiedzialni a Ty tutaj uprawiasz jakiś victim shaming że to ona jest winna bo wychodzić nie powinna
Kiedyś poszedłem w góry ze znajomymi, moja kondycja była zdecydowanie gorsza i nie chciałem im psuć zabawy więc pogadaliśmy, powiedziałem, że wrócę sobie do hotelu i niech bawią się dobrze.
Opcja alternatywna:
Kiedyś poszedłem w góry ze "znajomymi", byłem wolniejszy, nie trzymałem tempa ale oni nie liczyli się ze mną, powinni się do mnie dostosować! Było mi ciężko i smutno, zostawili mnie całkiem samego, żeby im dać nauczkę stwierdziłem,
@WypadlemZKajaka:
Jasne, napisz jeszcze coś nierealnego, np. że miałeś naładowany telefon.
I że jak już do tego hotelu wróciłeś, to zadzwoniłeś, żeby się
Na początku jeszcze staraliśmy się iść jego tempem, ale w ten sposób człowiek jeszcze bardziej się męczy, więc co jakiś czas ci najszybsi stawali i czekali, aż ich wszyscy podgonią (to był dobry kompromis, przy poprzedniej wycieczce z nim się sprawdził i zgodził się na taką formę wędrówki). W końcu przy którymś postoju czekaliśmy dobre 30 minut, więc zaczęliśmy do niego dzwonić, ale nie odbierał. Czekaliśmy całą ekipą, nawet zszedłem po niego jakiś dłuższy odcinek (mniej więcej do miejsca, gdzie ostatnio go widziałem), nie znalazłem go, ale na szczęście w końcu odebrał ode mnie telefon.
Jak się okazało, po prostu duma nie pozwalała mu się przyznać, że tak wcześnie odpuścił i postanowił zawrócić. Jak to określił - "nie chciał nam robić problemu" (chociaż ja myślę, że tak naprawdę chciał sprawdzić, czy będziemy się martwić i jak długo będę do niego wydzwaniał). Kij tam, że nadrobiłem kilometrów, największym problem było to, że po prostu nie raczył nawet głupiego SMSa napisać, że wraca - cała ekipa straciła w sumie 1,5 godziny (!), a wystarczyła jedna krótka