Topienie marzanny jest większości z nas dobrze znane już z czasów przedszkolnych, jednak dzisiaj ten zwyczaj po prostu mnie wkurwił...
Słoneczko świeci, wiatru brak, więc wybrałem się na ryby. Po rozłożeniu sprzętu i umiejscowieniu się na krzesełku usłyszałem krzyki i wesołe śpiewy. Po drugiej stronie stawu zauważyłem szczęśliwą gromadkę dwudziestu ~5-7 latków z 3 osobami starszymi. No tak, podstawówka/przedszkole, chce przywitać wiosnę.
Chuj już z tym, ze płoszyli ryby drąc ryja śpiewając piosenki i mówiąc wierszyki, ale sam rytuał wołał o pomstę do nieba.
Po odśpiewaniu wszystkich piosenek pani nauczycielki wrzuciły półtorametrową kukłę ze słomy do wody i cieszyły się razem z dziećmi. Kukła starannie ubrana, ze spodniami, sweterkiem i kapeluszem dryfowała beztrosko po jeziorze.
Kilka minut później jakiś spacerowicz koło mnie przystaje, wytrzeszcza oczy i pyta mnie czy widzą tą topiąca się osobę. W pierwszej chwili nie zaskoczyłem, dopiero widząc go chcącego wskoczyć do stawu krzyknąłem mu, że to nie żadna osoba tylko dzieciaki wrzuciły marzannę i poszły z powrotem do szkoły/przedszkola.
Siedząc potem naszła mnie chwila refleksji.
- Nauczycielki wrzuciły masę szmat, słomy do stawu - z daleka marzanna wyglądała jak topielec. Spacerując późną porą można odnieść wrażenie, że topi się człowiek.
- na jednej lekcji uczą nas o czystości, wyrzucaniu śmieci, a tutaj same wrzucają kukły do wody.
- taka słoma z ciuchami może łatwo zapchać odpływ z jeziora
Czemu nie mogli tego spalić obok stawu (wyznaczone miejsca na ogniska) lub wrzucić tego dziadostwa do stawu ze sznurkiem? Po odejściu dzieci jedna z nauczycielek mogła wyciągnąć kukłę na brzeg by nie robić syfu.
Zbierając się z ryb widziałem, że Marzanna utknęła w odpływie...
Komentarze (1)
najlepsze