Aktywne Wpisy
mial85 +6
Absolutorium +9
Polecam odciąć się od toksycznych ludzi czyli 90% społeczeństwa, a zaoszczędzi wam to sporo pustych nic niewnoszących doświadczeń, między innymi
-brak zaproszeń na wesela od ludzi, których i tak mało znacie żeby tylko robić sztuczny tłum
-brak zaproszeń na gówno wydarzenia typu urodziny, imieniny, opijanie nowego auta, grill, sylwester cokolwiek dla pospólstwa
-brak bycia wyciąganym do klubów, gdzie w większości jest samo barachło i patologia
-brak oczekiwań od Ciebie, że się zrewanżujesz
-brak zaproszeń na wesela od ludzi, których i tak mało znacie żeby tylko robić sztuczny tłum
-brak zaproszeń na gówno wydarzenia typu urodziny, imieniny, opijanie nowego auta, grill, sylwester cokolwiek dla pospólstwa
-brak bycia wyciąganym do klubów, gdzie w większości jest samo barachło i patologia
-brak oczekiwań od Ciebie, że się zrewanżujesz
Aktywne Znaleziska
Zawiera treści 18+
Ta treść została oznaczona jako materiał kontrowersyjny lub dla dorosłych.
Jedna z mniej przyjemnych wycieczek do tej pory. Pomysł był prosty: pojeździć po San Francisco i wrócić rowerem na drugi koniec Krzemowej Doliny. Wstałem godzinę za późno, złapałem pociąg do SF, zacząłem jechać w stronę Golden Gate i tu pierwsza #!$%@? rzecz tego dnia: wziąłem gopro, wziałem mocowania, ale zapomniałem śrubek, które to wszystko razem trzymają.... No cóż, będzie mniej lansu na fejsie, mówi się trudno.
Jazda wybrzeżem od dworca do GG była męcząca, straszny ruch, mnóstwo turystów, średnia prędkość była słabiutka. Ostatecznie zajechałem do Mostu Samobójców, fajnie się prezentował otulony przez chmury. Przejazd mostem genialny, aczkolwiek znowu mnóstwo Januszów na rowerach (bo można wynająć rower niedaleko jako atrakcja turystyczna).
Za mostem trochę wspinaczki, nachylenia 4-8%, dla człowieka który jeździ zwykle po Mazowszu robi to wrażenie. Widoki cudowne (jak widać na zdjęciu), zjazd byłby jeszcze lepszy - piękne zakręty, spory spadek, idealny asfalt - ale natrafiłem na jakichś zawalidrogów w samochodach, przez co większość zjazdu przejechałem na hamulcach... Zanim do nich dobiłem wyciągałem prawie 60km/h jadąc baaardzo ostrożnie.
Powrót w okolice dworca, krótka przerwa na colę wiśniową, i wracamy do Santa Clara. Google Maps coś #!$%@?ło i prowadziło mnie bez sensu drogami (nie wierzę, że nie ma lepszych), ciągłe zakręty (musialem sie zatrzymywac i wyciagac telefon z plecaka), zniszczony asfalt. Nie polecam. Prędkość przez to jakoś specjalnie nie rosła, wiedziałem, że po jasnoku to to domu nie zdążę.
Po drodze trafiłem jeszcze na zamkniętą drogę, którą musiałem sporo objeżdzać, dzięki Google Maps, okolice swojej siedziby to moglibyście ogarniać.
Złapał mnie też głód, na to też straciłem sporo czasu: zaparkowałem rower koło centrum handlowego, oczywiście część gastronomiczna była totalnie po drugiej stronie. Wybrałem Panda Express, fastfoodowy chinol, polecam. Wpadło trochę węgli i białka (Michała xD), można jechać dalej.
Zaczynałem już się zblizać do znajomych mi okolic, jadąc po ciemku 22 mile od domu, aż tu nagle... najechałem na jakieś gówno które spada z drzew, usłyszałem złowieszcze "pyk", tył zaczął mi jakoś na boki latać, zatrzymuję się: pęknięta opona. Pompka na CO2 akurat nie chciala zadzialac, drugiej detki nie mialem, nosz #!$%@?. Na szczęście dworzec w Redwood był tylko jakieś 2 mile ode mnie, ale chodzenie w rowerowych butach ssie.
Pociągi jeżdzą co godzinę, ile musiałem czekać na następny? #!$%@? 50 minut. 7 dolców na bilet, potem jeszcze kolejne 1,5 mili od dworca w Santa Clara do domu. Nosz #!$%@?.
I tak z przyjemnej wyprawy turystyczno-nieturystycznej planowanej na 120-130 km zrobiła się jakaś mordęga. 1/10, bo Golden Gate był ładny.
#rowerowyrownik #dzemuswca #nobodykiers
@InsaneMaiden: ostatnie 2 tygodnie w Krzemowej, trzeba było w końcu przejechać Golden Gate :)