Wpis z mikrobloga

Tu na jakieś 2 rozdziały zaczyna się mindfuck - jest on założony i się wyjaśnia. #fireonthegraveyard

Rozdział 2

„Dwa stany świadomości”

- Co się dzieje?! Co jest?! – krzyknął John, a właściwie jego duch, patrząc na swoje ciało. Rozejrzał się po małej krypcie. Zobaczył rozczłonkowane zwłoki kobiety w kałuży krwi, a nad nimi stwora ubranego w trudne do zidentyfikowania zgniłe łachmany. Zgniłe rzeczy wisiały na zgniłym ciele, z którego wystawały kości. „Zombie pewnie zaraz dobierze się do mojego ciała” pomyślał. Rozglądając się, spostrzegł czarny korytarz. Na jego końcu świeciło białe światło. „To pewnie przejście do innego wymiaru” przeszło mu przez myśl, po czym wszedł w nie pogodzony ze śmiercią. Po stracie najbliższych jego życie stało się jałowe niczym piaski pustyni, więc śmierć powitał bez żadnych emocji.

John otworzył oczy i zobaczył czyjąś rękę w kałuży krwi. Z niesmakiem stwierdził, że była odgryziona. Kolejny widok był jeszcze gorszy. Rozszarpane zwłoki były konsumowane przez jakiegoś stwora. Krzyknął i wtedy to go dostrzegło. Wstało i powolnym, chwiejnym krokiem ruszyło w jego stronę. Wigmor zaczął uciekać. Wybiegł z krypty. Dokąd teraz? Pobiegł na posterunek policji, uważając, że to najlepsze rozwiązanie. Znajdował się on jakieś dwieście metrów od cmentarza. Biegł ile sił w nogach, lecz zombie nie odstępowało go na krok.

Gdy wbiegł na posterunek, wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Ktoś podszedł do zasapanego przybysza i kazał mu usiąść. Gdy ten się uspokoił powiedział coś, co rozbawiło wszystkich funkcjonariuszy.

- Goniło mnie zombie! – wykrzyknął, a to rozweseliło słyszących to funkcjonariuszy.

- Wynoś się wariacie! – warknął jeden z policjantów.

- Nie słyszałe… – trzask drzwi zagłuszył resztę wypowiedzi. Trup wszedł do budynku.

- Stój! – Krzyknął któryś z policjantów. Trup nie reagował, więc policjant w odruchu paniki wystrzelił. Strzał powalił istotę. John podszedł do leżącego stwora.

- Kim jesteś? – spytał.

- Jestem początkiem waszego końca – rzekł stwór, po czym skonał.

- Ten trup umarł. – stwierdził ze zgrozą John.

Przechodząc przez korytarz spotkał znajomych, którzy powiedzieli mu, w jaki sposób umarli i wymieniali się różnymi spostrzeżeniami.

- Co jest na końcu tunelu? – zapytał John pierwszego spotkanego znajomego. Był to Mietek, polski emigrant sprzedający polską żywność na obczyźnie. Zmarł na zawał kilka lat wcześniej w wieku 67 lat.

- Za tym światłem znajdują się dwie ścieżki. Jedna prowadzi do krainy wiecznych łowów, czyli do Nieba, a druga do podziemi, czyli Piekła, gdzie nie jest tak wesoło – odpowiedział znajomy.

- Czy powinienem wiedzieć coś więcej?

- Otóż miejsce, w którym się znajdujemy, to Czyściec. Tak zwana poczekalnia. Znajduje się tu Sąd Ostateczny. Nie czekają tu tylko dusze krystalicznie czyste, ale i te, które są skrajnie złe. A wierz mi, że więcej jest tu tych drugich. Jeśli posiadasz jakieś przewinienie nie wejdziesz przez światło – odparł sprzedawca Mieczysław.

- Dlaczego nie uciekniesz?

- Bo światła chroni Anioł i Demon.

- Dlaczego Anioł i Demon? – pytał John nieustępliwie.

- Bo dusze w czyśćcu są niczyje. Dopiero po sądzie idą do Piekła lub Nieba. Wszędzie jest równowaga. Znaczy nie do końca równowaga. Żadna strona nie dzieli się duszami po równo. Jeżeli jest więcej skazańców do Piekła to oni wszyscy tam idą. W dugą stronę to samo. W czyśćcu strony pilnują, czy wszystko idzie zgodnie z zasadami i druga nie wykrada cichaczem dusz. Mamy więc równowagę obu stron jeżeli chodzi o wartowników, ławników, czy innych potrzebnych „urzędników”. A teraz wybacz, muszę już iść. – Zakończyła dusza i odeszła. Wigmor został sam, całkowicie zdezorientowany.