Wpis z mikrobloga

Długie. TLDR na dole.

Wrzesień to gorący okres dla studentów. Z jednej strony poprawki i warunki, z drugiej szukanie mieszkania, które nie wygląda jak PRLowski skansen i nie kosztuje milionów monet. Ofert jest sporo, ale te najlepsze znikają jak ciepłe bułeczki. Większość z was wie jak wygląda oglądanie mieszkania z właścicielem i na samym początku przeczucie mówi, że tu będzie dobrze lub żeby zwijać się jak najszybciej bo właściciel to wariat. Czasem jednak zdarza się, że szósty zmysł zawodzi i początkowa sielanka zamienia się w horror.

2 lata temu przeprowadzałem się do Poznania i szukałem pokoju dla siebie i koleżki. Szybko poszło bo już druga wizyta okazała się tą trafioną, właściciel miał ok. 40 lat ale był młody duchem, w ogóle nie wyglądał na swój wiek i po chwili rozmowy czułeś się jakbyś znał go od lat. Mieszkanie w bloku, wszystko spoko, biorę. Właściciel Bartek, bo już przeszliśmy na ty, mówił że będzie wpadał raz na tydzień przekimać się w swoim pokoju bo mieszka i pracuje w innym mieście, wraca tylko do znajomych i rodziców. Dla mnie spoko. Przez 3 miesiące nie działo się nic specjalnego, Bartek przyjeżdżał w sobotę, w niedziele jechał gdzieś dalej. Aż do czasu.

W grudniu Bartek zjawił się jakoś w tygodniu i nie odzywając się do nikogo wpadł do swojego pokoju, z którego nie wychodził do końca dnia. Przez następne dni w ogóle się z niego nie wynurzał i o tym że żyje świadczył tylko zapach jaranych blantów i dźwięki grubego reggae. Po jakimś tygodniu skończyły się blanty i wjechały ostre ilości wódy. Skąd wiedziałem o wódce? Zbierając się o 7 rano na uczelnie minąłem Bartka w drzwiach. Wracał ze sklepu. Zarośnięty jak talib i z dwoma siatkami pełnymi żołądkowej w rękach. Powiedział siema i wszedł do swojego pokoju jakby nic się nie stało. Tego samego dnia dzwonił mój ziomeczek, mówiąc że Bartek leży w kiblu #!$%@? i nie ma siły sam wrócić do pokoju.

W końcu po tym jak doszedł do siebie powiedział nam więcej o sobie. Okazało się, że Bartek od 16 lat miał problemy z alkoholem, był na kilku odwykach, terapiach itp. Rodzice już stracili nadzieję, że coś z niego będzie i praktycznie zerwali z nim kontakt. Miał też narzeczoną, która go zostawiła i to chyba była główna przyczyna jego obecnego ciągu. W młodości był punkowcem, później rastamanem, pokazał nam swoje dziary i ślady po tych już usuniętych. Wielu jego przyjaciół z tamtego okresu już nie żyje, przedawkowali. Opowiedział nam jeszcze wiele rzeczy, ale macie już mniej więcej obraz tego człowieka. Najgorsze jest to, że przy pierwszym poznaniu nie podejrzewałbym, że taki gość może być zdolny do takich rzeczy. Studiował kiedyś na Politechnice Wrocławskiej, coś z elektroniką i miał okazje nawet robić tam doktorat ale zrezygnował. Mega mądry i inteligenty gość, super z nim się rozmawiało na każdy temat.

Nie wiedziałem co zrobić, znajomy też. Sytuacja robiła się co raz gorsza, bo nigdy nie wiadomo co takiemu przyjdzie do głowy. Zwłaszcza, że Bartek nie przestawał pić i co raz bardziej się staczał. Przestał w ogóle jeść. Kilka dni później jego stan był już bardzo zły i zadzwoniliśmy po karetkę. Miał drgawki i nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa. Lekarze powiedzieli, że niewiele zabrakło, żeby zmarł z przepicia. Po zabraniu go do szpitala posprzątaliśmy pokój Bartka. Tyle flaszek na raz nie widziałem nigdy, średnio musiał wypijać przynajmniej 0,7 dziennie. Do śmietnika chodziłem na 3 razy z samymi butelkami. W pokoju znaleźliśmy też jego telefon i numer do rodziców. Przyjęli tą sytuację z całkowitym spokojem, jakby ich to w ogóle nie zdziwiło. Przyjechali jednak i opowiedzieli nam jak wyglądało to w poprzednich latach i to kolejna z jego akcji.

Koniec był taki, że wyprowadziliśmy się jeszcze w tym samym tygodniu. Nie wiadomo jak długo Bartek byłby na odwyku i po tych przeżyciach miałem już dosyć. Moja dziewczyna też. Bała się przychodzić, gdy Bartek był #!$%@? w pokoju i puszczał na maksa "Lucifer" Maxa Romero :)

Widziałem go później na oddziale psychiatrycznym, gdy zaniosłem mu w plecaku jego rzeczami, które zapomnieli zabrać lekarze z karetki. Podziękował za pomoc i przeprosił. Jego ostatnie słowa brzmiały "Normalne że się wyprowadzacie. Kto by chciał mieszkać z takim #!$%@? jak ja". Od tamtej pory czasem go widywałem przelotnie na mieście, wyglądał tak jak go poznałem na samym początku. Czasem się zastanawiam, czy jego obecni lokatorzy wiedzą jaką tajemnice skrywa Bartek i czy jeszcze ją komukolwiek wyjawi.

tldr:


wołam @kodekscywilny

#truestory #studbaza #poznan #patologia
  • 1