Wpis z mikrobloga

Życie jest kruche.

Dziś rano wychodząc do pracy o 6:30 na osiedlu na kostce zauważyłam małe skulone zwierzątko, na początku myślałam, że to jeż. Podeszłam a to mały kotek, całe oczka zaropiałe i opuchnięte, osowiały, skulony. Jego mama była pod samochodami, nie interesowała się maluchem. Wiedziałam, że ma maluch koci katar i że nie może tak na środku osiedla siedzieć. Albo go rozjedzie samochód, albo jakieś psy rozszarpią albo dzieciaki zaczną nosić po osiedlu, bo mały koteczek i do tego chory. Każdy wie jak dzieciaki postępują nierozważnie i zamęczyłyby malucha. Wzięłam transporter swojej kotki, założyłam rękawiczki lekarskie i wsadziłam go do kontenerka, ale stawiał się i uciekał, był przerażony i zdezorientowany. Przyjechałam z nim do pracy na 7, a o 8 podjechałam z tatą do klinik weterynaryjnej w Wejherowie. Niestety maluszek musiał zostać uśpiony, nie było szans go uratować, nie miał już oczu, tak mocno był chory.

Najważniejsze, już się nie męczy. Będę go pamiętać już na zawsze.
  • 7
Też chciałam go uratować, chciałam płacić za leczenie a potem znaleźć mu dom, sama mam przygarniętego kota z ulicy, dlatego go zabrałam do weterynarza tak szybko jak się dało, ale niestety życie pisze nieraz najokrutniejsze scenariusze.