Wpis z mikrobloga

Praca za granicą to był jednak strzał w dziesiątkę. Lotnisko i lot samolotem nie są mi już obce, każdego dnia poprawiam angielski (jest ciężko, nauka języków nigdy nie była moją specjalnością... Ale ta codzienna styczność z żywym, autentycznym językiem po prostu MUSI zaowocować - prędzej czy później, nie to co typowa forma nauki w szkołach, czyli skupianie się na gramatyce i słownictwie, a mało mówienia, konwersacji - to droga donikąd). Kontakt ze współpracownikami jest oczywiście zbliżony do tego, jaki mam pracując w polszy - krótkie, powierzchowne rozmowy i opinia raczej spokojnego i trochę dziwnego gościa. Przyjść, wykonać swoje obowiązki, pośmiać się z rzeczy, które nie za bardzo rozumiem i tyle. Powiedziałbym, że jest nieźle pod tym względem, w końcu nie przyjechałem tu szukać znajomych. Jest jednak pewna rzecz, która przyprawia mnie (dosłownie) o łzy ze szczęścia ಥ⁠⁠ಥ... jest to fakt, że jeszcze nigdy nie byłem tak daleko od najbardziej znienawidzonego przeze mnie miejsca, a które zmuszony jestem nazywać domem. Mimo, że mam trudności z nawiązywaniem kontaktów, doceniam fakt bycia tutaj, z tymi ludźmi, od których bije taki niczym niezmącony entuzjazm, ciekawość świata, kreatywność i radość życia. To bardzo budujące i szczerze, to mi się udziela. To jest inny świat, kompletnie inna rzeczywistość, absolutny kontrast do tego czego doświadczam w domu i nie tylko, ale głównie w tym #!$%@? domu. W nim panuje atmosfera marazmu i mroku, tu każdy polega na schemacie: wstać, praca, alkohol, telewizor, zasnąć i powtórz. WEGETACJA. Wegetacja z wyboru, bo moi rodzice to osoby pełnosprawne zarówno fizycznie jak i psychicznie. Zero pędu do czegokolwiek, zero entuzjazmu, marazm, ciemność, to jakby być już jedną nogą w grobie, bo nic się nie dzieje w twoim życiu. Coś czego chciałbym uniknąć za wszelką cenę. Po za tym, w domu panuję nieludzki syf, insekty i myszy, smród, właśnie w tak poważnym stanie go opuszczałem. Nie da się nie nienawidzić tego miejsca. Ale teraz pojawiła się nadzieja, już wiem, że jest coś do czego warto dążyć. Nic mi nie sprawi większego szczęścia jak definitywne zerwanie kontaktu z rodziną. Dosyć. 21 lata wspólnego życia to sporo, nie trzeba więcej ani mi, ani im. Czuję się wspaniale będąc z dala od tego depresyjnego źródła... Za nikim nie tęsknię. CHWILO, TRWAJ!!

Nie chcę mi się na razie myśleć o dacie powrotnej. Wiem tylko jedno, pierwsze co należy wtedy zrobić to złapać się pierwszej lepszej roboty i się wyprowadzić.
A tu gdzie jestem, heh.. Na pewno tu wrócę ...(⁠◡⁠ ⁠ω⁠ ⁠◡⁠) #wychodzimyzprzegrywu #pracazagranica #motywacja #malymikrokamidocelu #kartkazpamietnika
  • 3
  • Odpowiedz