Wpis z mikrobloga

Szczyt GNZ(pewnie zastanawiasz sie co to GNZ, pozwól, że Ci opowiem)
Rok 2034

Panie Redaktorze, nigdy nie spodziewałem się, że zajdę tak daleko w swoim życiu przegrywa i nałogowego gracza ligi legend na tamten moment, nie no może nie do końca przegrywa bo miałem ładną i mądrą kobite od 5 lat ale w sumie to nie jest ta historia którą chcę wam opowiedzieć.

Wszystko zaczęło się niewinnie, koledzy od granka zaprosili mnie do siebie na mazowsze a mianowicie do Nowego Dworu Mazowieckiego, więc o czwartej nad ranem wsiadłem do pociagu z dworca we Wrocławiu, dojechałem jakoś po pięciu godzinach, wszystko było fajnie, wiecie smieszki heheszki, palenie papierosów, wyzywanie starych itp kiedy nagle jeden z kolegów powiedział mi o nowootwartej gruzińskiej piekarni w ich mieście, wtedy jakby mi ktoś powiedział, że wypad do tej piekarni odmieni moje życie prawdopodobnie zwyzywałbym mu starą, tak panie redaktorze wyzywanie starych to takie moje guilty pleasure, niby nikt nie wie a jednak wszyscy wiedzą, ze na disy ze starymi w roli głównej nie ma na mnie mocnych, chociaż dużo się zmieniło przez te 13 lat, jestem już poważnym człowiekiem, na przykład nie moge tutaj do obecnej Królowej Elżbiety powiedzieć -„ej rucham ci matke stara k---o” bo już nie wypada mimo tego, że bardzo bym chciał i w sumie to zastanawiam sie jakim cudem ten szlauf dalej żyje.

Wracając do meritum Panie redaktorze, w owej wspomnianej piekarnii odkryłem ósmy cud świata czyli chaczapuri imeruli, tłumacząc dla obywateli Polski jest to chaczapuri z gruzińskimi serami, było ono wypiekane przez kogoś dzięki komu jestem tu gdzie jestem i możemy rozmawiać, a tą osobą była stara gruzińska baba z piekarni, przynajmniej tak wtedy ją nazywałem... Nie było to zwykłe chaczapuri, od razu poczułem to, że będę tam bywał codziennie przez mój pobyt w Nowotworze Mazowieckim, wszystko było super do czasu kiedy ostatniego dnia baba nie zdążyła zrobić mojego ulubionego posiłku a miałem zaraz pociąg do Wrocławia... Postanowiłem więc, że w------e w pociąg, zostaje. Czekałem, tak bardzo czekałem, że się nie doczekałem, stara baba pół godziny przed zamknięciem powiedziała, że nie zrobi mi chaczapuri. Przepraszam za słownictwo ale w-------m się i mówie sobie w głowie „o nie nie j----a szmato zrobisz mi dzisiaj chaczapuri”, właśnie wtedy nie wiedziałem, że to co zaraz zrobie odmieni całe moje życie. Pobiegłem do sklepu myśliwskiego i kupiłem klamke na gaz, poczekałem aż stara baba będzie wychodzić z piekarni i poszedłem za nią.

Szedłem tak może z 15 min za tą starą rurą, ktoś się mnie w międzyczasie zapytał czy kogoś sledze bo zamiast iść naturalnie to sobie odwaliłem rpga ze jestem jakimś szpiegiem no ale mniejsza o to. Stara baba zniknęła za drzwiami jednej z kamienic, ale moje sokole oko pozwoliło mi dostrzec który numer klika przed wpisaniem kodu do drzwi więc no 1000iq tak wiem, ułatwiło mi to zadanie… Zrobiłem przyczajke i czekałem aż ktoś będzie wychodzić z owej kamienicy, nie minęło 10 minut i już wychodzi jakiś przegryw w sumie to od razu było można wyczytać z jego twarzy, że jego jedyna rozrywka to przeglądanie wykopu i walenie konia do influ na discordach, wykorzystałem sytuacje i wszedłem do kamienicy zanim zamknęły się drzwi i nagle staje przed drzwiami do mieszkania starej baby od chaczapuri. Mówie do siebie teraz albo nigdy k---o zrobisz mi chaczapuri, wyciągam klamke na gaz, pukam, czekam i k---a kto otwiera mi drzwi? Jarek Jakimowicz, tak wiem, pewnie Pan Redaktor mi nie uwierzy ale to był właśnie ten Jarek Jakimowicz który reklamował TEN skup katalizatorów, sam własnym oczom nie wierzyłem, przetarłem je a Jarek tam dalej stoi, pyta sie mnie czego Pan k---a chce, ja mu odpowiadam, czy nie mieszka tu taka stara gruzińska baba, a on odpowiada po c--j ci to wiedzieć…

Nie wiedząc co mam odpowiedzieć wycelowałem w niego pistolet i mówie gadaj k---o gdzie jest stara baba, Jarek sie tak osrał, że zaczął mówić w kółko jedne i te same kwestie z Młodych Wilków, wykorzystując to, że się zawiesił wbiłem do chaty, patrze a tam stara baba w-------a sobie przy stole chaczapuri imeruli. Myśle sobie skąd ona to k---a ma jak wcześniej mówiła, że już sie skończyły. Krzycze do niej, że jak mi nie sprzedała chaczapuri to sam sobie po nie przyszedłem i albo mi je odda albo jej leb r---------e, ona sie osrała, wstała od stołu i mówi przepraszam, ja mówie jakie k---a przepraszam jak pani mnie oszukała a teraz sobie sama w-------a chaczapuri, ale dobra usiadłem i zjadłem ten przecudowny gruziński specjał, troche mi się humor poprawił i mówie dobra babo mam pomysł, zwalniaj sie z piekarni i bedziesz robiła tutaj chaczapuri na chacie u samego Jarka Jakimowicza a on będzie je rozwoził na dowóz po Warszawie.

Wstaje od stołu, patrze a Jarek dalej przy otwartych drzwiach odgrywa swoja rolę, podchodze do niego i mówie - już zamknij morde katalizatorze od dzisiaj będziesz dla mnie pracował.
Tak mijały dni, tygodnie, miesiące... Razem z Jarkiem i Starą Gruzińską Babą stworzyliśmy monopol chaczapuri na skale całej Polski, otworzyliśmy sieć restauracji serwujących najlepsze dania kuchni gruzińskiej ale no oczywiście naszym flagowym daniem było chaczapuri imeruli, Jarek dowoził chaczapuri do polskich domów a w wolnych chwilach jeździł na sesje zdjęciowe do polskich magazynów kulinarnych aby promować nasze chaczapuri... Nawet w pewnym momencie spłaciłem jego dług u tego wykopka co miał skup katalizatorów za co Jakimowicz był mi ogromnie wdzięczny bo niedość, że musiał z---------ć na dwa etaty bo w tvp info, reklamować katalizatory, to jeszcze miał rozwozić nasze dania po całej Warszawie... W sumie nie wiem za co był wdzięczny, bo przecież tera jego morda reklamowała moje chaczapuri... Ale w końcu teraz reklamował prestiżową sieć gruzińskich restauracji, więc tak jakby go zrozumiałem.

Przychodziła do nas cała śmietanka warszawska, od aktorów po polityków i tak właśnie o to wszedłem w ten wielki świat, wie pan Panie Redatkorze - poważni ludzie, pieniądze, koneksje, polityka, nie no dla mnie ci ludzie a raczej zwierzęta(bez urazy dla zwierząt) to zwykłe zjeby ale wykorzystałem swoją pozycję aby wejść na szczyt Panie Redaktorze - i tak zaczyna się prawdziwa historia.

Następnie rozpoczęliśmy ekspansję na cały świat. Wykorzystując naszą potężną sieć kontaktów w polityce i biznesie, zaczęliśmy otwierać filie naszych gruzińskich piekarni w każdym zakątku globu. Jednak prawdziwym przełomem stała się nasza nieoczekiwana rola w zakończeniu konfliktu na Ukrainie. Gdy świat stał na krawędzi kolejnej wojny, nasz przepis na chaczapuri stał się narzędziem dyplomacji.

Dzięki naszym niezwykle dobroczynnym kontaktom, zorganizowaliśmy bankiet w Kijowie, na który zaprosiliśmy przywódców z całego świata, w tym Putina. Nasze chaczapuri, które przekształciły się w symbol pokoju, tak zachwyciły rosyjskiego prezydenta, że zdecydował się on zakończyć agresję w zamian za ekskluzywne prawa do sprzedaży naszych wyrobów w Rosji. Media na całym świecie pisały o "Miracle Meal" – posiłku, który zatrzymał wojnę.

Potem przyszła kolej na Stany Zjednoczone. W czasach głębokich podziałów politycznych, nasze piekarnie stały się miejscami, gdzie ludzie z różnych stron mogli się spotkać. Chaczapuri były wszędzie - na ulicach, w biurach, nawet w Białym Domu. Podobno sam prezydent USA zaczął swój dzień od chaczapuri serwowanego na śniadanie w Owalnym Gabinecie. "Chaczapuri diplomacy" stało się pojęciem znanym każdemu Amerykaninowi.

Szczyt GNZ w 2034 roku, który odbył się w Tbilisi, zainaugurował Gruzję jako nową supermocarstwo kulinarne. Na tym spotkaniu ogłosiliśmy utworzenie Światowej Organizacji Chaczapuri, z siedzibą w Tbilisi, mającej na celu promocję pokoju poprzez wspólne posiłki.

Po bankiecie w Kijowie, gdzie Putin zetknął się po raz pierwszy z chaczapuri, zrozumiał, że znalazł coś więcej niż tylko posiłek – odnalazł inspirację. W tym czasie, jak Pan dobrze wie, Jarek Jakimowicz stał się twarzą naszej sieci piekarni i, choć to może zabrzmieć absurdalnie, przyjął na siebie obowiązki prezydenta Rosji. Putin, oddając władzę, postanowił wrócić do prostszego życia, ale z jednym życzeniem – chciał pracować w naszej głównej piekarni w Nowym Dworze Mazowieckim. Nie była to jednak zwykła prośba. Putin, jako gest dobrej woli, oddał wszystkie katalizatory, które Jakimowicz kiedyś ukradł. To było coś w rodzaju symbolicznego zadośćuczynienia i ostatecznego pojednania.

Tymczasem, w Korei Północnej, stara baba, którą zacząłem nazywać Lotosem Północy, objęła władzę w sposób, który zrewolucjonizował ten kraj. Nie tylko rozpoczęła erę chaczapuri, ale także otworzyła Koreę na świat, przekształcając ją w kulturalne i kulinarnie bogate centrum. Jej rządy wprowadziły nową filozofię życia, w której dominowała otwartość, innowacja, a co najważniejsze – pokój.

Kim Jong Un, zainspirowany pokojowym przesłaniem naszej misji, postanowił oddać wszystkie b---y atomowe Gruzji, co stało się symbolem globalnego odzbrojenia. Ale to nie koniec jego transformacji. Opuszczając swoją rolę dyktatora, Kim zdecydował się na zmianę życia i zaczął pracować jako skromny sprzedawca w naszej piekarni w Nowym Dworze Mazowieckim. To był niewiarygodny zwrot akcji, który pokazał, jak daleko można zajść w dążeniu do zmiany.

Elon Musk, zafascynowany naszym globalnym wpływem i sposobem, w jaki chaczapuri zmieniło oblicze Ziemi, postanowił wziąć tę ideę jeszcze dalej. W ramach swojej misji kolonizacji Marsa, wysłał chaczapuri jako symbol nadziei i jedności na czerwoną planetę. Ale Elon poszedł o krok dalej – nie tylko wysłał nasz gruziński przysmak w kosmos, ale również zainicjował budowę piekarni na Marsie. To przekształciło Marsa w pierwszą pozaziemską kolonię z gruzińskim akcentem.

A flaga Marsa? Elon zadecydował, że będzie to flaga Gruzji, jako że chaczapuri zaczęło jako skromny gruziński posiłek i stało się symbolem globalnej harmonii. Flaga Gruzji powiewająca na Marsie stała się znakiem, że nasze dziedzictwo kulturowe może przetrwać i rozkwitać nawet w najbardziej nieprawdopodobnych środowiskach.

Panie Redaktorze, pewnego dnia do mojej piekarni w Nowym Dworze Mazowieckim zawitali Wojciech Cejrowski i Robert Makłowicz, obaj boso, a za nimi biegł pies z koperkiem ściskanym w zębach. Przybyli z niecodzienną prośbą – chcieli zdobyć przepis na mityczne chaczapuri. Oznajmili, że planują wyprawę do Afryki, aby nauczyć tamtejsze ludy sztuki wypiekania tego gruzińskiego dania, mając nadzieję na zwalczenie głodu.

Zainspirowani i pełni zapału, Wojciech i Robert, wyposażeni w wiedzę i składniki, wyruszyli w swoją misję. Dzięki ich wysiłkom, chaczapuri szybko zyskało status "chleba życia" wśród afrykańskich społeczności. Przemierzając bezdroża kontynentu, ucząc mieszkańców jak przygotowywać to pożywne danie, przyczynili się do znaczącej poprawy warunków życiowych wielu ludzi.

Wkrótce po ich sukcesie, lokalne społeczności zaczęły oddawać im hołd, stawiając im pomniki i ołtarze. Wojciech i Robert zostali okrzyknięci mianem "bosych bogów", a ich legenda rozprzestrzeniała się z prędkością biegnącego przez dżunglę lamparta.

Tymczasem ja, jako ten, który dostarczył im wiedzę i przepis na to cudowne danie, zostałem uhonorowany w nieoczekiwany sposób. W sercu kongijskiej dżungli, miejscowi zbudowali świątynię, by uczcić moje skromne wkład w to, co okazało się być kulinarną rewolucją. Świątynia ta stała się miejscem pielgrzymek dla wielu, którzy szukali inspiracji, lub po prostu chcieli oddać hołd chaczapuri, danie, które tak wiele zmieniło.

W ten sposób, chaczapuri, prosty gruziński przysmak, przekształcił się w symbol nadziei i przetrwania, a jego twórcy zostali uwiecznieni jako bohaterowie narodowi, których działania przedefiniowały możliwości ludzkiego ducha i kreatywności.

To wszystko, Panie Redaktorze, doprowadziło do niewiarygodnej sytuacji, w której znalazłem się jako narrator tej historii. Od zwykłego przegrywa, przez bohatera globalnego pokoju, po uczestnika międzyplanetarnej ekspansji naszej kultury. Chaczapuri, które kiedyś było tylko posiłkiem, stało się narzędziem, które przedefiniowało granice możliwości dla całej ludzkości.

Po tych wszystkich globalnych przygodach, mimo ogromnych zmian i szans, które mi się nadarzyły, zdecydowałem się powrócić do miejsca, które zmieniło moje życie – do Nowego Dworu Mazowieckiego. To tam, w naszej pierwszej piekarni, gdzie wszystko się zaczęło, znalazłem swoje prawdziwe powołanie. Wciąż pełniłem rolę jej zarządcy, dbając o to, aby piekarnia prosperowała i rozwijała się, zachowując swoje pierwotne wartości i jakość, które uczyniły nasze chaczapuri tak wyjątkowym.

Stałem się filantropem, używając zysków z globalnej ekspansji do wsparcia lokalnych wspólnot w Nowym Dworze Mazowieckim i innych częściach świata. Wspierałem edukację, kulturę oraz inicjatywy na rzecz zdrowia publicznego. Moje zaangażowanie w sprawy społeczne przyniosło mi uznanie i szacunek w społeczności, ale największą radość sprawiało mi widzenie, jak nasze działania wpływają na poprawę jakości życia ludzi.

Ponadto, jako człowiek czynu, zawsze szukałem sposobów na dalsze ulepszanie naszej działalności. Putin i Kim Jong Un, którzy dołączyli do naszej załogi jako skromni pracownicy, okazali się niezwykle wartościowymi członkami zespołu. W uznaniu ich ciężkiej pracy i pozytywnego wpływu na atmosferę w piekarni, zdecydowałem się nadać im podwyżki. Putin, który z pasją oddawał się swojej nowej roli, wykazywał się niezwykłym zrozumieniem dla kulinarnego rzemiosła, podczas gdy Kim, ze swoją nieoczekiwaną skromnością i zaangażowaniem, przyczyniał się do poprawy procesów operacyjnych.

Ta decyzja, jak wiele innych, przyniosła spokój i stabilność w naszym małym świecie piekarni, a wspólna praca z tak różnymi osobowościami była dla mnie nieustannym źródłem inspiracji. W Nowym Dworze Mazowieckim, gdzie kiedyś jako przegryw szukałem nowych smaków, teraz jako lider i mentor pomagałem innym odnaleźć swoje miejsce w życiu, zarówno w piekarni, jak i poza nią.

Tak, Panie Redaktorze, mimo globalnych sukcesów i międzyplanetarnych podróży, to właśnie w tej niewielkiej piekarni, gdzie każdego dnia wypiekane są chaczapuri, znalazłem swój prawdziwy dom. To tutaj, w sercu Nowego Dworu, każdego dnia przypominam sobie o sile prostych rozwiązań i o tym, że nawet najmniejszy gest może zmienić świat.

Panie Redaktorze, pewnego wieczoru, wracając do naszej piekarni w Nowym Dworze Mazowieckim, zauważyłem postać szperającą przy moim samochodzie. Zmierzch rozmywał kontury, ale sylwetka wydawała się dziwnie znajoma. Kiedy podszedłem bliżej, rozpoznałem Jarka Jakimowicza. Jarek, mimo swojej nowej roli jako prezydent Rosji, wrócił tu, do miejsca, które kiedyś zmieniło jego życie.

"Jarek, co robisz?" zapytałem zdumiony, patrząc na niego, jak próbuje wyjąć katalizator z mojego samochodu.

Jarek, zaskoczony, że go przyłapałem, wyprostował się i westchnął głęboko. "Wiesz, czasami tęsknię za prostszymi czasami," zaczął niepewnie. "Bycie prezydentem to nieustanna presja, każdy oczekuje ode mnie decyzji, które wpłyną na miliony. Tu, w Nowym Dworze, zawsze czułem się... swobodnie."

Spojrzałem na niego z rosnącym zrozumieniem. Jarek, mimo że osiągnął tak wiele, nadal poszukiwał ukojenia w swojej przeszłości. "Jarek, tu zawsze będziesz miał dom i przyjaciół, którzy cię wspierają. Nie musisz nic kraść, by poczuć się jak w domu."

Jarek skinął głową, a jego oczy błyszczały od wdzięczności. "Dziękuję," odpowiedział. "Czasami potrzebuję przypomnieć sobie, skąd przyszedłem i kim jestem."

W tym momencie zrozumiałem, że każdy z nas ma swoje walki, nawet prezydent Rosji. Jarek przyleciał do Nowego Dworu, nie tylko by odwiedzić stare miejsca, ale także by odnaleźć w sobie spokój, którego tak bardzo potrzebował.

Zaprosiłem go do środka na filiżankę gorącej herbaty, byśmy mogli dalej rozmawiać. Spędziliśmy resztę wieczoru, wspominając stare czasy i planując przyszłość, która łączyła nasze światy – zarówno ten wielki, polityczny, jak i ten mały, osobisty w Nowym Dworze Mazowieckim.

Tej nocy zrozumieliśmy, że bez względu na to, jak daleko życie nas zaprowadzi, istnieje miejsce i ludzie, którzy przypominają nam, gdzie zaczęliśmy i co naprawdę jest ważne.

#pasta #chaczapuri #gruzja
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach