Wpis z mikrobloga

Kamienicą na warszawskiej Pradze wstrząsnęła wieść. Maniek Kociołek zamordował żonę. Maniek był nazywany powszechnie cichym Maniusiem, spokojny, a w zasadzie flegmatyczny, pokorny, nawet gdy wypił ciut więcej, burd nie wszczynał. Dzielnicowy mógł powiedzieć tylko, że nie notowany. I właśnie on zabił żonę. Wywiadowcy zabrali go z domu w kajdankach. Niedługo potem ciało jego żony przykryte dokładnie pojechało na Oczki*. Był to Wielki Piątek, czas przygotowań, plotkowano co niemiara. Niejedna pieczeń szykowana na święta się przypaliła, nie jeden jadł zbyt twarde jajka.
- Mówię ci kochaniutka, siekierą ją zarąbał
- Oj Pawelczykowa, skąd by miał siekierę, przecież on urzędnik, a nie drwal. W kamienicy jest centralne, więc szczap nie trzeba na rozpałkę rąbać.
Inni zaś twierdzili, że użył kuchennego narzędzia w postaci tłuczka do mięsa. Milczał dozorca, który jako jedyny widział denatkę po wszystkim, zostały wezwany na rozpoznanie zwłok przez wywiadowców, widać jednak było, że to był widok nieprzyjemny mocno, bo o ile pił delikatnie, nie więcej niż ćwiartuchnę dziennie, to tego dnia cały litr poszedł. Ale nawet to nie rozwiązało mu ust. Mruczał tylko masakra, masakra.
Nic dziwnego więc, że na rozprawę w sądzie stawili się gromadnie wszyscy mieszkańcy pełnoletni, a też i okolica była reprezentowana gromadnie, tak, że ciężko było szpilkę wcisnąć. Rozprawa przebiegała jak to przy takich rozprawach, Maniuś siedział z twarzą skrytą w dłoniach, prokurator wygłosił płomienną mowę. W końcu sąd wezwał oskarżonego do zabrania głosu. W sali zapadła całkowita cisza, jako że Maniuś był postury raczej marnej i takowy miał głos.
- Wysoka sprawiedliwości, już mówię jak to detalicznie było. Wiadomo święta, a co to za święta bez sałatki. Wszystkiego może zabraknąć, ale nie tego. Ten element importowany...
- Kto?
- Moja żona, bo ona jest z Ostrowca Świętokrzyskiego, no ten element, ta łachudra, melepeta prowincjonalna mówi, że trza sałatkę szykować, ona musi mieszkanie wyszykować. No to poszedłem do Zientarczyka, znaczy do tego sklepu na rogu po indengriencje, 3 kilo marchewki, 3 kilo prima sort pietruszki, seler, ogórki kiszone, jajka, musztarda delikatesowa, jabłka winne. Sporo tego było, ledwo zataskałem to do domu, no ale mieli przyjść szwagroszczak z żoną, a on ledwie w bramę się mieści, jego żona też. Do tego kuzynka ze swoim amantem, wujo Łopatko, ciotka Pędzlakowa, chuda, ale sałatki opędzluje za trzech. Wziąłem największy garnek, ugotowałem to wszystko, jak ostygło to już ciemna noc była. Biorę się za krojenie, cała noc nieszczęsną nad tym siedziałem. Nieprzespana, nawet setuchny nie walnąłem, bo sałatka rzecz święta i musi drobno być pokrojona w kosteczkę. Na rano miedniczka była wyszykowana, ganc pomada. Zostawiłem na stole w kuchni, bo sen mnie morzył. Przekimam się z godzinkę pomyślałem i poszedłem na chwilkie w piernaty. Obudził mnie hałas z kuchni, wchodzę a tam ta flądra, to chomąto importowane, wysoka instancja sobie nawet nie wyobraża, dodała do sałatki majonezu kieleckiego. Ja spokojny człek jestem, ale z nerw wyszedłem, chwyciłem miednicę ze zniszczoną sałatką, z owocem trudu mojego i wyrżnąłem jej w głowę przez wieczną ondulację.
Sąd uznał, że czyn ten był usprawiedliwiony i zarządził 2 lata z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie po roku, co biorąc pod uwagę charakter Maniusia, było pewne. Publiczność przyjęła ten wyrok z ulgą, w końcu sałatka rzecz święta i to była profanacja niesamowita.

* Informacja dla zamiejscowych i mieszkańców zamiejscowych: szpital na Oczki, tam jest dział medycyny sądowej

#tworczoscwlasna #swieta #humor #heheszki
  • 3