Wpis z mikrobloga

Przy okazji #giftpol przypomniało mi się jak w 2015 ja sam wkraczałem na rynek pracy. Zależało mi na pracy w laboratorium oraz jak najszybszym usamodzielnieniu się. Tydzień po ślubie rozpocząłem "pracę marzeń" (z pierwszym dniem sierpnia). Nie obroniłem się przed wrześniem stąd miałem jeszcze status studenta - a januszex nalegał na zatrudnienie przez urząd pracy , jako staż. Stąd przez pierwszy miesiąc byłem na zleceniowce, w kwocie jaką dostawał bym na stażu (ok. 750 zł netto). I tak #!$%@?łem za tą bajońską sumę 4 tygodnie, na trzy zmiany w sekwencji: z 3 zmiany w niedzielę na 2 w poniedziałek, po tygodniu z 2 na 1 i za dwa tygodnie z 1 na 3. Bez przerwy! #!$%@? to po miesiącu - gdy "pan dyrektor" nie chciał zgodzić się na zwykły etat. Miałem #!$%@?ć 7 dni w tygodniu po 8 godzin - a nadgodziny odebrać sobie pod koniec stażu. Czyli de facto prawie 1,5 mca siedzieć w domu. Na pytanie, co mam powiedzieć w urzędzie pracy gdy złamie nogę na nocnej zmianie na której nie wolno pracować na stażu to usłyszałem "a już tam będziesz pan nogi sobie łamał".

Prezesa, właściciela firmy poznałem tylko dlatego że wpadł do naszego działu kontroli jakości na burze mózgów. Januszek - wówczas na liście 100 najbogatszych Polaków, latający helikopterem pomiędzy zakładami, , szukał oszczędności na badaniach. Zamiast wysyłać koncentrat jabłkowy na badania kwasu mlekowego to do Niemiec jechały TIRy z jednym i tym samym nr partii ( pierwszej, tej przebadanej już partii). I 25 ton koncentratu wróciło spowrotem na zakład. Z resztą pracowałem w wielu zakładach spożywczych i powiem jedno - polska żywność to straszny syf...

#praca #polska #januszex #januszebiznesu #jedzenie
  • 2