Wpis z mikrobloga

Mirasy mam dość przed chwilą wróciłem do domu siadłem przed komputerem i sam nie wiem co mogę jeszcze zrobić. Wybaczcie ale będzie chaotycznie.

7 lutego moja mama trafiła do szpitala w stanie jak to określili lekarze średnim, a trafiła gdyż zaczęła wymiotować i miała zaburzenia równowagi. W szpitalu na SOR-że stwierdzili że właśnie zdiagnozowali u niej padaczkę - ja się pytam jak skoro padaczkę pourazową ma od 2006 - w związku z tym podali jej na pałę leki na padaczkę 2 razy - ponoć szpital niemiał dostępu do jej danych medycznych które powinny hulać w ichnim systemie informatycznym - gdyż miała 2 ataki oraz okazało się że ma poważne zapalenie płuc po czym położyli ją na R-ce. Rano nie mogli jej dobudzić a gdy już dobudzili i zrobili jakieś badania to uznali że jest niewystarczająco natleniona, stan ogólny określono jako bardzo zły w związku z czym doszło do zaintubowania oraz wprowadzenia w stan śpiączki farmakologicznej. Tego też dnia zadzwoniłem do szpitala by przekazać im że padaczka jest z mamą od dawna i nakreślić ogólny stan zdrowia po czym zacząłem załatwianie dokumentacji z innych placówek zdrowia - swoją drogą to jest paranoja że nawet gdy wiedzieli w jakich placówkach mama się leczy to sami się z nimi nie skontaktowali. Ktoś zapyta czemu tam nie pojechałem tego samego dnia otóż nie mieszkam w Polsce ale już 10 lutego w sobotę byłem na miejscu by przekopać w domu wszystkie dokumenty oraz by zwyczajnie zobaczyć na własne oczy co z mamą. W poniedziałek rozmawiałem z lekarz prowadzącą i przekazałem jej wszystkie dokumenty jakie były w moim posiadaniu co doprowadziło do zmiany leczenia.
Tu natomiast zaczyna się teatr gdzie wszystko przeciągało się jak krówka z Milanówka pod sztandarem "stan bardzo zły ale stabilny" przy czym informacje były mocno niespójne a ja niestety chcąc nie chcąc musiałem wracać 13 lutego we wtorek do siebie. Już następnego dnia postanowiłem skontaktować się z moim wujkiem który również jest lekarzem by się czegoś wywiedział a że jego imię ma pewną wagę toteż się dowiadywał na bieżąco i przyznam że miałem cichą nadzieję że to sprawi że zajmą się baczniej sprawą i nie, nie zajęli się.
27 lutego we wtorek zadzwonił do mnie kuzyn (mój numer telefonu też im nie pasował do kontaktu bo nie polski) że mama jest w stanie agonalnym oraz że jest to kwestia godzin w najlepszym razie dnia może dwóch, więc rzuciłem wszystko w cholerę i już nazajutrz byłem w Polsce gdzie spotkałem się z lekarz która to potwierdziła stan agonalny oraz by zobaczyć mamę do której chodziłem do wczoraj dzień w dzień - dziś wróciłem do siebie. Mama co ciekawe nieumarła ale za to przeszła półpaśca, dostała sepsy, ilość płytek oscyluje na poziomie około 6000 a do tego doszedł grzyb w krwi oraz płucach i ktoś pomyśli pewnie że wyleczyli chociaż zapalenie płuc, otóż nic z tego, ale wczoraj była konsultacja z anestezjologiem i konsylium gdzie stwierdzono że leczenie pozostawią tak jak jest teraz i jak się polepszy to dobrze a jak nie no to nie. Chciałem uzyskać od poniedziałku 4 marca dokumentację medyczną to wpierw mnie zbywali a później twierdzą że zrobili kopię tylko że ich prawnik stwierdził że jestem niepodany jako osoba upoważniona do otrzymywania informacji medycznej, miał też do mnie zadzwonić ale obsługa telefonu go przerosła. No szczerze to padłem jak stałem na ten tekst tym bardziej że jestem jedyną bliską rodziną gdyż tata nie żyje a rodzeństwa brak, ale spokojnie powiedzieli mi że za to upoważniony jest mój ojciec który zmarł w 2020 więc zaproponowałem im że mogę przynieść jego prochy z cmentarza jednakże nie reflektują na takie rozwiązanie. Chcę jeszcze napisać do rzecznika praw pacjenta w tej kwestii pismo bo tu już nic raczej nie wskóram niestety tym bardziej że z moją mecenas już rozmawiałem.
Sądzę że musiałem się komuś #zalesie bo mnie wewnętrznie skręca wewnątrz już i cholery jasnej dostaje na myśl o #szpital #leczenie #lekarz a jak by się ktoś zastanawiał to szpital w Warszawie do tego akademicki.
  • 2