Wpis z mikrobloga

Witam wszystkich po przerwie. Słowem wstępu: niektórzy starsi wykopowicze może pamiętają moje wpisy postowane przez @Mleko_O pod tagiem #iiwojnaswiatowawkolorze Wpisy, jeśli się przyjmą, będą ukazywać się pod tagiem #wojnawkolorze

WOJENNE WALENTYNKI

Amerykański szeregowiec lotnictwa żegna się ze swoją ukochaną. [A]

(tak, dobrze myślicie, że widzieliście już gdzieś to zdjęcie - w końcu to logo mojej strony)

Dla par tradycyjne życzenia wszystkiego dobrego. W związku z tym, kilka romantycznych historii wojennych. Tradycyjnie, tak jak zwykle z gorącymi życzeniami dla par. Singlom życzę znalezienia pary. ^_^

W końcu - Walentynki są tylko raz w roku (tak, były wczoraj, ale wrzuciłem późno).

* * *

Ona była Żydówką z Czech. On zaś... był wysoki, miał długi nos, krzaczaste brwi i łagodne spojrzenie. Pochodził z rumuńskiej Bukowiny, z katolickiej rodziny niemieckiej. Gdy wybuchła wojna, został wciągnięty na Volkslistę i służył w niemieckiej armii. Podczas walk z sowieckimi partyzantami został ranny. Gdy Sowieci go znaleźli w lesie, darowali mu życie, chociaż SS spacyfikowało ich wsie. To właśnie wydarzenie spowodowało, że na nowo obudziła się w nim wiara. Dotarł sam do niemieckich jednostek, chociaż utracił władzę w ręce. Nie był zdolny do służby frontowej. Na rekonwalescencję skierowano go do KL Birkenau jako strażnika obozowego.

''To był przyzwoity człowiek, który nigdy nie bił więźniów", tak wypowiadali się o nim więźniowie KL Birkenau.

Tam spotkał Renee i się w niej od razu zakochał. Ona nie podzielała tego uczucia. Traktowała go instrumentalnie - w końcu czyż miłość żołnierza SS w kacecie mogła być jakkolwiek prawdziwa? On dla niej był gotowy poświęcić wszystko. I udowodnił to. Obiecywał, że po wojnie się z nią ożeni. Ocalił ją i jej matkę prawie wprost z komory gazowej, przenosząc je do innego bloku. Renee przydzielił jako blockschreiberkę, by dostawała pełne racje żywnościowe i nie była zagrożona śmiercią. Zaofiarował się, że przebierze ją w mundur strażniczki SS i wywiezie z obozu, ale jej apodyktyczna matka się na to nie zgodziła.

Gdy nie udało mu się uciec wraz z nią, zorganizował ucieczkę z byłym oficerem czechosłowackiej armii, Siegfredem Ledererem. Po dwóch miesiącach, 23 maja 1944 roku, wrócili do Auschwitz, chcąc ocalić Renee. Wtedy podniósł się alarm i Viktor został pojmany przez strażników SS.

SS-Rottenführer Viktor Pestek został rozstrzelany za pomoc w ucieczce i dezercję 8 października 1944 roku. Miał 20 lat.

"...nienawidzę tego całego podłego procederu, ponieważ nie mogę znieść tego, że muszę patrzeć, jak morduje się kobiety i dzieci. Chcę coś uczynić, by zapomnieć o tym odorze i bym sam mógł poczuć się troszkę bardziej czysty".

* * *

Inna historia. On był włoskim jeńcem, wziętym do niewoli w Afryce Północnej. Ona - zwyczajną nastolatką z USA, włoskiego pochodzenia. On pracował na polach bawełny, ale miał dużo swobody, podobnie, jak inni jeńcy. Wielu z nich miało nawet krewnych w Brooklynie i pozwalano im widywać się z rodziną, pod warunkiem, że będzie im towarzyszyć amerykański żołnierz. I podczas jednej z takich wizyt na mieście Giuseppe DiLeto poznał Carmelę La Rocca. Spodobali się sobie. W obozie Amerykanie pozwalali urządzać tańce, więc dziewczyny z miasta tłumnie przychodziły podrywać przystojnych przybyszów zza oceanu. Giuseppe i Carmela chodzili nawet na randki - na plażę, czy do restauracji, oczywiście z wojskową ''przyzwoitką'' w postaci żandarma.

Ale wojna się skończyła i Giuseppe musiał wracać do Włoch, do Neapolu. Carmela myślała, że romans się skończył i że już nigdy nie spotka swojego ukochanego.

Myliła się.

Nie minął rok, gdy usłyszała stukanie do drzwi. Gdy je otworzyła, zachwiała się, jakby ujrzała ducha. Giuseppe z szerokim uśmiechem i bukietem zorganizowanych skądś naprędce kwiatów nachylił się ku niej.

Okazało się, że tak przysiągł sobie poślubić Carmelę, że wsiadł na gapę na statek do Nowego Jorku, a następnie z niego wyskoczył i wpław dopłynął do Brooklynu. W grudniu 1947 roku para pobrała się.

* * *

Kolejna historia. On był 21-letnim spadochroniarzem ze 101. Dywizji Powietrzno-Desantowej, ona zaś - nastoletnią Brytyjką. Poznał ją na którejś przepustce w Londynie. ''Od razu wiedziałem, że jest to ta dziewczyna, którą chcę poślubić'', mówił po wielu latach. Zaczęli się spotykać i zapałali do siebie uczuciem.

Ale wojna nie czekała. On musiał lecieć do Normandii, skakać w mroku. Obiecał jej, że wróci, że spotkają się znowu, że będzie pisać listy. Ale z czasem kontakt się zerwał. Oboje poślubili kogoś innego i zapomnieli o swojej miłości. On wspominał ją od czasu do czasu, ''jako tę cudowną miłość - czystą, niedotkniętą i nieosiągalną - bo tym była w mojej głowie przez te wszystkie lata''. Ona przez cały czas miała w portfelu jego zdjęcie, do którego codziennie mówiła ''Dzień dobry''. Robiła tak, bo obiecała wiele lat wcześniej, że będzie go witać każdego dnia.

Po 70 latach jej syn wyśledził go przez internet. Norwood Thomas i Joyce Durant porozmawiali ze sobą pierwszy raz od 1945 roku przez Skype. Ona była rozwódką, mieszkającą w Australii, on był wdowcem ze Stanów. Spotkali się. Społeczność internetowa zebrała pieniądze, by Norwood mógł przybyć do Australii. W Walentynki 2016 roku przyleciał do Adelaide. Gdy wpadła mu w ramiona, wyszeptała, zalewając się łzami, że ''nadal jest od niej wyższy''.

* * *

Jakże typowo. On szczupły, wysoki i ciemnowłosy. Ona - o rysach anioła, dużymi oczami, ciemnymi włosami z wpiętym weń białym kwiatem. On nazywał ją ''Lili'', jak Lili Marleen - od popularnego szlagieru niemieckiego radio.

To był skromny ślub. Taki, na jakie mogła sobie pozwolić powstańcza Warszawa. W trzynastym dniu Powstania. "Gdy ojciec dowiedział się o ślubie, uznał, że zwariowałem. Pytał, z czego będziemy żyć. A ja powiedziałem, że przecież jutro może w ogóle nie będziemy żyć", mówił później pan młody.

Na ceremonii były tylko druhny panny młodej, bo świadkowie pana młodego bronili gmachu Poczty przed Niemcami. Za obrączki posłużyły kółka od firanek. Pan młody ślub wziął w pożyczonym mundurze z rozciętym rękawem, by można było weń włożyć zagipsowaną rękę. Panna młoda miała ciemną spódnicę i jasną bluzkę, a w rękach trzymała bukiet niemożliwych do zdobycia świeżych kwiatów. Ślub był krótki, ceremonia zajmowała tylko kilka-kilkanaście minut. Oboje mieli na ramionach biało-czerwone powstańcze opaski. Wśród gości ślubnych byli głównie pacjenci szpitala, w którym pan młody się kurował. Prezenty były skromne, wręczano to, co było potrzebne: żyletki, mydło, naboje, papierosy, skarpetki. Noc poślubną spędzili na podłodze.

"Dopiero później skończył się atak i urządzili ucztę weselną na poczcie, bo myśmy zdobyli wielkie magazyny. Były sardynki francuskie, angielskie papierosy, były francuskie wina zdobyte od Niemców"

Alicja i Bolesław Biega byli małżeństwem aż do jej śmierci we wrześniu 2019 roku. Pan Bolesław odszedł w maju 2023 roku.

''Póki śmierć nas nie rozłączy''...

* * *

I ostatnia historia.

''Oczy miał takie błękitne, że całe niebo w nich zobaczyłam.''

Była połowa 1946 roku, gdy koleżanka poprosiła ojca Danuty Mazur o przenocowanie chłopaka z lasu.

''Pierwszy raz go wtedy zobaczyłam. Przystojny, figurę miał, głos łagodny. No… w moim guście był. Taki z brzuszkiem.'', wspominała po latach. I już łzy płynęły po pooranej zmarszczkami twarzy.

Spotykali się w tajemnicy przed jej ojcem, bo bała się, że go przepędzi, chociaż go ukrywał. Danuta brała w chustę coś do jedzenia i znikała na kilkadziesiąt minut. Najłatwiej było się ukrywać w lecie. Zboże wysokie, wszystko dookoła bujne, młodość podpowiadała, jak się chować. Na początku to tylko urywkowe spotkania. Danuta oddawała meldunki i przekazywała informacje o sytuacji w powiecie. Z czasem jednak służbowe spotkania zmieniły się w randki.

''Przynosił mi książki, różne romanse. Kiedyś nawet pokazał w atlasie Kanał Sueski, twierdząc, że wojna światowa zacznie się tam i ona nas wyzwoli. Ja w to wszystko wierzyłam, bo on tak mówił, że wszystkich potrafił przekonać.''

On nie chce narażać narzeczonej. Niekiedy zostawi w nocy jakiś upominek na parapecie jej okna, innym razem ona sama czuje, że ją obserwuje schowany w lesie. Czasem tylko Danuta usłyszy, że to jej ukochany z ''ubejcami'' się strzela w Lublinie i Lubartowie. W 1959 roku Danucie urodzi się syn, któremu musiała sprawić fałszywego ojca, by SB się nie dowiedziała. Marek tylko raz zobaczy ojca - rękę kiwającą z krzaków.

Wielką miłość przetną kule grupy operacyjnej ZOMO 21 października 1963 roku, które pozbawią życia ostatniego Wyklętego, Józefa Franczaka ''Lalusia''.

* * *

Historii takich jest wiele. Spisanych, lub nie, żyjących już tylko w pamięci najbliższych, lub ostatnich jej uczestników. Często zachowanych już tylko w listach spoczywających w zakurzonych kartonowych pudłach i drobnych, skromnych pamiątkach po wojennych latach. Czasem śladem po nich jest tylko jedno pogięte, wytarte już zdjęcie, na którym z trudem odnaleźć można twarze młodych i zakochanych, wierzących w przyszłość i szczęśliwych u swego boku.

Czasami ta wielka miłość przybierała postać małego serduszka przebitego strzałą, namalowanego pod kabiną smukłego samolotu, oznaczonego setkami pokonanych pod niebiosami wrogów. Małego - a wielkiego przecież serduszka, bo przetrwało dziesięć lat rozłąki w łagrach.

Czasami była ostatnim, niespodzianym spotkaniem, nakazującym dobrze się uczyć i wyjść za mąż. Zapomnieć o ukochanym majorze z kresowych szańców, i ostatnim pocałunkiem przed rozstrzelaniem.

I wreszcie - moja ulubiona - czasami przybierała postać pozornie infantylnej książeczki dla dzieci, a mądrzejszej, niż niejedna praca filozoficzna. O grubości zeszyciku, ozdobionej rysunkami pomysłu jej autora, z przepiękną aluzją, którą odczytać właściwie mogła jedna tylko osoba na całym świecie.

Życzę każdemu z Was takiej miłości, trwającej przez dziesiątki lat.

Cieszmy się tym, że naszych randek nie przerywa wycie syren i upiorny wizg bomb, salwy rozstrzelań, stukot podkutych butów i wrzaski w kanciastym języku na ulicach, huk pocisków artylerii. Nie trapi nas rozrywający zmysły głód i zimno, nie dręczą choroby i pragnienie, nie dławi paniczny strach przed hordami gwałcicieli z armii XX-wiecznych barbarzyńców.

I jedynym zmartwieniem jest to, co założyć na wieczór i gdzie iść na tę randkę.

Cieszmy się tym i życzmy sobie tego, by tak pozostało. Z całego serca tego Wam i sobie życzę.💝

* * *

Mój fanpage na Facebooku: https://www.facebook.com/WojnawKolorze2.0/

Jeśli macie ochotę mnie wspierać, zapraszam do odwiedzenia profilu na Patronite, lub BuyCoffee i postawienia mi symbolicznej kawy/piwa za moje teksty.

https://patronite.pl/WojnawKolorze
https://buycoffee.to/wojnawkolorze

Zdjęcie kolorowane dla mnie przez: https://www.facebook.com/KolorFrontu

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #wojna #historia #walentynki #milosc #niebieskiepaski #rozowepaski
IIWSwKolorze1939-45 - Witam wszystkich po przerwie. Słowem wstępu: niektórzy starsi w...

źródło: 424866696_820073956800154_6713895104159867469_n

Pobierz
  • 2