Wpis z mikrobloga

Niedawno postanowiłem obejrzeć w końcu "Zagładę domu Usherów" ("The Fall of the House of Usher") z 1960 r. w reżyserii samego Rogera Cormana (ur. 1926), film o kultowym statusie w Stanach Zjednoczonych i jeden z jaśniejszych punktów w ich horrorowym dorobku.

Obraz jest adaptacją klasycznego gotyckiego opowiadania Edgara Allana Poe’go (1809-1849) z 1839 r. o tym samym tytule. Jego scenariuszowej adaptacji dokonał zaś Richard Matheson (1926-2013), jeden z najpopularniejszych dwudziestowiecznych autorów grozy i science fiction. Siłą rzeczy jako wielki fan zarówno Poe’go jak i Mathesona musiałem więc prędzej czy później sięgnąć po ten owoc ich „współpracy”.

Historia tego filmy sięga końcówki lat. 50-tych, kiedy to Roger Corman zapragnął zrealizować film nawiązujący w formie do popularnych w Europie gotyckich horrorów brytyjskiego studia Hammer. Wytwórnia Cormana American International Pictures chciała zmienić w tym czasie swoje emplois by nie być kojarzona cały czas z czarno-białymi filmami sf klasy B. Oczywiście nie oznaczało to, że chciała również zainwestować w swoje filmy zbyt dużo pieniędzy. Znany ze swojej przedsiębiorczości Corman okazał się być właściwym człowiekiem we właściwym miejscu, z 300 tysiącami dolarów budżetu (z których 100 tysięcy stanowiło gażę dla Vincenta Price’a) stworzył on film, który zarobił okrągły milion i dał początek jego kultowej serii ośmiu filmów tzw. cyklu Edgara Alana Poe’go Cormana (przy czym nie wszystkie z nich były adaptacjami utworów tego amerykańskiego autora).

Philip Winthrop (Mark Damon) przybywa do położonej na mokradłach rezydencji rodu Usherów, aby spotkać się ze swoją narzeczoną Madeline Usher (Myrna Fahey). Napotyka tam Rodericka (Vincent Price) – brata Madeline, który przeciwny jest temu związkowi. Roderick stara się uświadomić Philipowi, że rodzina Usherów jest dotknięta swoistą klątwą krwi, która doprowadziła wszystkich ich przodków do szaleństwa, a nawet wpłynęła destruktywnie na samą rezydencję, powodując spustoszenie okolicznych posiadłości…

Skromna składająca się z czterech aktorów obsada, kilka studyjnych lokacji sprawiają, że obraz czasami przypomina spektakl teatralny, niemniej historia jest na tyle ciekawa, że nie zwraca się uwagi na te niedostatki. Jak zwykle najjaśniejszym punktem jest Vincent Price, który w subtelny sposób kreuje postać Rodericka Ushera zręcznie operując swoim charakterystycznym głębokim głosem. Jego bohater to w gruncie rzeczy chory człowiek, który swe akcje usprawiedliwia rzekomą rodową klątwą. Niemniej jednak jak powoli przekonuje się widz, ma on częściowo rację przy czym źródłem zła nie jest krew płynąca w żyłach Usherów, a ponura na poły opuszczona rezydencja.

Trwający nieco ponad godzinę i piętnaście minut film, to całkiem udana chociaż niezbyt wierna w szczegółach adaptacja. Matheson doprawił historię o tajemniczą chorobę Rodericka i wątek miłosny Philipa i Madeline, przez co nadał historii nieco większej interpersonalnej dynamiki. Corman wycisnął z aktorów tyle ile się dało w ciągu 15 dni zdjęciowych. Oczywiście nie są to wielkie kreacje aktorskie, a po prostu wynik pracy kompetentnych aktorów.

Zdecydowanie warte polecenia dla każdego fana filmów klasycznych filmów grozy i dobra konkurencja dla brytyjskiego Hammera.

#sheckleyrecenzuje #film #filmnawieczor #horror
Sheckley2 - Niedawno postanowiłem obejrzeć w końcu  "Zagładę domu Usherów" ("The Fall...

źródło: House_of_Usher_(1960)_-_Poster

Pobierz
  • 1
"Zagładę domu Usherów" ("The Fall of the House of Usher") z 1960 r


@Sheckley2: oglądałem ostatnio wersję z 2023r. na Netflixie i byłem w szoku jakie to jest dobre.
Dawno mnie tak nie zaintrygował żaden serial ()