Wpis z mikrobloga

Tak naprawdę gówno je to obchodzi, to wymuszenie napiwku. A spróbuj odpowiedzieć że nie ok i patrz jak w ciągu sekundy uśmiech znika z twarzy.
@Ulic_Qel_Droma: Poważna odpowiedź:

Ten #!$%@? zwyczaj jest zaczerpnięty 1 do 1 z Ameryki, gdzie ludzie mają w zwyczaju #!$%@?ć 80% dania, a potem wołać kelnera, żeby wymienił, bo niesmaczne i jak nie wymieni to zawoła menedżera. Ewentualnie jak się okaże, że coś wyszło niedogotowane to nie zostawią ci tipa, który zwykle jest wymagany, żebyś dobił do pensji minimalnej.

Także kelner przychodzi po pierwszym kęsie, pyta czy wszystko ok, doprawić czy wymienić.
@miku555: Czasem potrawę da się uratować, jak np. ktoś stwierdzi, że nie jest odpowiednio doprawiona. Jak zarzuca ci, że składniki nie są świeże to możesz go o tym zapewnić, albo zaproponować coś innego, itp. Ale generalnie to jak ktoś chce oszukać właściciela i zjeść obiad za darmo, to raczej nie zadowoli się połową dania jak już zaczął jeść.

Wprowadzenie takiej polityki zmniejsza istotnie ilość pajacowania gdy przychodzi do płacenia. Tak mi
@Tytanowy: No wiem, że teraz kultura nam trochę przesiąka tą nieuzasadnioną roszczeniowością. Jak przez lata za komuny człowiek dostawał żarcie i się cieszył, że w ogóle było, to teraz wszyscy sobie odbijają swoje frustracje na pracownikach gastro. Wielce dystyngowany krytyk kulinarny nie zapłaci, bo przez godzinę nie raczył powiedzieć, że ryba za mało słona.

Ale taki zwyczaj ma sens w restauracji, gdzie większość dań jest faktycznie "customizowalna" (np. stopień wypieczenia steka/burgera),