Wpis z mikrobloga

Budzisz z wczoraj. Końcówka tekstu pasuje równiez do nas.

...

I w tym miejscu warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. Otóż amerykański Departament Stanu publikując tekst deklaracji G7 opatrzył ją dopiskiem, iż takie państwa jak Holandia, Czechy, Hiszpania, Szwecja, Dania czy Islandia przyłączyły się do tego dokumentu. W tym gronie nie ma Polski. Powodów może być kilka, począwszy od spóźnionego refleksu naszego MSZ-u, czy zapominalstwa urzędników Departamentu Stanu. Wydaje się jednak, że możemy mieć w tym wypadku do czynienia z czym innym. Od co najmniej roku mówi się o traktacie między Polską a Ukrainą w sprawie relacji bilateralnych. Ostatnio jest o tym coraz ciszej, a po 11 lipca sprawy raczej nie przyspieszą. Ten brak polskiego akcesu może być odczytany - miejmy nadzieję, że sygnał dotrze - w kategoriach rozczarowania polskiej strony brakiem postępów w negocjacjach między Warszawą a Kijowem.


Niedojrzałość ukraińskich elit


To się zapewne niedługo wyjaśni, ale trzeba w tym kontekście poruszyć jeszcze jedną sprawę, a mianowicie niedojrzałości politycznej ukraińskich elit opiniotwórczych i politycznych. Typowym przykładem jest artykuł Michajło Tkacza, dziennikarza Ukraińskiej Prawdy, zatytułowany „Wy nie jesteście Amazonem a my nie jesteśmy poligonem”. Traktuję to wystąpienie jako egzemplifikacja pewnej linii rozumowania, która jest - w mojej opinii - groźna przede wszystkim dla interesów Ukrainy. Otóż Tkacz buduje w swoim artykule, odnosząc się do słów Bena Wallace’a następującą linię rozumowania: Ukraina walczy i ponosi dramatyczną ofiarę krwi broniąc wartości, na fundamencie których zbudowany jest Zachód. W tym sensie „Ukraińcy już udowodnili, że są gotowi umrzeć, aby być częścią demokratycznego świata i NATO. Które z państw członkowskich NATO zrobiło coś podobnego? Kto zapłacił wyższą cenę wstępu niż my?”. Co więcej, jak argumentuje, „jeśli nadszedł trudny moment dla świata zachodniego, kiedy nie jest on już w stanie lub brakuje mu odwagi, by bronić wartości, które stworzyły ten świat dla dobrobytu i wolności, a nie upadku i dyktatury, to może przedstawiciele tych krajów powinni powiedzieć tak wprost, a nie coś sugerować i szukać winnych”. W tym sensie Ukraińcy giną, aby ulice i puby Londynu nie zapełniły się weteranami bez nóg, bez rąk, bez oczu, jakich dziś można zauważyć na ulicach Kijowa (takich argumentów używa ukraiński publicysta - MB). Mało tego, „Ukraina zaufała” demokratycznemu światu w przeszłości, godząc się na Memorandum Budapesztańskie i w efekcie rezygnując z broni nuklearnej, której użyciem obecnie w każdej chwili grozi Putin. Cały artykuł w gruncie rzeczy sprowadza się do budowania formuły moralnej presji – Ukraińcy giną za wolność i demokrację, wybrali wartości Zachodu, nie odziedziczyli ich po przodkach „jak Pan panie Wallace”, Brytyjczycy mogą spokojnie żyć, bo Ukraińcy giną, Londyn już raz, w Monachium w 1938 roku, próbował realizować politykę appeasement i źle na tym wyszedł. Tkacz uznał nawet za stosowne zakończyć swoje wystąpienie pod adresem brytyjskiego Torysa przypomnieniem mu słów Winstona Churchilla. Ten nieznośny ton wyższości, moralnych uproszczeń i przekonaniu o wyjątkowości własnej ofiary jest nawet z ludzkiego punktu widzenia zrozumiały, choć trudny do strawienia, ale odsłania poważniejszy, jak sądzę, problem.


Ukraiński dziennikarz najwyraźniej nie ma pretensji do polityki elit własnego państwa, którego przedstawiciele zaakceptowali papierowe gwarancje Memorandum Budapesztańskiego, nie zastanawia się dlaczego Ukraina, jeśli chodzi o politykę zbliżenia z Zachodem, tak w czasie ostatnich 20-lat meandrowała, nie stawia oczywistych pytań czy dzisiejsza danina krwi nie jest czasem wynikiem słabego przygotowania państwa do wojny, mimo, że ta tliła się od 2014 roku. Zełenski jest z pewnością bohaterem, ale jeszcze w 2021 roku jego administracja cięła wydatki na obronność i stawiała na budowę dróg, pogłębiając zresztą uzależnienie od Białorusi (import mas bitumicznych). Takich przykładów można podać znacznie więcej, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wysokiej temperaturze wystąpienia ukraińskiego publicysty, w związku z ofiarą krwi, nie towarzyszy trzeźwa refleksja na temat sprawności własnego państwa.


Powoduje to nieprzyjemne wrażenie nie tylko zupełnie dziecinnego podejścia do polityki, niezrozumienia realiów, ale też zmusza do stawiania pytań o zdolność ukraińskiej opinii publicznej do zrozumienia i zaakceptowania bolesnego często faktu, że nic nikomu się nie należy, a na decyzje państw wpływają interesy, które mogą być zbieżne (tak jest w przypadku wspierania wysiłku wojennego Kijowa), ale nie są tożsame i z pewnością nie zdejmują z elit każdego narodu odpowiedzialności za to, w jakiej kondycji było ich państwo w godzinie próby. Jeśli przedstawiciele Ukrainy nie zrozumieją tych realiów, to w przyspieszonym tempie topniała będzie lista ich przyjaciół, a rosła grupa przyglądających się z dystansu.


https://wpolityce.pl/swiat/654601-wilno-nie-jest-sukcesem-ukrainy

#ukraina
  • 2
Ukraiński dziennikarz najwyraźniej nie ma pretensji do polityki elit własnego państwa, którego przedstawiciele zaakceptowali papierowe gwarancje Memorandum Budapesztańskiego, nie zastanawia się dlaczego Ukraina, jeśli chodzi o politykę zbliżenia z Zachodem, tak w czasie ostatnich 20-lat meandrowała, nie stawia oczywistych pytań czy dzisiejsza danina krwi nie jest czasem wynikiem słabego przygotowania państwa do wojny, mimo, że ta tliła się od 2014 roku.


@oydamoydam: No ja wiele razy widizałem przez lata jak rozkmiano
@szurszur: Polacy jak i Ukraińcy niestety często też są sobie sami winni swoich niepowodzeń, głównie przez swoją naiwność, wiarę w moralną wyższość i bezinteresowną dobroć Zachodu i w to, ze inni sa im coś winni i za nich zrobią.