Wpis z mikrobloga

2783 + 1 = 2784

Tytuł: Lekcje chemii
Autor: Bonnie Garmus
Gatunek: literatura obyczajowa, romans
Ocena: ★★★★★★★★★
Tłumacz: Marek Cieślik
W szkole udawała, że nie różni się od innych dzieci: że jest praktycznie analfabetką. Zdaniem Madeline przystawanie do otoczenia było najważniejsze na świecie. Miała na to niepowtarzalny dowód: jej matka zawsze odstawała od innych i proszę bardzo, do czego to doprowadziło.


Ta książka wzbudziła we mnie tyle emocji, i to w dodatku tak momentami skrajnych, że zupełnie nie wiem od czego zacząć; nie umiem trochę pozbierać myśli. Ta niemożność pozbierania myśli to dość głupia dla mnie sytuacja, a że w głupich sytuacjach czasami trochę się gubię i nie bardzo wiem co mam zrobić, to reaguję na nie – być może też głupim – uśmiechem. Zacznę wobec tego od uśmiechu właśnie. Uśmiechu, jaki wywołały u mnie już pierwsze dwa słowa Lekcji chemii: „Dawno temu…” Jej! Jak dawno nie czytałem opowieści, która właśnie tak by się zaczynała! Co prawda w tym „dawno temu...” zabrakło mi do pełni szczęścia jeszcze jednego „dawno”, ale, zważywszy na to że pierwsza scena ma miejsce w roku 1961, czyli jednak nie tak dawno, to brak tego drugiego „dawno” jest dość zrozumiały i nawet bez niego zrobiło mi się zwyczajnie miło.

Za chwilę jest jeszcze lepiej. Pani Garmus przedstawia czytelnikowi Elizabeth Zott. Czytelnik dostaje informację że panna Zott ma córkę i widzi już od samego początku mniej więcej jakie relacje matkę z tą córką łączą, bowiem Elizabeth wkłada, tak jak co dzień, do pojemnika na drugie śniadanie kilka liścików adresowanych do własnej pociechy. Tego ranka akurat trzy. Czytelnik poznaje ich treść, a uważny czytelnik zauważa jak w trzech prostych zdaniach można świetnie zarysować stosunek matki do córki.

Później czytelnik poznaje bliżej tak matkę jak i jej córkę. Postać głównej bohaterki jest kapitalna! Oprócz tego że wyrazista, charakterystyczna (szczególnie na też wyrazistym i charakterystycznym kontrastowym tle). Zapadająca w pamięć. Oprócz tego że Elizabeth jest fajnie napisana jako postać to jest to jeszcze świetna kobieta. Zdecydowana, twarda i uparta, ale w niesamowicie sympatyczny sposób. Konsekwentna i kierująca się własnymi zasadami (w moim przekonaniu słusznymi, co jeszcze bardziej mnie do niej przekonuje), których nie łamie ani dla sławy, ani dla pieniędzy, ani dla faceta (nawet!). A że „jaka matka, taka córka”, to i Madeline jest nie tylko ciekawa jako postać literacka, ale też jest taka „do lubienia”.

Niewdzięczne jednak zadanie opowiadacza historii polega na tym, że fajne postacie musi stawiać w niefajnych sytuacjach. No i tak w tej opowieści pani Garmus głównej bohaterce przyszło żyć w czasach, które to czasy dla takiego charakteru jak Elizabeth Zott same w sobie były niefajne. Fabuła zaczyna się mniej więcej dziesięć lat przed pierwszą sceną, a więc przed rewolucją lat sześćdziesiątych. Wówczas to rola kobiety, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, gdzie dzieje się akcja powieści, sprowadzała się do bycia czymś w rodzaju krzyżówki sprzętu AGD, spinek do mankietów dla ozdoby męża i układu podtrzymywania płodu w macicy; niekoniecznie w tej kolejności.

Bohaterce opowieści pani Garmus jest z tym ciężko, co nie znaczy że się poddaje. Wręcz przeciwnie. Radzi sobie jak może, a kiedy z przyczyn od niej niezależnych radzić sobie dalej nie może, to zdarza się szczęśliwy zbieg okoliczności i zaczyna robić coś innego – panna Zott zaczyna mianowicie prowadzić program kulinarny (nie ma w nim jednak nic o jogurtach). I choć robi to po swojemu i jest w tym świetna, to nie jest oczywiście szczyt jej ambicji. Bo panna Zott jest naukowcem. I to naukowcem bardzo dobrym! Tyle że w tym zmaskulinizowanym, a w dodatku brudnym, przesiąkniętym polityką i intrygami świecie „nauki” jest jej, jako kobiecie, ciężko. Dopóki spotyka się z uznanym naukowcem jest jeszcze przez ten świat jako tako tolerowana, bo światu temu zależy żeby na jej partnerze. Choć i tak pojawiają się w jej kierunku szykany, podkpiwania i posądzenia o windowanie się na plecach swojego mężczyzny. (Swoją drogą to dość smutne, bo i ja w swoim życiu, nie tak całkiem dawno, bo już w tym tysiącleciu, na własne uszy usłyszałem od – szanowanego skądinąd – profesora publicznie wygłoszone zdanie: „Napisałem w swoim życiu dwa doktoraty: swój i żony”. Pogratulować. Nie mam tylko pewności czy bystrości czy żony.) Kiedy jednak tego mężczyzny zabrakło bohaterka nasza przestaje być naukowcem. Przynajmniej w sensie formalnym, bo po zwolnieniu z ośrodka badawczego wcale się nie poddaje i stara się samodzielnie kontynuować swoją pracę mimo innych obowiazków. Pisałem już że Elizabeth jest uroczo uparta?

Świetna, tryskająca humorem (jak po wlaniu wody do kwasu) opowieść o rzeczach ważnych i wielu z nich bliskich mojemu ich rozumieniu. Od wielkich problemów, jak kwestia rozsądnego równouprawnienia (tak pod względem płci, jak i innymi względami) poprzez ukazanie zastałych, skostniałych układów obsadzonych przez ludzi, którzy wygodnie rozsiedli się w nich dawno temu i teraz bardziej od tego, co robić powinni zajęci są (pół biedy) zachowaniem stanowiska lub (fatalnie) gnębieniem innych aż do kwestii wychowania dzieci. Niesamowita przy tym jest lekkość z jaką autorka punktuje wręcz pojawiające się w tych obszarach – bądź co bądź – istotne problemy.

Książkę przeczytałem po recenzji kolegi @ali3en (ledwo na tag wrócił i mi weekend do góry nogami wywrócił, bo miałem zupełnie inne plany). Całkiem już osobiście, ciekawe jest to że ta książka zdarzyła mi się w zasadzie przez przypadek (jak program w telewizji pannie Zott), bo ostatnio potrzebowałem i szukałem właśnie czegoś takiego – może nie wybitnie napisanej Wielkiej Literatury, ale ciepłej, budującej prostej w sumie historii. Czegoś na kształt Smażonych zielonych pomidorów. No i znalazłem te lekcje Lekcje chemii – książkę w zasadzie też o przygotowywaniu jedzenia, przynajmniej po części. Wychodzi mi teraz, że nic nie daje takiego ciepła jak kuchenka gazowa. Chyba.

Wpis dodany za pomocą tego skryptu

#bookmeter #literaturaobyczajowabookmeter #romansbookmeter
GeorgeStark - 2783 + 1 = 2784

Tytuł: Lekcje chemii
Autor: Bonnie Garmus
Gatunek:...

źródło: comment_16713934753XndTpiBzfjFjDjC0NHQDy.jpg

Pobierz
  • 2