Wpis z mikrobloga

@uncle_freddie ehh przypomniał mi czasy dzieciństwa, gimbazy. Lokalny turniej piłki kopanej, którego nasza wiejska szkoła była gospodarzem. Końcówka meczu półfinałowego. Przegrywaliśmy jedną bramką, ale właśnie dostaliśmy karniaczka, na wyrównanie. Do piłki dziarsko podszedł on, gwiazda drużyny, jak zawsze w super formie. Kto strzeli jak nie kapitan. Szkolny Oskarek. Gwizdek sędziego. Podbiega do piłki. Kopnął. I nagle wszyscy obserwują jak piłka z dużą prędkością opuszcza boisko. Zapadła taka cisza, że nawet koniki polne