Wpis z mikrobloga

841 630 + 8 + 5 + 518 + 5 = 842 166

Zapraszam do relacji z zawodów Great Lakes Gravel, 517km(+4500m) przygody po Mazurach. Tym razem niestandardowo relacja tekstowa i mniej kompletna video. Jest to mój pierwszy film, więc jak na razie jest przeciętnie a zmęczenie wyścigowe nie pomagało w nagrywaniu.

Relacja tekstowa:

Pierwszy raz udało mi się całkiem dobrze przespać noc przed zawodami. Szybko zasnąłem, wstałem chwilę po piątej, kilkadziesiąt minut przed budzikiem. Do startu o 7:15 miałem mnóstwo czasu.

Od kilku miesięcy nie miałem okazji zmarznąć i trochę lekceważąco podszedłem do temperatury która miała mi towarzyszyć podczas zawodów. Do miejsca startu wyścigu miałem 4.5km, po przejechaniu około 300m zawróciłem do mieszkania zmienić skarpety z rowerowych na grube trekkingowe z wełny merino, żałuję, że nie spakowałem kominiarki narciarskiej. wykres temperatury

7:15, start. Jedzie mi się świetnie, tętno wysokie, ale w ogóle go nie odczuwam.
Wykres tętna. Pasek rozłączył się w połowie wyścigu, więc wykres niepełny.

Pierwszy mały problem spotyka mnie na 50km, wypada mi bidon z koszyka pod ramą. Na wybojach bidon małymi kroczkami wysuwa się do góry z koszyka. Dopychanie go co chwilę jest irytujące.

Na 70km podczas zjazdu po wybojach wypada i ułamuje się osłona na ustnik. Przelewam zawartość do bidonów które zdążyłem już opróżnić. Czarna herbata z sokiem z aronii i miodem gryczanym wchodziła świetnie. Zrobiło się już trochę gorąco, więc decyduję się zdjąć część ciuchów.

Kolejne godziny mijają świetnie, trasa jest ładna i urozmaicona. Mnóstwo szutrów, dróg polnych i trochę asfaltu głównie przeciętnej jakości. Znalazł się nawet dwukilometrowy singiel z kilkoma powalonymi drzewami nazwany przez organizatorów "Pachulszczyzną". Określenie wywodzi się od nazwiska organizatorów kultowych zawodów Wisła1200 i oznacza niezbyt przyjazny dla rowerzystów teren którymi czasami prowadzi ów wyścig. Jedni to kochają, inni nienawidzą.

Punkt kontrolny na 206km znajdujący na się na szczycie góry ze stokiem narciarskim w Gołdapi zaliczam ze średnią prędkością 24km/h z której jestem bardzo zadowolony.
Mniej więcej w tym momencie zaczynam czuć delikatny ból w prawym kolanie. Nie zamierzam ryzykować dłuższej i poważniejszej kontuzji, jeśli ból się nasili wycofuję się.

Na 210km zjeżdżam 600m z trasy na Orlen na pierwszy "prawdziwy" postój. W bidonach pusto od kilkudziesięciu minut. Postój szybki i sprawny i ruszam dalej w trasę. Zaczyna mi się trochę gorzej jechać a temperatura cały czas spada i zapada zmrok. Ciekawostka, dzień wyścigu w tym roku pokrywa się z datą równonocy jesiennej. Ujawnia się kolejny mały problem techniczny, kabel ładujący latarkę na dołach wypada z portu usb, na szczęście mam drugi kabel który działa poprawnie. Na 300km trasy dojeżdżam do ciepłego Orlenu w Olecku gdzie jest już czterech innych zawodników. Morale niskie a myśl, że do następnego ciepłego miejsca mam 140km mocno mnie przeraża. Motywacja do ścigania się niska i spędzam na Orlenie pewnie z 30 minut.

Kolejne 140km do Orlenu w Mikołajkach jedzie mi się ciężko, wilgotność powietrza ogromna, mgła tak gęsta, że co kilka sekund spoglądam na nawigację żeby nie zaskoczył mnie zakręt. Kilkukrotnie się zatrzymuję na kilka minut a tempo jazdy jest przeciętne. Latarka przestaje się ładować, zapewne od wilgoci. Na szczęście jest już trzecia w nocy i do wschodu słońca pozostało tylko trzy godziny i bateria powinna podołać.

Na Orlen na 440km dojeżdżam w słabym stanie i spędzam na nim więcej niż trzydzieści minut, zaglądam na tracking i widzę, że w przeciągu kilku minut dojedzie 8 kolarzy w dwóch grupach, dwu i sześcioosobowa.
Zawodnicy startują o różnych godzinach, więc oczywiście nie liczy się kto pierwszy będzie na mecie a czas przejazdu. Sześciu zawodników startowało 54 minut po mnie i dwóch 12m przede mną. Ekspresowo zebrałem się do dalszej drogi, ku mojemu zdziwieniu dwóch zawodników w tym jeden który miał do mnie 12m straty nie zjechało na Orlen. Zdecydowałem się powalczyć, 75km do mety. Ruszyłem z grubej rury, znowu włączył mi się tryb ścigania, coś pięknego. Niestety ten stan nie potrwał długo, 58km od mety przy zmianie przedniej przerzutki słyszę trzask. Przednia przerzutka nie działa. Koniec walki, pozostaje mi się dotoczyć powoli do mety.

Dojeżdżam do mety o 8:11 z czasem 24h 56m. Wyścig w klasyfikacji piątek+sobota kończę na 19 miejscu. Gdyby nie awaria przerzutki skończyłbym zapewne na 16 miejscu. Mało prawdopodobne, że udało by się nadrobić stratę do piątki z Orlenu i zając 11 lokatę. Startowało 354 zawodników, do mety dojechało 323.

Ciężko mi określić czy jestem zadowolony z tego wyścigu. Liczyłem na lepsze miejsce, ale jazda przy tak niskiej temperaturze w nocy w ogóle nie sprawiała mi przyjemności i jechałem wolno. Przez 300km towarzyszył mi delikatny ból kolana który zapewne wpływał na tempo. Z entuzjazmem czekam na następne wyścigi w przyszłym sezonie.

Tymczasem czas na trochę kolarstwa przygodowego i za kilka dni wybieram się w podróż rowerem do Rzymu, start prawdopodobnie z Pragi.

Po więcej relacji z wypadów bikepackingowych i zawodów ultra zapraszam do śledzenia mojego tagu #gravelove

#rower #rowerowyrownik #gravel
StarozytnyChrabaszczSzablozebny - 841 630 + 8 + 5 + 518 + 5 = 842 166

Zapraszam do...
  • 33
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@Starozytny_Chrabaszcz_Szablozebny: czyli leciałeś z velobird'em - przynajmniej pierwszego dnia ;)
Film spoko, rzeczywiście ciut brakuje w Twoim komentarzu gdzie aktualnie jesteś, albo chociaż napisu na filmie. Tak to bardzo ok - opowiadasz co się dzieje, z czym się zmierzasz i jaki plan dalej. Jedynie do audio można się przyczepić - zewnętrzny mikrofon pewnie był by najlepszą opcją.