Wpis z mikrobloga

2302 + 1 = 2303

Tytuł: Wielkie Nadzieje
Autor: Charles Dickens
Gatunek: klasyka
Ocena: ★★★★★★★★

Słowem, byłem zbyt wielkim tchórzem, aby czynić to, co uważałem za słuszne, i zanadto tchórzyłem, aby uniknąć złych postępków. Nie miałem jeszcze wtedy żadnego kontaktu ze światem i nie wiedziałem, że w ten sposób postępuje większość jego mieszkańców.


Ta książka spodobała mi się zanim jeszcze zabrałem się za jej treść właściwą. Wystarczyło spojrzenie na spis treści, gdzie, jak byk stoi: „Rozdział 1” a później, powtórzone wielokrotnie, ”Następny rozdział”. To miło i zawsze mi się podoba, jeśli autor raczy zacząć od żartu, a przynajmniej od czegoś zabawnego albo nietypowego. Później zaczęła się powieść i było już dość typowo, przynajmniej jeśli chodzi o treść, ale za to bardzo ciekawie i interesująco. Nikt przecież nie powiedział, że żeby było ciekawie i interesująco to musi być jakoś szczególnie. Pierwsza część książki opowiada o dzieciństwie Pipa, spędzonym w małym miasteczku, w domu kowala Joego, męża siostry chłopca. Dzieciństwo to było dość typowe (poza dwoma nietypowymi wydarzeniami), tak jak to wtedy mogło wyglądać, z wszystkimi jego cieniami i (może trochę niedocenianymi) blaskami. Tyle tylko, że to typowe dzieciństwo zostało przez pana Dickensa opisane w sposób bardzo ładny a nawet urzekający. Świetne było zwłaszcza przywiązywanie wagi do szczegółu, który tworzył zarówno wyraźne postaci, jaki i wyraźne tło. Pierwsza część wspomnień Pipa była kapitalna, tak w treści jak i formie.

W którymś kolejnym ”Następnym rozdziale” zmieniła się trochę treść, zmieniły się trochę okoliczności, zmienił się też sam Pip (choć może wyszła z niego prawdziwa natura – nie że jego prawdziwa natura, po prostu ludzka prawdziwa natura). Nie zmieniła się forma, ale chociaż czasami dla mnie sama forma jest wystarczająca, tak tutaj głównie jej współdziałanie z treścią powodowały, że byłem zachwycony. Wcześniej autor sprawił, że polubiłem głównego bohatera, a w drugiej części widziałem, że to, co robi nie prowadzi do niczego dobrego. Aż chciało się krzyknąć „Pip! Nie rób tego!”. No ale gdyby Pip tego nie zrobił, nie uwierzył w swoje wielkie nadzieje i za nimi nie podążył, nie byłoby tej całej opowieści. I mimo że – tak sobie myślę – ja nie miałbym nic przeciwko temu, żeby czytać o tym jak Pip żyje sobie prosto, choć w miarę szczęśliwie z Joem, tak jednak książka powinna być o czymś i dokądś prowadzić. Tak się już przyjęło, tak nas autorzy przyzwyczaili i chyba tak muszą pisać. Czytelnik oczekuje! Nie chcę przez to napisać, że dalej mi się nie podobało, czy że dalsza część jest napisana gorzej, bo tak nie jest. Cała historia prowadzona jest wspaniale, tylko jakoś szkoda mi się tego Pipa zrobiło. Tym bardziej, że dość mocno się z nim utożsamiłem.

Wspaniale nakreślone (szczegółami!) postaci, bohater, który przechodzi przemianę (a nawet może i dwie!), świetnie (bardzo barwnie!) prowadzona narracja, to wszystko można znaleźć w tej książce. Można też z niej wyciągnąć wnioski, przy czym zdaję sobie sprawę, że te wnioski mogą być różne dla różnych czytelników. Wydaje mi się, że to jakie wnioski znajdzie się w tej książce zależy głównie od tego jakie własne wielkie nadzieje ma konkretny czytelnik i na jakim etapie realizacji tych nadziei się znajduje. W końcu nie bez powodu ukuto powiedzenie „uważaj o czym marzysz, bo jeszcze może się spełnić”.

Wpis dodany za pomocą tego skryptu

#bookmeter #klasykabookmeter
GeorgeStark - 2302 + 1 = 2303

Tytuł: Wielkie Nadzieje
Autor: Charles Dickens
Gatunek...

źródło: comment_16640888988zgREz36aMqdDoFFfFditQ.jpg

Pobierz
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach