Wpis z mikrobloga

Zgodnie z obietnicą - dzisiaj szerszy opis mojej samotnej wyprawy - w 3 dni przejechałem równo 1030 kilometrów.

Założenia były proste - pakuję namiot i kieruję się tam, gdzie będzie najlepsza pogoda, czyli w tym wypadku padło na Mazury i Suwalszczyznę. Trasa zaplanowana była częściowo tylko na początek pierwszego dnia (z punktu startowego w Górze Kalwarii nad Śniardwy do Niedźwiedziego Rogu), a następnie pełna improwizacja w poszukiwaniu punktu na nocleg. Na końcu wpisu podam trochę informacji technicznych oraz listę rzeczy, które miałem ze sobą.

UWAGA! Dużo czytania

1 dzień
Wyjechałem z domu około 9 rano i kierowałem się DK50 w stronę Łochowa, a następnie do Wyszkowa i dalej wioskami (i częściowo szutrami oraz lasami) w kierunku Ostrołęki. W Ostrołęce trafiłem na jakieś masakryczne korki i ogromny ruch, ale jakoś udało się wyjechać w stronę Kadziła i dalej już wioskami przez Kurpie kierowałem się w stronę jeziora Śniardwy, nad które dotarłem chwilę po godzinie 14, jadąc wcześniej pięknym leśnym szutrem (droga leśna udostępniona do ruchu publicznego). Na całej trasie od Ostrołęki był bardzo duży ruch, głównie ludzie wracający z urlopów na Mazurach. Zostałem też minięty przez 2 pobów na szlifierkach (droga wiejska, podwójna ciągła, przejście dla pieszych i oczywiście wyprzedzanie z prędkością na oko 180-200 km/h. Nie dziwię się, że tacy ludzie giną jak muchy.

Pogoda była taka sobie, momentami lekko kropiło, ale powoli widać było szansę na poprawę, co trochę polepszyło mi humor.
Chciałem zjeść sobie dobry obiad w Głodowie, ale w jedynej knajpie w okolicy było mnóstwo ludzi, i przez 10 minut nikt nie podszedł do mojego stolika, więc odpuściłem sobie te luksusy i pojechałem dalej kierując się na wschód w kierunku Okartowa.

Około godziny 16 dotarłem na pole biwakowe obok Okartowa, rozejrzałem się i stwierdziłem, że średnio mi się podoba, poza tym jest za wcześnie i jeszcze bym pojeździł, tym bardziej, że wyszło słońce i zrobiło się mega przyjemnie. Po krótkim odpoczynku znalazłem na mapach googla kemping w Trygorcie nad samymi Mamrami, i tam ustawiłem nawigację. Trasa prowadziła przez Orzysz, Miłki, Ogonki i Węgorzewo. Po drodze złapał mnie lekki deszcz, ale trwało to kilka minut i nawet za bardzo nie zmokłem. O 19 rozłożyłem namiot, hamak i pojechałem raz jeszcze do Węgorzewa na małe zakupy na kolację i śniadanie. Gdybym miał miejsce, to zrobiłbym to wcześniej, ale niestety byłem spakowany na styk. Wróciłem na miejsce biwaku, wypiłem zimne piwo na pomoście, wziąłem prysznic i zabrałem się za szykowanie kolacji. Potem hamak i chill do późnego wieczora. Ludzi na kempingu było bardzo mało, głównie ze względu na pogodę - w nocy było jakieś 12 stopni, ale śpiwór dał radę i nie zmarzłem.

2 dzień
O godzinie 4 rano obudziły mnie żurawie, które darły mordę 10 metrów od namiotu. Około 5 rano zjadłem śniadanie w namiocie i czekałem, aż słońce trochę podgrzeje temperaturę żeby zacząć się zbierać w drogę. Chwilę po 7 rano zabrałem się za zwijanie obozu (nie chciałem wcześniej budzić ludzi, którzy spali po sąsiedzku w kampervanie i na jachcie). Na szczęście tej nocy nie było wilgoci, więc zwijałem się na sucho, co w przypadku namiotu jest mega komfortowe. Zanim ruszyłem, wyprowadziłem motocykl poza kemping, żeby nie hałasować i ruszyłem do Węgorzewa zatankować.

Po tankowaniu postanowiłem objechać Mamry przez Sztynort, Harsz i Ogonki - znam dobrze tę drogę i zawsze lubię nią jeździć kiedy tylko jest taka okazja. Następnie bocznymi drogami kierowałem się do Gołdapii, gdzie zatrzymałem się na krótki postój. Patrząc na okolicę na mapach google znalazłem ciekawe miejsce - stare mosty kolejowe w Botkunach. Ustawiłem nawigację na to miejsce i ruszyłem w drogę. Niestety nawigacja google to jest dramat w przypadku takich bocznych dróg, więc trochę pobłądziłem, ale finalnie udało się dotrzeć na miejsce - ROBI WRAŻENIE! Następnie obrałem kierunek na wieś Markowo położoną w Parku Krajobrazowym Puszczy Rominckiej.

Chłop się w lesie zgubił, śmiechu warte

Do tego miejsca prowadzą w większości drogi szutrowe oraz leśne. Nie brakowało też kopnego piachu, na którym moje szosowe opony błagały o litość, a ja miałem sporo zabawy z utrzymywaniem motocykla w pionie. Po dotarciu do punktu okazało się, że z tej wsi pozostała tylko nazwa i jakaś jedna opuszczona zagroda. Dookoła las i co gorsze - całkowity brak zasięgu. Tutaj popełniłem bardzo duży błąd - nie pobrałem wcześniej map offline, co za chwilę przysporzyło mi sporo emocji...

Jadąc zgodnie z nawigacją (która miała jeszcze dane zapisane z obszaru, gdzie był zasięg internetu) dojechałem do miejsca, w którym miałem skręcić w prawo - problem był tylko taki, że wskazana droga praktycznie nie istniała i nie chciałem ryzykować jakiejś grubej wtopy - jednak brak zasięgu skutecznie hamuje zapędy offroadowe na motocyklu szosowym :D Skręciłem zatem na rozwidleniu w lewo i szukałem innej, równoległej drogi. Po jakimś czasie dotarłem do leśniczówki, ale oprócz szczekających psów nie było nikogo. Uznałem, że główna droga musi prowadzić gdzieś poza las, więc ruszyłem dalej prostą jak strzała drogą leśną. Po kilku kilometrach, jadąc cały czas lasem dotarłem do pięknego leśnego jeziora, nad którym utworzono punkt czerpania wody. Minął mnie jakiś jeden samochód, a nawigacja już całkowicie zwariowała. Do tego telefon przestał się ładować (potem okazało się, że to wina kabla), zostało 10% baterii, a zasięgu nadal nie było. Ruszyłem dalej na p południe w kierunku najbliższych wsi, kierując się już tylko kompasem i zarysem lasu na mapach. Po chwili zrobiło mi się dość nieswojo, bo dotarłem dokładnie w to samo miejsce, gdzie pierwotnie miałem skręcić w prawo... czyli zatoczyłem koło.

Na całe szczęście jako tako ogarniam poruszanie się po lesie, na azymut itd, więc po prostu wybrałem wcześniejszą drogę biegnącą w kierunku południowym, na której było najwięcej śladów samochodów zwożących drewno, i w ten sposób po kilku kilometrach dotarłem do wsi, w której miałem się znaleźć od samego początku. Później, sprawdzając zdjęcia satelitarne i odtwarzając w głowie drogę, którą pokonałem można było się nawet uśmiać, bo na początku, gdy wybrałem drogę w lewo, od wsi dzieliło mnie jakieś 600 metrów.

Z tego miejsca, jadąc szutrami (między innymi przez wieś Żabojady) dotarłem do mostów w Stańczykach. Dalej jechałem w kierunku Wiżajn i znowu drogami polnymi w kierunku Szypliszek. Te tereny znam bardzo dobrze, więc jechało się wyśmienicie. Miałem wrażenie, że momentami zahaczam o ślad TET. Pogoda też dopisywała. Następnie tankowanie w Sejnach i późnym popołudniem zatrzymałem się u rodziców na noc w okolicy miejscowości Giby. Tutaj chill, ognisko i odpoczynek, a muszę przyznać, że już mocno czułem te 2 dni jazdy - uszy, szyja, kark, barki, dupsko, kolana...

3 dzień
To w sumie już była tylko jazda nastawiona na powrót do domu, ale wybrałem boczne drogi, które znam jak własną kieszeń. Giby, Płaska (tutaj tradycyjny przejazd przez śluzę Paniewo na Kanale Augustowskim), Rubcowo, Janów, Knyszyn, Tykocin i wjazd na S8. Na ekspresówce trochę popadało, więc trzeba było bardzo uważać. Za Ostrowią Mazowiecką zjechałem na DK50 w kierunku Broku i po godzinie z hakiem dotarłem do domu.

Ogólnie wyjazd uważam za mega udany. To było spełnienie marzeń z dzieciństwa. Nie było wygodnie, nie było szybko, nie było prestiżowo, ale bawiłem się doskonale. Mam nadzieję, że po przeróbce kanapy w moim XT będzie wygodniej.

Teraz lista sprzętu, który miałem ze sobą:**
- namiot (2 osobowy z Decathlonu) + plandeka 2x3m w razie, gdyby trzeba było przykryć motocykl przed deszczem.
Namiot spakowałem dodatkowo w gruby worek foliowy i przypiąłem osobno do płyty bagażowej

W torbie Q-bag 60L (https://allegro.pl/oferta/torba-motocyklowa-q-bag-superdeal-ii-rolka-60l-12294177702) zmieściły się takie rzeczy:
- materac, też z Decathlonu (składa się do wielkości termosu)
- śpiwór + mała pompowana poduszka (zdecydowanie za mała, spanie na tym to jest dramat)
- hamak z taśmami
- mała butla + mała kuchenka jednopalnikowa, do tego mały rondelek, kubek, mała deska do krojenia i sztućce
- ubrania, klapki, ręcznik, kosmetyki itd
- mała apteczka
- latarka czołowa, bateria 4ah od wkrętarki i do tego przystawka z USB - jako powerbank sprawdziło się znakomicie.
- nóż, zapalniczka, mutlitool, śrubokręt, zapasowa świeca, żarówka

Do tego miałem jeszcze tę małą torbę Qbag na zadupek - jechała przypięta na górze torby - tam miałem -chusteczki do szyb aby było czym umyć wizjer w kasku, kamerę z uchwytem na szczękę, wodę itd.

Zarówno torba jak i namiot przypięte były pasami do płyty bagażowej, którą sam wykonałem (wrzucałem nawet tu kiedyś zdjęcia). Sprawdziło się to znakomicie!

Motocykl palił 4,2 litra przy spokojnej jeździe, a przy darciu 120-130 ekspresówką spalił 5 litrów na 100 km.
Na szczęście obyło się bez jakichkolwiek komplikacji technicznych - lałem paliwo, sprawdziłem dwa razy poziom oleju i naciąg łańcucha i to tyle.

Czego można się spodziewać w takiej trasie, jeśli nie robi się tego na co dzień?
Na pewno bólu dupska, pleców, szyi i karku, nadgarstków - szczególnie ma nakedzie, gdzie walka z wiatrem jest non stop od prędkości 100 km/h.
Na pewno też nie każdy będzie w stanie spać w namiocie i czerpać z tego radość, dlatego można to zamienić na agroturystyki - jest tego pełno i zwykle znajdzie się wolny pokój.
Na pewno też ogromnej frajdy z jazdy i z tego, że nie trzeba się nigdzie spieszyć, czerpiąc radość z każdego pokonanego zakrętu.

Gratuluję i dziękuję każdemu, komu chciało się przeczytać moje wypociny ;)
LWG!

Wołam też:
@LoginZeStali
@jaceks653
@PancakeV
@Steven_Hyde
@NocnyPsotnik
@krakowski_knur
@methanex
@bocznica

#motocykle #motowyprawy
erdetmxt - Zgodnie z obietnicą - dzisiaj szerszy opis mojej samotnej wyprawy - w 3 dn...

źródło: comment_1657625471QpVDLbs9bMmFXGJCvox2a3.jpg

Pobierz
  • 19
@erdetmxt: No i superowa wycieczka ;) Ja bym tylko od siebie zmienił: inaczej montował bagaż na motocyklu, no i uzywał nawigacji offline z aktualnymi mapami (masz tego dużo do wyboru). Google maps to są dobre tylko na dojazdówkach do startu i mety przygody, a potem dokładniejsze pobrane mapy. Szerokości.
@erdetmxt: no właśnie polecam boczne sakwy, bagaż będzie rozłożony na boki i nizej, a nie taka wieża która ci tylko destabilizuje motocykl. Oponki jakieś dualowe wrzuć to nie będziesz się stresował i chętniej jeździł bocznymi drogami gdzie czeka prawdziwa przygoda ;)
@bocznica: Też się bałem, czy ten kaban nie będzie za mocno bujał maszyną, ale zupełnie nie odczuwałem różnicy względem jazdy bez bagażu. Ja też mały nie jestem, więc było czym dociskać maszynę :D mapy offline 100% racja.
@kosapawel: To zależy - na pewno znajdzie się 100 innych lepszych motocykli do turystyki, ale XT też się da, tylko trzeba być świadomym tego, jaki to jest motocykl i jakie ma możliwości. Przede wszystkim 1 cylinder, więc wibracje są mocno odczuwalne, do tego lubi szarpać, ale jest dość elastyczny w dolnym i średnim zakresie obrotów. Vmax na siłę to 150-160 km/h, ale to już żadna przyjemność. Ja mam dodatkową szybę, która