Wpis z mikrobloga

Opowiem wam pewną historię Mireczki, którą sobie ostatnio przypomniałem z racji że odezwał się do mnie stary znajomy ze studiów.
Na studiach mieszkałem na osiedlu w pobliżu akademików, w miarę nowo wybudowanym osiedlu gdzie proporcja starszych osób do młodych była jakieś 10 do 90% (z czego pewnie połowa to studenci). Byłem wtedy na pierwszym roku i mieszkałem 2 miesiące z bratem i jego współlokatorami (brat za rok miał kończyć studia, ja dopiero zaczynałem, więc mnie przygarnął dopóki nie znajdę jakiegoś spoko mieszkania w dobrej cenie oraz pracy, abym mógł sobie dorobić na studenckie życie).
Wśród jego współlokatorów (było nas w sumie 4 osoby) było dwóch kolesi, którzy idealnie pasowali do archetypów - spoko ziomeczka oraz gigachada.
Ziomeczek to taki wygadany koleś, pełen charyzmy, inteligentny, którego ciężko nie lubić i zawsze dogada się czy to z policją, czy z sebixami, a nawet zbajeruje dziewczyny bez problemu.
Gigachad to facet z bogatego domu, gdzie jego życie kręci się wokół trzech rzeczy studiów (chce pracować u ojca, ale musi mieć papiery, a potem pewnie przejmie jego działalność), imprez oraz siłowni. Taki współczesny Adonis, co jak wchodzi do klubu to nie było dnia by nie wyszedł stamtąd z jakąś ładną dziewczyną (#blackpill i #redpill by mogli o jego życiu książkę napisać).
Jakoś w drugim tygodniu mojego mieszkania zrobili imprezę, gdzie było z 15 osób z ich kierunku, więc było dość głośno, alkohol lał się strumieniami, itd. Ba, nasze grono wkrótce się powiększyło, bo wpadli do nas sąsiedzi z góry oraz z mieszkania obok, którzy też byli studentami i wbili się z prezentami w postaci alkoholu i ładnych towarzyszek.
Impreza trwała od 20 i przed 22 słyszymy domofon i sąsiad (na oko około 30 lat) przychodzi taki skruszony i prosi o ściszenie muzyki, bo żona spać nie może. Rozmawiał z nim właśnie ten Ziomeczek i po chwili koleś sam wszedł do naszego mieszkania i zaczął z nami imprezować XD Mówił, że po ślubie przestali wychodzić z żoną, bo jej się nie chce, a on siedzi całe dnie w domu przez to i że wypije z nami 2 lub 3 kielonki i wraca. Został chyba z 20 minut i wypił znacznie więcej niż 3 shoty.
Słyszymy kolejny dzwonek i przez domofon widzimy, że jakaś kobieta stoi przed drzwiami. Tym razem otworzył Gigachad, który zaczął z nią rozmawiać i zaprosił do nas. Jak się domyślacie to była żona tego typa, co przyszedł wcześniej. No i tak zaczęliśmy imprezę z sąsiednim małżeństwem (aby było śmieszniej, dobry kontakt pozostał nawet jak ja mieszkałem już sam, bo często sobie rozmawialiśmy czy to w windzie czy na klatce lub sklepie. A babka sama czasami przychodziła podzielić się wypiekami - nie oszukujmy się, chciała znów poprzebywać z naszym Gigachadem, bo zawsze z nim najwięcej rozmawiała).
Na sam koniec przyszła policja. Patrol mieszany, co ułatwiło zadanie - Gigachad rozmawiał z laską, a Ziomeczek z kolesiem i obyła się bez mandatu, tylko mieliśmy przenieść imprezę. Dodatkowo, koleś co nas zgłosił podobno stał już przed drzwiami jak przychodzili i #!$%@?ł na nich, że tak późno przyjechali, więc w sumie oni sami już byli negatywnie nastawieni do niego, co mogło skutkować pobłażliwością wobec nas.
Także morał historii jest taki, że aby mieć w życiu łatwiej musisz być albo przystojny, albo mieć zajebistą charyzmę. Ja sam dostałem później 3 mandaty, a żadna z imprez nie była nawet w połowie tak głośna jak wtedy.
#studia #ddariel #pijzwykopem #logikaniebieskichpaskow #logikarozowychpaskow
  • 4
  • Odpowiedz