Wpis z mikrobloga

@skolfild dla mnie pierwsze parę godzin to zdecydowanie najlepszy singiel w historii, ale mniej więcej w okolicy pojawiania się Silverhanda zaczyna się dno i metr mułu. Świat który jest totalną makietą, która jak się tylko trochę zejdzie ze śnieżki upada. Pamiętam, że pierwszy raz dziewczyna, która złapała chłopaka w dzielnicy pełnej burdeli #!$%@? go na początku robiła wrażenie, ale kiedy okazało się że trwa to 24/7 no to zupełne dno. Takie gry
@Preacher123: U mnie właśnie trochę na odwrót. Rdr2 był spoko do momentu pierwszego obozu w lesie i pełnej otwartości. Wszystko było oczywiście niesamowicie dopracowane ale gdzieś tam mnie dosyć szybko zaczęło nudzić (może dlatego że wole po prostu świat CP niż dziki zachód).

Coś ala walki w Last of us - niby świetne, system wiecznego braku amunicji i znalezienia akurat ostatniej sztuki która zabija przeciwnika jest genialny ale jednak wolałem poznawać
@skolfild trochę odkupuje ale..

Z mojej strony powiem tak, też mam trochę lat na karku i NIGDY nie dokończyłem praktycznie żadnej gry single player, zazwyczaj w połowie albo gdzieś przy końcu mi się nudziła. Albo grałem tylko gry multiplayer.

Ostatnio była promocja na cp to sobie pomyślałem a spróbuję Polska produkcję.

Jesu w dwa tygodnie nie mogłem odejść od komputera xD zrobiłem trzy zakończenia a jedna postacią na poziomie trudnym wbiłem Max