Wpis z mikrobloga

To już ostatnia część wspomnień z moich wycieczek. Było mi bardzo miło że miałem stale tych trzydziestu paru czytających i BARDZO wam dziękuję. Tylko dzięki wam a w szczególności kilku którzy często udzielali się w komentarzach znalazłem w sobnie chęci aby dokończyć pisanie. Dziękuję jeszcze raz i miłej lektury.
PS. Pod koniec wakacji pojadę motorowerem na Bałkany albo motocyklem enduro na Białoruś zwiedzić ja dokładnie. Po wakacjach napisze wspomnienia o ile będzie co opisywać.

Klątwa to poważna sprawa. Cz.13

Większość restauracji była zamknięta a część tych otwartych nie serwowała żadnego dania gdyż mówili że jest Ramadan i szykują jedzenie na wieczór.
Pierwszy raz spotkałem się z tym świętem właśnie w Turcji. Byliśmy zdziwieni że jadłodajnie są w dzień pozamykane, aż w końcu ktoś nam wytłumaczył że mają święto którego jedną z zasad jest poszczenie od świtu do zmierzchu. Dlatego my też musieliśmy w mniejszych miejscowościach pościć albo zaopatrywać się w jedzenie w sklepach. Jednak szybko się nauczyliśmy że trzeba się zatrzymywać w większych miastach tam restauracje były otwarte raczej dla nie wiernych czyli nas. Pamiętam jak wchodziliśmy do jednej gdzie kucharze i pomoc kuchenna dosłownie robili w pośpiechu góry jedzenia, to nie były przysłowiowe góry tylko prawdziwe metrowej wysokości kopce zrobione z sałat, chlebów, mięs, szaszłyków itp. Czym było dalej na zachód tym restrykcje restauratorów malały a w miejscach szczególnie turystycznych jak np. Kapadocji jadłodajnie nie były w ogóle zamykane i na bieżąco obsługiwały zgłodniałych.
Jeśli już rozmawiamy o jedzeniu to muszę przyznać że nigdy nie byłem w kraju które ma tak dobre posiłki jak Turcja. W każdym innym państwie możesz się natknąć na lepsze lub gorsze jedzenie, lub ogólnie kiepskie jak w Rosji czy tragiczne jak w Mongolii. A państwo Erdogana serwuje tak smaczne i inne potrawy że u nas nie starczyło by gwiazdek w ocenach google.
Raz dziennie czasem dwa razy zatrzymywaliśmy się w barach i restauracjach i ani razu nie byłem rozczarowany posiłkiem, ba to nawet nie były dobre obiady one były zawsze powyżej przeciętnej. Tam nawet głupi kebab (który ma niewiele wspulnego z naszym), to była prawdziwa uczta.
Tak zdecydowanie warto jechać do Turcji tylko po to aby próbować nowych smaków a co rejon to dochodzą nowe potrawy. Nie zależnie od regionu często na deser który jest wliczony w cenę obiadu, dostawaliśmy kawałek plastra miodu nie odwirowanego. Na początku człowiek się dziwił jak do tego podejść, widząc kawałek plastra 5x5cm ociekającego miodem. Kiepskie rozwiązanie to było skrobanie łyżeczką tego miodu, po takim zabiegu wszystko było uwalone, dlatego zaczęliśmy normalnie żuć te plastry wypluwając tylko wosk pszczeli. Czasem dostawaliśmy takie kawałki do kawy albo herbaty w kawiarniach.
Jeśli chodzi o ceny w restauracjach to w 2016r. Były znacznie wyższe nieraz i dwukrotnie od Polskich..
Jak już omawiamy jedzenie, to warto omówić to co znajduje się w sklepach gdyż produkty na półkach trochę się różnią od ich odpowiedniczek w innych krajach. Zaskakujące jest to że w takim Tadżykistanie na granicy z Afganistanem w sklepach mieli zasadniczo wszystko to samo co my w Polsce w latach dziewięćdziesiątych tylko że w biedniejszej wersji.
Wróćmy jednak do Turcji.
Picie herbaty to tradycja i dobry obyczaj, pije się jej dużo i często. W sklepach nie ma herbat w saszetkach na sznurku są tylko luzem a i często małe opakowanie to 400g. Herbat jest mnóstwo rodzajów i stoją na najwyższym poziomie smakowym. W dodatku są tańsze niż ich odpowiedniczki w Polsce. W zwykłym osiedlowym markecie herbaty zajmują często i po 10-15% powierzchni sprzedażowej. Podobną powierzchnię zajmuje kilka z ich słodyczy, zaczynając od galaretek Lokum które są mieszaniną cukru, soku owocowego oraz mąki kukurydzianej a to wszystko posypywane cukrem pudrem, po przez Pismaniye które wyglądają jak zmieszana wata cukrowa z chałwą a jest zrobiona z mąki pszennej, masła, cukru i jakiegoś dodatku smakowego. Nie może też zabraknąć chałwy w najróżniejszych odmianach i z różnymi dodatkami, miejscowi na tyle polubili ten deser że stworzyli na jego bazie także chałowy sos, choć nie wiem do czego można go używać a i jeszcze widziałem pastę chałową do smarowania na chleb, coś jak u nas kremy czekoladowe. Sporo jeśli nie najwięcej miejsca ze słodyczy zajmują miody, jednak tylko część z nich jest w słoikach połowa lub większość jest w plastrach z miodem, położone na tackach i owinięte streczem, czym plaster droższy tym jakby lepiej uwydatnione logo pasieki lub firmy. Ceny są różne i mocno rozbieżne te najdroższe które kosztowały za ramkę i po 150zł często przyozdabiały ściany sklepu jak u nas drogie alkohole.
Jak już jesteśmy na alkoholach to omówmy specyfikę nabycia tego trunku. Nie można go kupić w każdym sklepie. Są specjalne sklepy które sprzedają alkohol, często mają oklejone szyby i procenty (piwo to też alkohol) wydają w czarnych nie prześwitujących torebkach aby nie gorszyć prawowitych muzułmanów. W marketach wyskokowych trunków jest mało i jeśli są to bardziej procentowe, i prawie zawsze zagraniczne wytwory.
Te bardziej znane są drogie np. butelka Jonego Walkera Red Label 0,5L kosztowała 130zł.
Pewnego dnia po obiedzie przegrałem z chłopakami w papier kamień nożyczki i musiałem iść kupić piwo. Najpierw zaszedłem do najbliższego sklepu, żadnego alkoholu nie było, następnie do drugiego też nic. W końcu stwierdziłem że w dyskoncie na pewno będą mieli piwo. Nie mieli. Ale wskazali drogę do sklepu. Sklep był nie pozorny gdyż miał szyby i drzwi zaklejone czarną folią. Gdy wszedłem do środka, zauważyłem łysego sprzedawcę w pasiastym polo który siedział za ladą z papierosem w kąciku ust. Całość robiła wrażenie pół legalnego przybytku, przez szybę w lodówce dostrzegłem piwa. Najtańsze było po 8zł najdroższe po 22zł za 0,5L. Każdy z kolegów chciał po trzy puszki. Postanowiłem się zemścić i kupiłem jedne z droższych za 3 puszki płacili po czterdzieści parę złotych. Po wręczeniu zamówienia moim kolega, poznałem kilka stopni niedowierzania.
Najpierw był brak wiary w to że ceny mogą być tak duże.
Następnie przeszli do zaprzeczenia, argumentując to zbyt wielką rozbieżnością cenową między Turcją a Polską.
Potem była rezygnacja, gdyż wiedzieli że alkohol jest kupiony i trzeba oddać mi pieniądze.
Na końcu pogodzili się ze swoimi wydatkami.
A wieczorem stali się największymi koneserami piwa w Turcji, oceniając jego kolor oraz bukiet smakowy drożdży i to za każdym łykiem. A i jeszcze bąbelki (nie mylić z dziećmi), tak ilość bąbelków w piwie wydawała się im wtedy bardzo istotna. Jakże cena potrafi zmienić wymagania człowieka co do produktu który kupił.

Religia.
To właśnie w Turcji po raz pierwszy dostrzegłem to jak wyznanie a raczej ściślejsze trzymanie się zasad religijnych potrafi podzielić społeczeństwo. We wschodnio-południowych rejonach tego kraju, trafialiśmy na kobiety całe zakryte przez burki. Zazwyczaj chodziły w stadzie...
Gdy wyłaniały się z za zakrętu, od razu kojarzyły mi się z krukami które obserwuję w Polsce. Gdy widzę te ptaki w lesie jak kołują nad drzewami wiem że bardzo blisko nich musi być jakaś padlina albo wnętrzności ustrzelonego zwierzęcia. Może jest to nie właściwy osąd jednak skojarzenia mam jednoznacznie wojenne.
Dla odmiany mężczyźni do trzydziestego roku życia ubierali się w zwiewne koszule często o jasnych kolorach, i czasem chodzili za rękę z nastolatkami męskiej płci.
Było to zjawisko powszechne w rejonach gdzie religia dominowała w życiu codziennym. Zjawisko tak nagminne i dla miejscowych naturalne że absolutnie nikt nie zwracał na nie uwagi prócz nas.
Gdy zwróciłem Grzesiowi uwagę na tą specyficzną obserwację, on stwierdził że pedalstwo dotarło nawet tutaj. Oczywiście nie miał do końca racji, choć może...
Patrząc na to jak to wygląda w Afganistanie, gdzie religia Muzułmańska jest dominująca, tam jawnie część młodych mężczyzn(których na to stać) ma utrzymanka w postaci nastolatka z którym ku ogólnej wiedzy i akceptacji społecznej, współżyje cieleśnie. A to wszystko w kraju w którym zapytanie się kobiety na ulicy o godzinę może skutkować dwoma trupami. Jej i pytającego się osobnika płci męskiej. Wszystko wykonane rękami jej najbliższych w imię honoru...
Dlatego nie byłem pewien na sto procent czy ci męscy donżuani poprzestają tylko na trzymaniu reki swojego kuzyna jak niesie wieść gminna.
Jednak wystarczyło przemieścić się dalej na północ od Syrii lub na zachód aby kobiety w burkach i trzymający się faceci za ręce zniknęli.

Motocykle:
Jako że we trójkę przemieszczaliśmy się motocyklami (właśnie sobie uświadomiłem że z miejsca zamieszkanie samochodem nigdy nawet nie dojechałem za połowę Polski a co dopiero do innego kraju) zwracaliśmy uwagę na motocykle występujące w kraju Erdogana. Osobiście myślałem że kraj będzie zdominowany przez rodzimą firmę Kanuni (motocykle)producent między innymi MZ ETZ 251/300.
Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Jeździło sporo motocykli lecz praktycznie wszystkie to Chińskie 125cm3 sprzedawane pod różnymi nie znanymi mi markami. Kanuni też sprzedawał Chińskie cuda lecz te droższe cuda. Najtańszy z tych chińczyków kosztował 2400zł. U nas w kraju wtedy najtańszy był Romet K 125 którego cena oscylowała w okół 4tys zł.
Śmiem twierdzić że 60% ze wszystkich motocykli to były ten najtańsze. Nie wiem czy grupa odbiorców była specyficzna czy też najmłodsza. Ale to właśnie te motocykle najczęściej trafiały na przeróbkę u domorosłych agrotunerów.
Motocykl za dwa tysiące złotych więc niezwykle prosta konstrukcja, niczym rodem przeniesiona z kartki kilkulatka gdy nauczycielka kazała namalować motocykl. Silnik to najsłabsza i najprostsza czterosuwowa 125.
Jeśli chodzi o wygląd to odniosłem wrażenie że część młodych właścicieli zafascynowała się ciężarówkami z Pakistanu i Indii.
W dodatku połączyli to z Turecką skromnością. Dlatego motocykle o jednym wydechu stawały się takimi co mają dwa,trzy a czasem i cztery tłumiki. A to że nie są one podłączone do kolanka wydechowego tym nikt się nie przejmował.
Złoto to kolor bogactwa i przepychu, (jak mawiał pewien ksiądz w filmie “złote a skromne”) dlatego każdy liczący się tuner musiał mieć pomalowane złote elementy w pojeździe.
Przeplatane przez szprychy tiule czy inne materiały też były ważne. Należało także pamiętać o frędzelkach wiszących na krańcach kierownicy, tu akurat nastąpił zachwyt nad moda amerykańską. A że skóra droga to frędzle często były cięte z jakiejś grubej foli jak przy dziewczęcych rowerkach w Polsce.
Ci bogatsi dokładali dolny spojler, jednak była to już oznaka posiadania mnóstwa kasy i krem de la krem tuningu (coś jak u nas w latach 90-ych naklejka nike na tylnej szybie malucha). Oczywiście felgi i szprychy też nie mogły mieć normalnego koloru a wygrywał ten którego motocykl bardziej świecił się w słońcu.
W Polsce motocykl jest postrzegany raczej jako pojazd bardziej luksusowy i jako hobby a nie przymus. W Turcji natomiast motocykl to często jedyny środek transportu dla całej rodziny. Tam każdy którego stać kupuje samochód jednak nawet używany czterokołowiec nie jest tak tani jak nowy Chiński jednoślad dlatego młodzi ludzie tam wyżywają się tunersko właśnie na motocyklach.
Nie którym nie wystarczy wygląd, ważna jest dla nich także prędkość lecz tuning kosztuje więcej niż farba. Dlatego aby skutecznie zwiększyć vmax stają się ucieleśnieniem słowa niski współczynnik aerodynamiczny. Raz spotkaliśmy takiego gościa. Stał niczym Mad Max jedząc słonecznik na pobliskim pagórku i lustrował drogę która układała się u jego stóp. Gdy go mijaliśmy, w pośpiechu wyrzucał przekąskę, zakładał kask i odpalał maszynę. Jechaliśmy zgodnie z ruchem na ulicy w okolicach 105 km/h. Po chwili usłyszałem odgłos małej pojemności jednocylindrowca kręconego na najwyższych obrotach z wybebeszonym tłumikiem. Gdy nadarzyła się okazja szalony Max zaczął manewr wyprzedzania, gość ważył z 60kg stopy trzymał na podnóżkach pasażera brzuchem leżał na płaskim baku podbródkiem też dotykał zbiornika, czasem przechylał głowę w lewo. Ruch był spory a możliwości jego silnika już dawno przekroczone, dlatego zrobiłem mu miejsce na pasie. Tempo wyprzedzania można porównać do wyścigu dwóch staruszek z balkonikami które gnają na stołówkę gdyż usłyszały że na obiad jest rozgotowany groszek z marchewką. Gdy gość wyprzedził naszą trójkę zjechał na najbliższą stację benzynową aby zawrócić lub czekać na kolejną ofiarę. Kusiło mnie aby podczas gdy on mnie wyprzedzał minimalnie dodać gazu co zostawiło by go z tyłu ale przypomniałem sobie ile za dzieciaka sprawiało mi przyjemności ściganie się i wygrywanie z większymi motocyklami. Mimo tego że ci więksi nie wiedzieli że się ścigamy.
Przez całą Turcję szukaliśmy oczami MZ od Kanuni. Myślałem że będzie ich pełno, wręcz zatrzęsienie a okazało się iż znaleźliśmy tylko tylko dwie. Pewnego dnia gdy zatrzymaliśmy się w jakimś miasteczku aby złożyć hołd tej doskonałości na dwóch kołach i za razem porównać tą produkowaną w Niemczech i jej odpowiedniczkę z Turcji, przyszedł fryzjer właściciel jednośladu. My chcieliśmy rozmawiać o motocyklu a on jakby nas nie słuchał i ciągle namawiał abyśmy się u niego ostrzygli. Przepychanka słowna trwała chyba z 5 minut po czym na odchodne fryzjer powiedział:
-To chociaż wam brody przystrzygę!

Drogi.
Wszelkiej maści jezdnie są w dobrym stanie lecz trzeba się wykazać pewną dozą nie ufności co to ich przyczepności. Nasze drogi mają w sobie takie małe kamyczki posklejane asfaltem, co powoduje sporą przyczepność, natomiast w Turcji zamiast małych kamyczków są spore kamienie nawet takie wielkości czterech paznokci od kciuka. Pozytywnym aspektem jest to że gdy asfalt się nagrzeje do 50C nie powstają na nim koleiny. Negatywnym zaś to że droga tak nie za bardzo trzyma oponę. W Turcji jeździ się szybko prędkość przelotowa dla wszystkich pojazdów to około 110km/h co mnie zdziwiło niewiele mniej jedzie się we wioskach które są rozdzielone na pół przez asfalt. Takie wioski także są dziwne gdyż wzdłuż drogi mają postawione barierki z jednej i drógiej strony oraz tylko jedno przejście i to naziemne bez świateł.

Ludzie
Uczynni i pomocni. Przynajmniej w większości. Przytoczę przykład.
Jechaliśmy po jakiejś drodze dwupasmowej w jednym kierunku na obrzeżach miasta. Przed nami jechał jakiś gość w samochodzie. Zjechaliśmy na lewy pas aby go wyprzedzić on zauważył nasze zamiary i też zjechał na lewy pas specjalnie nas blokując. Coś tam pokazywał ręka. Po minucie na prawym pasie pokazały się leżące policyjne koguty a za nimi stała policja i mierzyła prędkość. Gdy minęliśmy ten punkt pomiarowy, miejscowy zjechał na prawy pas i pomachał nam przyjaźnie ręką a my z życzliwością odpowiedzieliśmy tym samym. Z drógiej strony trzeba pamiętać że największy handel kobietami Ukrainkami/Białorusinkami/Rosjankami odbywa się właśnie w Turcji i stąd są wysyłane do burdeli w całej Europie. Wszyscy o tym wiedzą, policja wie, władza wie ale nikt z tym nic nie robi.

Domy.
Turcja to kraj kontrastów godnych Rosji tylko na wielokrotnie mniejszym terenie więc i kontrast się bardziej rzuca w oczy. Można spotkać chałupy wyglądające jak by postawiono je kilka wieków temu a kilkaset metrów dalej stoją nowoczesne potężne domy. Wiem co powiecie że i w Polsce są takie miejsca. No właśnie nie ma a przynajmniej ja nie widziałem albo nie bierzecie dosłownie zdania “kilka wieków temu” one naprawdę tak wyglądają i czasem się człowiek zastanawia czy w tym czymś żyją ludzie czy też owce. Odnośnie tych zwierząt czasem są przetrzymywane w czymś takim co przypomina. Nie, nie przypomina to złe słowo , to są zwyczajne lepianki z oknami z foli po nawozach a za drzwi robią dwie deski zbite razem.

Prezenty.
Tym razem to my szukaliśmy prezentów, zasadniczo to Grześ szukał takich dla swojej dziewczyny. Umyślił sobie że musi to być coś charakterystycznego dla Turcji. Podumaliśmy trochę i Pawełek albo Grześ przypomnieli sobie że Sułtan w bajkach zawsze miał takie charakterystyczne trzewiki z zakręconym nosem. Od tamtego dnia zatrzymywaliśmy się w każdym mieście i miasteczku przeszukując stragany i targowiska w poszukiwaniu butów.
Często się rozdzielaliśmy w podczas poszukiwań więc zapytałem się Grzesia jak mam pytać o te buty.
-Do you have a shoes like a sultan. Tak brzmiało mniej więcej zdanie którego miałem używać.
Jednak szybko je zapomniałem i złożyłem do kupy nowe z tego co pamiętałem.
-Shoes like a sultan?
Wszystko zdało się na nic bo nikt nie rozumiał po angielsku lub nie rozumiał mojego angielskiego. Jednak w końcu znalazł się jeden który nas zrozumiał i powiedział że to było kiedyś tradycyjne obuwie w Turcji ale przy granicy z Syrią a my stamtąd własnie przyjechaliśmy i podróż zajęła kilka dni.
Stanęło na tym że Grześ z Pawełkiem kupili sobie po dywanie do modlitwy.
-Po co ci dywan do modlitwy? Zagadałem do Grzesia.
-Dam go dziewczynie w prezencie.
-A jak nie będzie go chciała?
-To nawet lepiej będę miał w warsztacie.

Wróćmy jednak do wycieczki. O Kapadocji wiedziałem wtedy ciut mniej niż teraz, myślałem że ta kraina leży gdzieś we Francji, nie wiedziałem co się w niej znajduje a nazwa jakoś tak pachniała mi lawendą i szafranem. Pawełek zaprowadził nas na kemping z widokiem na dziwną formację skalną w dodatku formację z dziurami. Wtedy dowiedziałem się że ten rejon słynie właśnie tylko dzięki tym dziwnym piaskowcom i temu że ludzie w nich mieszkali.
Kierownikiem na kempingu był gość który niezwykle przypominał mi pewnego jego mościa z pracy. Wzrost pomiędzy motorynką a ogarem 200, miał wydatny brzuch i szaro siwego wąsa. Fryzura niczym połączenie Rutkowskiego z zabójcą z “To nie jest kraj dla starych ludzi”.
Ba, ten kierownik to wręcz była doskonała kopia gościa odemnie z pracy. Podobne ruchy, podobna gestykulacja, podobne maniery i zachowanie.
Gość też miał pretensje nie wiadomo o co i chciał jakieś nie zgodne z regulaminem opłaty. O dziwo nie tylko od nas ale od każdego który przyjechał. Więc po kolei kłócił się z każdym z gości.
Mimo zachowania kierownika uważam że to był najlepszy kemping na jakim byłem, może dlatego że chyba też jedyny na jaki odwiedziłem. Ale trzeba temu miejscu oddać iż widok był wysokiej jakości. Wszystkie te formacje skalne leżały poniżej naszego miejsca odpoczynku, więc mieliśmy na nie świetny widok.
O brzasku miały wzlecieć w powietrze balony z turystami, którzy z góry chcą podziwiać formację skalne. Same balony są atrakcją opisywaną w przewodnikach, dlatego koledzy stwierdzili że wstaną o tej 5 rano i pojada na punkt widokowy aby podziwiać je w całej sowim majestacie.
Ja uznałem że nie ma co przesadzać i aby wstać tak wcześnie rano to musiał by startować największy sterowiec w dziejach ziemi. Dlatego na wieczorne wielokrotne nalegania Grzesia abym o brzasku z nimi pojechał stanowczo odmówiłem. Widziałem że jak rano będą ruszać to Grześ jeszcze raz mnie zapyta o to samo, dlatego zawczasu ułożyłem sobie odpowiedź. Gdy nadszedł brzask Grześ zagadał w swoim stylu.
-Wstawał ty leniu śmierdzący! Zaraz balony się będą wzbijać w powietrze.
-#!$%@?. Odpowiedziałem sennie.
Wstałem o siódmej i dowiedziałem się od Grzesia że nigdy jeszcze nie widział tak pięknego zjawiska, po chwili sprostował to Pawełek mówiąc że żadnych balonów nie było gdyż wiatr był zbyt silny.
Skierowaliśmy się w stronę zachodnich brzegów półwyspu Tureckiego znacznie poniżej Stambułu. Jadąc drogą bez pobocza przemieszczaliśmy się równo z samochodami czyli coś w okolicach 100km/h, w pewnym momencie pod pancerza zbroi motocrossowej i pod koszulę dostała się osa. Pierwsze użądlenie nastąpiło gdy uderzyła w moje ciało, odpłaciłem jej kilkoma uderzeniami w zbroję pod którą siedziała. Ona mi się odwdzięczyła drugim użądleniem w innym miejscu, ja jej w rewanżu znów przy grzmociłem w zbroję, ona w odwecie użądliła znów gdzie indziej. I tak siedem razy na przestrzeni pięciu kilometrów, aż znalazłem bezpieczny zjazd. Gdy ją wysupłałem z fałd koszuli ta nadal żyła.
A r
  • 21
@mpetrumnigrum:

-Wstawał ty leniu śmierdzący! Zaraz balony się będą wzbijać w powietrze.

-#!$%@?. Odpowiedziałem sennie.


xD Spodziewałem się bardziej złożonej odpowiedzi.

ja jej w rewanżu znów przy grzmociłem w zbroję, ona w odwecie użądliła znów gdzie indziej. I tak siedem razy na przestrzeni pięciu kilometrów, aż znalazłem bezpieczny zjazd.


A one nie tracą żądła za pierwszym razem? Ogólnie kwikłem.

A rok później w pewnym kanale na yt do takiej zbroi jak
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@mpetrumnigrum: dziękuję za opis kolejnej wyprawy. Dzisiejszy rozdział świetnie się czytało. Zbierz to rzeczywiście gdzieś w bloga, bo szkoda żeby zginęło. Do usłyszenia!
@golf3cabrio: kupuj rometa ogara 200. Patrz aby miał sprawne teleskopy i amortyzatory oraz aby dwa hamulce działały. Najpierw go odblokuj a potem wsadź gaźnik Simsona 16n1 i zapłon elektroniczny wtedy będziesz miał niezawodny sprzęt i prędkość vmax 50km/h jak chcesz go przerabiać to pisz do mnie z pytaniami. Wielkim plusem ogara 200 jest dostępność każdej części produkcji czeskiej w jakiejś tam jakości. Bo do ogar 205 i pochodnych są tylko chińskie
@mpetrumnigrum: czytam od dawna, moim zdaniem jeżeli byś miał trochę dobrych zdjęć z podróży to mógłbyś się pokusić o wydanie książki - dobrze się to czyta, tylko musiałbyś znaleźć redaktora który by poprawiał byki xD

Dzięki za wpisy ()
@Heart: dzięki. Zdjęć mam od groma. Wrzucałem do poprzednich wpisów z Mongolii i Pamiru. Myślę że są wystarczające do książki. A z Kaukazu kolega robił zdjęcia więc wyrazie czego by mi udostępnił.